[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Matka zbudziła ją z tych cudnych zwidzeń, a głównie Hanka, która przyszła już przyszykowana do drogi i chociaż nieśmiało, pierwsza wyciągnęła rękę na zgodę.— Do Częstochowy idę, to mi darujecie, com ta przeciw waju[2715] zgrzeszyła.— Bóg zapłać za dobre słowa, ale co krzywda, to krzywda! — mruknęła stara.— Nie ruchajmy[2716] tego! Proszę was ze szczerego serca, byście mi odpuściły.— Złości już do was w sercu nie chowam — westchnęła ciężko Dominikowa.— Ani ja! chociem niemało przecierpiała! — wyrzekła poważnie Jagusia i posłyszawszy sygnaturkę poszła się przybierać do kościoła.— Wiecie, a to Jasio organistów idzie z kompanią — ozwała się po chwili Hanka.Jagusia posłyszawszy nowinę wypadła z chałupy na pół ubrana.— Co ino sama organiścina mi powiedziała, jako koniecznie naparł się iść do Częstochowy! Raźniej będzie nama[2717] wędrować z księżykiem i honorniej! Ostajta[2718] z Bogiem.— Pożegnała się przyjacielsko i poszła do kościoła rozpowiadając po drodze nowinę, juści, co się jej dziwowali, tylko Jagustynka pokręciła głową i rzekła cicho:— W tym coś jest! Już on ta z dobrej woli nie idzie, nie.Ale nie pora była na dłuższe wywody, bo z pół wsi zebrało się w kościele i ksiądz już wychodził z wotywą, odprawianą na intencję pielgrzymki.Jasio służył do mszy jak co dnia, jeno[2719] dzisia[2720] twarz miał cosik[2721] bledszą i dziwnie zbolałą, zaś oczy podsiniałe i jeszcze szkliste od łez, że jakoby we mgłach majaczył mu cały kościół, Tereska, leżąca krzyżem przez całe nabożeństwo, wystrachane oczy Jagusi, matka, siedząca w dworskiej ławce, i te przystępujące do komunii wędrowniki — jak przez mgłę widział, przez te łzy zaledwie powstrzymywane, przez żałość szarpiącą mu serce i przez ten śmiertelny smutek.Proboszcz od ołtarza żegnał odchodzących, a kiej[2722] się wywalili przed kościół, skropił ich wodą święconą i pobłogosławił, podnieśli zaraz chorągiew, krzyż błyszczał na czele, ktosik[2723] zaśpiewał i kompania ruszyła w daleką drogę.Z Lipiec szły: Hanka, Marysia Balcerkówna, Kłębowa z córką, Grzela z krzywą gębą, Tereska z mężem, które się ochfiarowały[2724] przez całą drogę nie brać do ust nic gorącego, i parę komornic, ale wraz z ludźmi z drugich wsi zebrało się ze sto narodu.Odprowadzała ich cała wieś, zaś wozy zawalone tobołami szły na zajdach[2725].Ale mimo wczesnej godziny upał się już wzmagał, słońce ślepiło oczy i kurz podnosił się tumanami, że szli jakby w tych szarych, duszących obłokach.Jagusia szła z matką i z drugimi, była strasznie zmizerowana, trzęsła się w sobie z żałości, a łykając gorzkie, sieroce łzy patrzyła w Jasia kieby[2726] w to słońce, juści[2727], co[2728] z dala, bo organiścina z dziećmi nie opuszczała go ani na chwilę, że nie było sposobu przemówić do niego ni nawet stanąć mu w oczach.Mateusz mówił cosik[2729] do niej, to matka, to drugie, cóż, kiej[2730] tylko jedno wiedziała, że Jasio na zawsze odchodzi, że już go nigdy nie zobaczy, przenigdy.Pod figurą na Podlesiu pożegnali kompanię, która zaraz pociągnęła dalej, wśród śpiewań oddalając się coraz barzej[2731], aż i zginęła całkiem z oczów, a tylko kajś[2732] w rozsłonecznionych dalach, nad drogami, podnosiły się kłęby kurzawy.— Laczego? laczego? — jęczała wlekąc się niby trup za powracającymi do wsi.— Padnę i zamrę! — myślała czując w sobie jakby poczynanie się śmierci, szła coraz wolniej i ciężej, wyzbyta ze sił skwarem, zmęczeniem i tą straszną udręką.— I cóż ja teraz pocznę, co? — pytała, zapatrzona w ten dzień dziwnie pusty i boleśnie ślepiący.Czekała z upragnieniem nocy i cichości, ale i noc nie przyniesła[2733] jej folgi[2734] ni ukoju[2735], tłukła się do samego świtania kole[2736] chałupy, szła na drogi, poleciała nawet na Podlesie pod figurę, kaj[2737] ostatni raz widziała Jasia, i zapiekłymi od męki oczami szukała na szerokiej, piaszczystej drodze jakby śladów jego kroków, choćby cienia po nim, choćby tej grudki ziemi tkniętej przez niego.Nie było, nie było la[2738] niej nic i nikaj[2739], nie było już zmiłowania i poratunku.Zabrakło jej w końcu nawet łez, zabite smutkiem i rozpaczą oczy świeciły kiej[2740] studnie niezgłębionej boleści.A tylko niekiej[2741], przy pacierzu, zrywała się ze spiekłych warg żałosna skarga.— I za co to wszystko, mój Boże, za co?XIIIU Dominikowej zrobiło się już zgoła nie do wytrzymania, Jagusia bowiem łaziła kiej[2742] nieprzytomna i o bożym świecie niewiedząca, Jędrzych też jeno[2743] zbywał roboty, coraz częściej przesiadując u Szymków, a w gospodarstwie czynił się taki upadek i opuszczenie, że nieraz niewydojone krowy pędzili na paśniki, świnie kwiczały z głodu i konie obgryzały drabiny rżąc przy pustych żłobach, boć stara nie poredziła[2744] zaradzić wszystkiemu, jeszczek[2745] ona utykała o kiju, z przewiązanymi oczami, na pół ślepa, to i nie dziwota, co głowa jej pękała od turbacji[2746]
[ Pobierz całość w formacie PDF ]