[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wierzyłam, że znowu będę się takczuła! Nie, nic nie mów! Nic nie mów! - Musiała usiąść, bo nogi odmawiałyjej posłuszeństwa.- Wcale nie chciałam się tak czuć.Nie, nie chciałam.Bokiedy człowiek to czuje, to znaczy, że ma dużo do stracenia.Byłoby miznacznie łatwiej, gdybym mogła kochać cię tylko trochę, troszeczkę.Gdybymmogła cieszyć się świadomością, że będziesz dobry dla Tylera, niczym więcej!To by wystarczyło.- Ktoś powiedział mi niedawno, że nie można żyć pod kloszem.Niemożna żyć w ciągłej obawie, że coś może się zdarzyć.Głośno pociągnęła nosem.- Bystrzak z ciebie, co?- Od urodzenia.- Doug usiadł obok niej.- Będę dobry dla Tylera.I dlaciebie.- Wiem.- Położyła dłoń na jego kolanie.- Nie mogę zmienić nazwiskaTylera.Nie mogę pozbawić tego Steve'a.Doug w milczeniu wpatrywał się wjej dłoń, tę, na której wciąż nosiła ślubną obrączkę.- W porządku - powiedział.- Ale ja zmienię nazwisko.Podniósł wzrok, spojrzał jej prosto w oczy.Fala czułości i miłości byłatak wielka, że o mało nie zgniotła mu serca.Wziął ją za rękę, tę z obrączką,którą włożył na jej palec inny mężczyzna.- Wiesz, zaczyna mnie to powoli przerastać - oznajmił.- Najpierwpierwsza zapraszasz mnie na randkę, pózniej mnie uwodzisz, przyjeżdżasz tuza mną, a teraz jeszcze mi się oświadczasz.- Chcesz powiedzieć, że jestem apodyktyczna?- Nie.Gdybym chciał ci to powiedzieć, na pewno nie owijałbym wbawełnę.Chcę powiedzieć, że tym razem wolałbym sam poprosić cię o rękę.- Och, rozumiem.W porządku, zapomnij o tym, co przed chwiląmówiłam.Doug powoli odgiął jej zaciśnięte palce, pocałował otwartą dłoń.- Wyjdz za mnie, Lano.- Z radością, Douglasie.- Oparła głowę o jego ramię i głębokowestchnęła.- Bierzmy się do pracy, żeby jak najszybciej wrócić do domu.Pracowali w równym, spokojnym rytmie.Kiedy zatrzymali się przedczwartym domem, Lana pomyślała, że wyglądają na miłe, typowe młodeamerykańskie małżeństwo.Pewnie właśnie dlatego drzwi poprzednich trzechNora Roberts 395domów łatwo stanęły przed nimi otworem.Przyjrzawszy się domowi kolejnej pani Spencer, poczuła wątpliwości,czy i tym razem wszystko pójdzie równie gładko.- Piękna dzielnica - zauważyła.Po obu stronach uliczek, którymi jechali, stały duże, zadbane domy,okolone rozległymi, równo przystrzyżonymi trawnikami.Samochody napodjazdach były drogie i nowoczesne.- Pieniądze - mruknął Doug.- Tak, pieniądze.Nie ulega wątpliwości, że ta pani Spencer nie skarżysię na ich brak i prawdopodobnie wydaje je w bardzo dyskretny sposób.Wszystko w najlepszym gatunku, lecz proste, eleganckie i broń Boże nierzucające się w oczy.Mieli przed sobą stary dom z różowej cegły, z białą werandą osłoniętąkratą.Gęsto porastały ją pnącza winorośli.Przy podjezdzie rosły dwie wysokiemagnolie, a przed domem, nieco z boku, stał kilkuletni oliwkowożółtymercedes.Obok podjazdu widniała tablica agencji nieruchomości.- Dom na sprzedaż - odezwał się Doug.- Ciekawe.Czyżby to była tapani Spencer, której szukamy? Może sprzedaje dom, bo woli zwinąć żagle.Nikt poza moją rodziną nie wie, że tu jesteśmy, ale wcześniej ktoś odkrył mojąobecność w Bostonie.- Hmmm.Tak czy inaczej, tablica z ogłoszeniem o sprzedaży to dobrawymówka, żeby spróbować porozmawiać z panią Spencer.- Szukamy domu? - zapytał Douglas.- Tak.Zamożne, szczęśliwe młode małżeństwo szuka domu swoichmarzeń.- Odrzuciła do tyłu włosy, wyjęła z torebki szminkę i patrząc wlusterko, umalowała wargi.