[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszędzie ostrekrawędzie, lśniące powierzchnie i gładka skóra.Błyszczący czerwony bar,46RLTogromna czarna skórzana sofa i gigantyczny telewizor na ścianie dominowaływ salonie, którego kluczowym punktem był taras za wielkimi szklanymidrzwiami i oknami. Och, mój Boże, cudownie! Julie natychmiast rzuciła się na sofę iwyciągnęła na niej jak długa. Co za dekadencja. I o to chodzi, mała. Podniósł pilota, wcisnął guzik i dudniącamuzyka wypełniła pokój. Przygotuję wam drinki. Możesz mi zrobić cosmopolitana? poprosiła Julie. Uwielbiamcosmo. Zaraz przyniosę. Mogłabym dostać szklankę wody? poprosiła Elizabeth. Och, Liz, nie bądz taką sztywniaczką. Jestem trochę odwodniona. I Boże, Boże, potrzebowała więcejpowietrza. Mogę wyjść na zewnątrz? Ruszyła w kierunku drzwi na taras. Oczywiście.Mi casa es su casa. Chcę potańczyć!Julie gwałtownie się poderwała i zaczęła kręcić się i podrygiwać, aElizabeth otworzyła szeroko drzwi balkonowe i wyszła na taras.Niepewnymkrokiem podeszła do barierki i oparła się o nią.Wyobrażała sobie, że zobaczycudowny widok, ale wszystko było jakieś zamazane.Co one robią? Co sobie myślały? To był błąd.Głupi, lekkomyślny błąd.Muszą stąd wyjść.Trzeba przekonać do tego Julie.Ale śmiech Julie bełkotliwy po kolejnym drinku słychać było nawetprzez muzykę.Usiądzie na kilka minut, zbierze myśli, poczeka, aż jej żołądek sięuspokoi.Może powiedzieć, że dzwoniła matka.Czymże było jeszcze jednokłamstwo wśród całej reszty.Wymyśli jakąś wymówkę, jakieś dobre,47RLTlogiczne wytłumaczenie, żeby stąd wyjść.Musi tylko zebrać myśli. Tu jesteś.Odwróciła się, gdy podszedł Alex. Do wyboru. Stał w złotej poświacie bijącego z dołu światła, wjednej ręce trzymając szklankę z wodą i lodem, a w drugiej koktajlówkę zefektownym różowym drinkiem, którego widok przyprawiał ją teraz omdłości. Dziękuję.Poproszę tylko wodę. Trzeba się dobrze odżywiać, mała. Ale odstawił drink na bok. Niemusisz tu być sama. Przysunął się i przycisnął ją plecami do drabinki.Zabawimy się we trójkę.Zajmę się wami obiema. Nie sądzę. Nie wiadomo, czy Ilia przyjedzie.Praca, praca, praca, oto jego motto.Chociaż wpadłaś mu w oko.Mnie też.Chodz do środka.Będzie dobrazabawa. Myślę.że zaczekam na Ilię.Potrzebuję skorzystać z łazienki. Twoja strata, maleńka. Chociaż wzruszył ramionami, pomyślała, żewidzi jakąś migoczącą iskierkę w jego oczach. Na lewo.Za kuchnią. Dzięki. Zawsze możesz zmienić zdanie zawołał za nią, gdy pobiegła dodrzwi. Julie. Chwyciła Julie za ramię, gdy ta starała się wykonać jakiśkarkołomny piruet na podłodze. Zwietnie się bawię.To najlepsza noc w moim życiu. Julie, za dużo wypiłaś.Wydając nieokreślony dzwięk, Julie odtrąciła Elizabeth. W żadnym razie.48RLT Musimy iść. Musimy zostać i bawić się! Alex powiedział, że może wziąć nas obie do łóżka. Ooch! Parskając śmiechem, Julie znów zakręciła się w kółko. Onsię tylko wygłupia, Liz.A ty się nie wymądrzaj.Twój chłopak będzie tu zakilka minut.Spoko, strzel sobie jeszcze jednego. Nie chcę już nic pić.Niedobrze mi.Chcę jechać do domu. Nie pojedziesz.Nikt się tam tobą nie zajmie.Chodz, Lizzy! Zatańczze mną. Nie mogę. Liz przycisnęła dłoń do żołądka, czując, że się poci.Muszę. Niezdolna do walki, pospieszyła na lewo, zerkając na Aleksa,opartego o drzwi na taras i uśmiechającego się do niej szeroko.Połykając łzy i potykając się, przebiegła przez kuchnię i niemal padła nakafelki, zatrzaskując za sobą drzwi łazienki.W pół sekundy zdążyła je zablokować i już klęczała nad sedesem.Zwymiotowała paskudną lepką różową ciecz i ledwie chwyciła oddech,zwymiotowała ponownie.Azy lały się z jej oczu strumieniami, gdypodzwignęła się, przytrzymując umywalki.Prawie oślepiona, puściła zimnąwodę, wypłukała usta i opryskała twarz.Dygocząc, uniosła głowę i zobaczyła w lustrze twarz białą jak wosk zsinymi zaciekami od tuszu pod oczami.Większość tuszu ciekła jej popoliczkach strugami niczym czarne łzy.Ogarnął ją wstyd, ale następna falamdłości rzuciła ją znów na kolana.Zwiat wirował wokół niej.W końcu wyczerpana skuliła się na kafelkachpodłogi i rozpłakała.Oby tylko nikt nie zobaczył jej w takim stanie.Chciała pojechać do domu.Chciała umrzeć.49RLTLeżała tak, cała się trzęsąc, z policzkiem przytulonym do zimnejpodłogi, aż wreszcie uznała, że może spróbować usiąść.W pomieszczeniucuchnęło wymiocinami i potem, ale nie mogła wyjść, dopóki nie doprowadzisię do ładu.Umyła się jak najstaranniej mydłem i wodą, trąc twarz aż do żywejskóry, przerywając tylko na chwilę, by się pochylić i zwalczyć kolejną falęmdłości.Twarz miała bladą, szkliste oczy otaczała czerwona obwódka.Ale ręcejej się trzęsły, więc próby poprawienia makijażu skazane były na porażkę.Musi przełknąć upokorzenie, wyjść na taras, na świeże powietrze, iczekać na Ilię.Poprosi, żeby odwiózł ją domu.Miała nadzieję, że ją zrozumie.Już nigdy nie będzie chciał jej widzieć.Nigdy jej nie pocałuje.Przyczyna i skutek, przypomniała sobie.Kłamała, kłamała i kłamała, aw rezultacie doznała nowego upokorzenia i, co gorsza, przebłysku tego, comogłoby być, gdyby sprawy potoczyły się inaczej.Opuściła klapę sedesu, usiadła i kurczowo ściskając torebkę,przygotowywała się na następny krok.Znużona, ściągnęła na chwilę buty.Jakie to ma znaczenie? Bolały ją stopy, a dla Kopciuszka nieodwołalniewybiła północ.Z całą godnością, jaką mogła z siebie wykrzesać, poszła do kuchniumeblowanej na czarno, gdzie tylko blaty świeciły bielą.Gdy obróciła się w stronę salonu, zobaczyła Aleksa i Julie nagich,uprawiających seks na skórzanej kanapie.Stanęła jak wryta.Oszołomiona i zafascynowana przyglądała się, jaktatuaże na plecach i ramionach Aleksa falują w rytm ruchów jego bioder.Leżąca pod nim Julie wydawała z siebie gardłowe jęki.Zawstydzona tym widokiem, Elizabeth po cichu się wycofała i przez50RLTkuchnię wyszła na taras
[ Pobierz całość w formacie PDF ]