[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Darby tylko się uśmiechała.- Bałaś się? - zapytał.- Tak, a ty?- Jasne, chociaż byłem pewien, że nic nam nie grozi.Wiem teraz, jak bezpiecznieporuszać się w towarzystwie sześciu uzbrojonych facetów, którzy osłaniają cię własnymciałem.A kiedy jedzie się furgonetką bez okien, można nareszcie nie myśleć o tym, że ktościę śledzi.- Voylesowi bardzo się to podobało, nie sądzisz?- Oczywiście.Zachowywał się jak Napoleon przed bitwą.Wydawał rozkazy jakprawdziwy wódz.Dla niego to wielka chwila.Rano dostanie lekkiego prztyczka w nos, alespłynie to po nim jak woda po gęsi.Jedyną osobą, która może go zwolnić, jest prezydent, aśmiem twierdzić, że w tej chwili Voyles ma go w garści.- Wie także, kto zabił.Dla detektywa nie ma większego szczęścia.- Poza tym załatwiliśmy mu kolejne dziesięć lat u żłobu.Biada mi!- Wiesz, uważam, że w gruncie rzeczy to przyzwoity facet - powiedziała.- Napoczątku nie podobał mi się, ale zmieniłam zdanie.Być może jest świetnym aktorem, ale robiwrażenie przyzwoitego gościa.Kiedy mówił o Verheeku, miał nawet łzy w oczach.- Daj spokój, Darby.Voyles to twardziel.Niedługo przekona się o tym pan FletcherCoal.Miała długie, szczupłe nogi, o idealnym kształcie.Gładził jej stopy i czuł się jakuczniak na pierwszej randce.Nogi były blade, potrzebowały słońca.Wiedział, że za kilka dnicała Darby opali się na brąz.Nie miał pojęcia, dokąd chce polecieć, i martwił się tym.Widaćjednak tak miało być.Może zresztą jeszcze sama nie wie.?Darby ta sytuacja skojarzyła się z Thomasem.Callahan stawiał butelkę obok łóżka ipopijając co chwila malował dziewczynie paznokcie.Teraz - w pędzącym z szumem silnikówodrzutowcu - wspomnienie to wydawało się bardzo odległe.Thomas nie żył dopiero oddwóch tygodni, lecz jej zdawało się, że upłynęły lata.Tyle wydarzyło się od tamtej pory.Lepiej, że wyjeżdża.Gdyby została w Tulane, musiałaby przechodzić koło jego biura,oglądać sale, w których uczył, rozmawiać z jego kolegami profesorami, mijać dom, w którymmieszkał, a wtedy ból byłby nie do zniesienia.Wspomnienia bywają czymś wspaniałym, alepózniej.Kiedy jest się w żałobie, są zbyt bolesne.Inny mężczyzna masował teraz jej stopy.Początkowo wyglądał na osła, był zadziornyi wszystkiego się czepiał - typowy reporter.Szybko jednak odtajał, a pod skorupą loduodkryła człowieka o gołębim sercu.- Jutro twój wielki dzień - powiedziała.Gray upił łyk napoju z puszki.Dałby słony napiwek za zieloną butelkęimportowanego zimnego piwa.- Wielki dzień - powtórzył, podziwiając jej stopy. Dzień będzie taki, że nawet niepotrafisz sobie tego wyobrazić, maleńka, ale nie warto o tym mówić.W tej chwili liczyła siętylko ona.- Powiedz mi, jak to będzie wyglądać - poprosiła.- Wrócę do biura i zaczekam na ekspedycję gazety.Smith mówił, że zostanie do rana.Cała redakcja przyjdzie bardzo wcześnie.Usiądziemy w sali konferencyjnej, przedwłączonym telewizorem, i będziemy się delektować spustoszeniami, jakie poczyniliśmy.Będziemy tarzać się ze śmiechu, słuchając oficjalnej reakcji Białego Domu.White zBlazevichem też powinni dać głos.Nie znają Mattiece a.Prezes Runyan wygłosi komentarz.Departament Sprawiedliwości powoła skład rozpoznający sprawę.Politycy wpadną w szał.Kongres zwoła pięćdziesiąt konferencji prasowych.Słowem, dzień zapowiada sięinteresująco.Masz czego żałować.Parsknęła sarkastycznie.- Czym zajmiesz się w następnej kolejności?- Chyba Voylesem i jego taśmą.Spodziewam się, że Biały Dom zaprzeczy, jakobyingerował w śledztwo, i jeśli prasa się do tego przyczepi, Voyles ruszy do kontrataku.Zemścisię okrutnie.I da mi posłuchać, co nagrał.- A potem?- Potem to już same niewiadome.O szóstej rano ruszy konkurencja.Każda gazeta wkraju wepchnie komuś szpilę.- Zostaniesz gwiazdą - powiedziała z podziwem i bez sarkazmu.- Jasne.Będę miał swoje piętnaście minut.Drugi pilot zastukał do drzwi i stanął w progu.Spojrzał na Darby.- Atlanta - rzuciła.Pilot zamknął drzwi.- Dlaczego Atlanta? - spytał Gray.- Przesiadałeś się kiedyś na lotnisku w Atlancie?- Jasne.- I nigdy się nie zgubiłeś?- Parę razy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]