- Nazywamy się Beverly - to moje nazwiskopanieńskie - i pochodzimy z Baltimore.Proste?- Schowała szminkę do torebki.- Przeprowadzamy się tutaj, ponieważzaproponowano ci pracę na uniwersytecie.Włóż okulary.- Wykładowcy nie zarabiają zbyt dużo.- Odziedziczyliśmy sporą sumę.- W porządku.Opływamy w forsę, tak?- Mniej więcej.Ja jestem adwokatem, będziemy się tego trzymać, bomoże da nam to nowy temat do rozmowy.Zgarniam tłuste prowizje.Ogólnieniezle nam się powodzi i teraz szukamy domu.Trzymając się za ręce, weszli na ganek i zadzwonili do drzwi.Pokrótkiej chwili na progu stanęła kobieta w obcisłych czarnych spodniach ibiałej koszulowej bluzce, zdecydowanie za młoda, aby mogła być paniąSpencer.Lana poczuła wielkie rozczarowanie.Więzy krwi 396- W czym mogę państwu pomóc?Lana postanowiła mimo wszystko spróbować.- Mój mąż i ja zauważyliśmy stojącą przy ulicy tablicę ogłoszeniową.-zaczęła.- Szukamy domu w tej okolicy, więc.- Wydaje mi się, że pani Spencer nie była z nikim umówiona nadzisiejsze popołudnie.W sercu Lany obudziła się nadzieja.- Nie, nie byliśmy z nią umówieni.Po prostu przejeżdżaliśmy tędy ipodziwialiśmy te piękne domy.Na pewno teraz nie moglibyśmy obejrzećwnętrza, ale.Czy pani jest właścicielką? Może moglibyśmy umówić się napopołudnie albo na jutro?- Jestem gospodynią pani Spencer.- Ulegając typowo południowejgościnności, odsunęła się na bok i zrobiła zapraszający gest.- Jeżeli zechcąpaństwo chwilę zaczekać, zaraz zapytam ją, czy może z wami porozmawiać.- Będziemy bardzo wdzięczni.- Lana posłała kobiecie uroczy uśmiech.-Wspaniały dom, prawda, Roger?- Roger? - zapytał przyciszonym głosem, gdy gospodyni zniknęła wgłębi holu.- Tak miał na imię pierwszy chłopak, w jakim się zadurzyłam.Jakieprzyjemne oświetlenie.- ciągnęła.- I tylko spójrz na te podłogi.- Ale tamten dom był bliżej uniwersytetu.Lana uśmiechnęła się, najwyrazniej bardzo z niego zadowolona.- Wiem, kochanie, ale ten ma cudowną atmosferę.- Przerwała nawidok kobiety w eleganckim beżowym kostiumie, która szła ku nim przez hol.Chyba jest w odpowiednim wieku, pomyślała Lana.Co prawda,wygląda na młodszą, ale kobiety często stosują rozmaite sztuczki, aby sięodmłodzić.- Pani Spencer? - Lana postąpiła krok do przodu, wyciągnęła rękę.-Serdecznie przepraszam za naszą nachalność, ale padłam ofiarą urody panidomu i po prostu musiałam go obejrzeć.- Agentka nie uprzedziła mnie o państwa wizycie.- To nasza wina, bo jeszcze nie zdążyliśmy się z nią skontaktować.Przejeżdżaliśmy tędy i zauważyliśmy tablicę przed pani domem.Odkądpodjęliśmy decyzję o przeprowadzce na południe, marzyłam, że zamieszkamywłaśnie w takim domu.- Ależ, Tiffany! - Doug lekko ścisnął rękę Lany.- Dopiero zaczęliśmyszukać.Zaczynam pracę z początkiem następnego roku, więc mamy jeszczemnóstwo czasu.- Przenoszą się państwo do Charlotte?- Tak, już niedługo - potwierdził Doug.- Z Baltimore.To naprawdęNora Roberts 397piękny dom.Bardzo duży - dodał, rzucając Lanie ostentacyjnie ostrzegawczespojrzenie.- Chcę mieć duży dom, poza tym będzie nam potrzebna duża jadalnia isalon.Ile sypialni.- Lana potrząsnęła głową, jakby chciała skarcić się zazbytni pośpiech, roześmiała się.- Przepraszam.Rozumiem, że powinniśmyumówić się przez agencję.Roger uważa, że do stycznia na pewno zdążymyznalezć dom, o jaki nam chodzi, ale ja chciałabym jak najszybciej zacząć izakończyć przeprowadzkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]