[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zciągnął ją ze stołka.- Chodz, kochanie, zatańczymy i będziemy tańczyć, dopókici łzy nie obeschną.Declan usiadł na stołku, wziął do ręki piwo i patrzył na nichtańczących na parkiecie.Dobrze wyglądają razem.- zauwa\yła Lena, stając zanim.O tak, bardzo.Ciekawe, jak my wyglądalibyśmy razem.Uparciuch z ciebie - westchnęła.- A jaki samochód mikupisz?63- Samochód?- Czy\byś ju\ zapomniał? Przecie\ proponowałeś mi, \emo\esz mi kupić drinka, kawę, samochód lub psa.Jeśli chodzio drinki, to mogę je sobie sama postawić, i kawę te\ wolęwłasną.Psa tak jakbym ju\ miała.Mam równie\ samochód, alenie widzę powodu, dla którego nie mogłabym mieć dwóch.Jakiej marki mi kupisz?- Jaką sobie wybierzesz!- Dam ci znać - odparła i odeszła w głąb baru.4Przez trzy dni Declan bardzo solidnie pracował.Najwięcejsatysfakcji dawało mu rozwalanie wszystkiego, co zamierzałusunąć bądz zmienić.Nawet budowanie od początku czy przy- wracanie do pierwotnego stanu nie sprawiało mu takiej przy-jemności.Zburzył kuchnię, usunął  wyspę" stojącą na środku,zlikwidował lady i kredensy.Za pomocą pary wodnej usunąłtapety, po czym zerwał linoleum.Dokopał się do surowego gipsu i drewna i teraz otworzyłysię przed nim ogromne mo\liwości.Wieczorami leczył pęcherze na rękach i nadwyrę\one mięś-nie, a tak\e przeglądał ró\ne ksią\ki z projektami wnętrz.Dzień rozpoczynał od picia porannej fili\anki kawy na gan-ku z nadzieją, \e mo\e dostrze\e gdzieś Lenę i wielkiego czar-nego psa, którego nazywała Rufus.Spotykał się z robotnikami i rzemieślnikami, zamawiał ma-teriały, a w przypływie entuzjazmu tak się zagalopował, \ekupił na giełdzie samochodowej pikap wielkości cię\arówki.Pierwszego wieczoru udało mu się zbudować kominekw dolnym salonie.Uczcił tę okazję szklanką merlota wypi-ła w samotności.Nie przydarzyło mu się więcej chodzenie lunatyczne, alenadal miewał dziwne sny.Kiedy się budził, pamiętał tylko ichfragmenty.Często była to muzyka, a jej dzwięki wydawały sięmieć korzenie w mózgu, jak tumor.Czasem docierały do jegouszu jakieś podniesione głosy.Kiedyś śnił o seksie.Słyszałgłębokie westchnienia, zwidywały mu się w ciemności leniwe65ruchy ciała na ciele i \ądza rosnąca niby ciepła fala.Obudziw-szy się, dr\ał cały i długo jeszcze czuł delikatny zapach lilii.Poniewa\ o seksie mógł na razie tylko śnić, całą energię kie-rował na pracę.Kiedyś postanowił zrobić przerwę, jednak tylko po to, byzło\yć komuś wizytę.Wychodząc, zaopatrzył się w bukiecikbiałych stokrotek i surową kość dla psa.Dom na bagnie był parterowy, zbudowany z cyprysowegodrewna, ale postawiony pośpiesznie i niedbale.Z trzech stronopływała go woda koloru tytoniu.Mała biała łódka kołysała się łagodnie przy pochyłej przystani.Tam, gdzie nie dochodziławoda, dom otaczały drzewa: cyprysy, dęby i leszczyna.Z ga-łęzi zwieszały się czyste butelki do połowy napełnione wodą.Pod dębem, niczym wyrastająca z jego splątanych korzeni,stała malowana figura Najświętszej Panienki.U Jej stóp kwitłyciemnoczerwone bratki.Błotnisty podjazd prowadził do niewielkiego ganku, gdziewśród doniczkowych kwiatów zaskakiwał stojący tam bujak.Zielone okiennice przypominały kolor mchu.Drzwi z metalo-wej siatki, mającej chronić przed insektami, były w dwóchmiejscach połatane, a zza siatki dochodziły mocne dzwiękibluesa w wykonaniu Ethel Waters.Declan słyszał ostrzegające donośne szczekanie psa.Niespodziewał się, \e Rufus jest a\ tak wielki.Nie był te\ przygo-towany na szybkość, z jaką pies wyskoczył zza drzwi i zaata-kował go.- Jezus Maria! - krzyknął.I to było wszystko, na co sięzdobył, Chwilę się zastanawiał, czy dać nura w otwarte okno pi-kapu, czy stanąć bez ruchu, gdy czarna masa, wielkością dorów-nująca chyba kucowi, z poślizgiem zatrzymała się u jego stóp.Rozdzierające uszy szczekanie przeplatał Rufus groznymipomrukiwaniami, warczeniem i robiącym imponujące wra\e-nie odsłanianiem zębów.Poniewa\ Declan wątpił, by udało musię odpędzić psa bukiecikiem stokrotek, zdecydował się na na-wiązanie przyjacielskiego kontaktu.- Nie, Rufus! Naprawdę! Taki z ciebie ogromny pies.Jakci się wiedzie?Rufus powąchał buty Declaim, potem doszedł do końca nogii wreszcie wsunął nos w sam środek krocza.66- No, stary! Nie spoufalaj się tak bardzo!Mając na uwadze zęby psa, Declan wolał zaryzykować dłońni\ fiuta i powoli wyciągnął rękę, aby tę masywną psią głowętrochę od siebie odsunąć i poklepać. Rufus przez chwilę wpatrywał się w niego błyszczącymibrązowymi oczami, po czym jednym szybkim, płynnym ru-chom stanął na tylnych łapach, a olbrzymie przednie oparł naramionach Declana.Wyciągnął język mniej więcej długościrzeki Missisipi i z rozmachem liznął Declana po twarzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl