[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego dłoń była czarna, wy-żej zaś ociekała czerwienią.Czerwony był też jego nagi bok, po którymspływała krew zabitych.Grecki szyk błyskawicznie się skonsolidował, akolejnym okrzykiem Filokles poprowadził swych ludzi do ataku.Trakowiepadali teraz na kolana, czasem od razu na ziemię, i już po chwili tratowałaich grecka falanga, której opadające i wznoszące się włócznie pracowałyjak warsztat tkacki - tkający śmierć.Ofensywa Traków została złamana.Padali licznie przed okrągłymi tar-czami, pozbawieni zapału, ogarnięci strachem.Uciekali do rzeki, blokowa-ni przez maruderów i własną osłonę kawaleryjską.Kineasz podjechał do Filoklesa, który dalej nacierał na czele swych lu-dzi.Zpiewali tak głośno, że Kineasz musiał krzyczeć, by go Spartanin wogóle dosłyszał.- Stać! - Stopką włóczni uderzył w hełm Filoklesa.- Stójcie!Włócznia zawirowała i stopka zatrzymała się tuż przy twarzy Spartani-na.Filokles patrzył na Kineasza nieprzytomnym wzrokiem, jakby go ledwopoznawał.Teraz on coś wykrzyknął i zwycięscy żołnierze z Pantikapajonu479przerwali natarcie.Kineasz zawrócił konia, wpiął pięty w boki wierzchowca i popędził kuEumenesowi.- Teraz! - wrzasnął.- Do brodu!Eumenes nie był jeszcze gotowy.Do tej pory - zgodnie z prognozą Ki-neasza - czekał, aż bitwa rozgorzeje na dobre.Wypadki potoczyły się jed-nak inaczej.Kineasz zakładał, że Trakowie odepchną nieco Filoklesa idzięki temu powstanie przestrzeń, gdzie da się ich uwięzić niczym w pu-łapce.Spartanin za szybko ich pokonał.- Teraz! - powtórzył Kineasz.Eumenes pomachał do Klio.- Sygnał: do ataku! - krzyknął.Oddalając się, Kineasz żałował, że nie ma przy nim Nikiasza.Pułapka już nie mogła się udać.Ludzie z Pantikapajonu okazali się zbytdobrymi żołnierzami, a Trakowie zbyt szybko im ustąpili.Pomachał doledwo widocznego Nikomedesa, ten zaś ruszył w stronę brodu, ale zatrzy-mał się, nim Kineasz zdążył doń podjechać.Dwa oddziały obok siebie nie mogły się tutaj zmieścić.Ludzie Eumene-sa przegalopowali opodal i wjechali do rzeki z wielkim pluskiem.- Przegrupuj szyk! - krzyknął Kineasz, wymachując mieczem.Nikomedes cofnął nieco swoją konnicę.Podkomendni Filoklesa rów-nież się cofali.Ruchu wstecz nie musiał wykonać Heron, którego oddziałnie ruszył się z miejsca; był zresztą zbyt daleko wysunięty na skrzydło, bymóc choćby widzieć walki przy brodzie.Do Kineasza podjechał Nikiasz.- Za godzinę obóz będzie gotowy - powiedział.Wskazał na bród.- Cosię tam dzieje?Kineasz pokręcił głową.- Nie udało się zastawić pułapki - odparł.- Zatrąb na odwrót.Na drugim brzegu ustawiła się już nieprzyjacielska kawaleria, a w samejrzece ludzie Eumenesa zabijali uciekających Traków.Po sygnale karniezawrócili, zostawiając za sobą mnóstwo trupów.Mimo to straty zadane480wrogowi wcale nie były dotkliwe.Kineasz starał się ogarnąć wzrokiemniknący w mroku drugi brzeg.Czuł, że ustawia się tam również taxis, lecznie miał na to żadnego dowodu.Za nim, na jednym ze wzgórz, zamigotało ognisko.Potem następne.Kolumna Memnona wkroczyła na pas suchej ziemi i zaczęła ustawiaćsię w szyk.Obserwując bród, Kineasz chwalił mijających go żołnierzy.PomógłMemnonowi ustawić się na środku, frontem do brodu.Po prawej stałagłówna falanga Pantikapajonu, a po lewej epilektoi dowodzeni przez Filo-klesa, z kawalerią osłaniającą flankę.Gdy wszyscy byli już ustawieni, dru-gi brzeg tonął w nieprzeniknionej ciemności, a na wzgórzach po greckiejstronie paliło się wiele ognisk.Kineasz ponownie zgromadził swych oficerów, a Nikiasza posłał posyndyjskiego kowala, kryjącego się w drzewiastej fortecy.Kiedy wszyscystali już przed nim, zasalutował i rzekł:- Zatrzymaliśmy nieprzyjaciół.Wygraliśmy tę część batalii.Zadaliśmyim straty, a teraz musimy ich przytrzymać aż do przyjazdu króla.- Rozej-rzał się po słabo widocznych twarzach, wśród których były oblicza dawnomu znane i prawie zupełnie dlań nowe.Gdy jego wzrok padł na Filoklesa, wzdrygnął się lekko, bo po razpierwszy widział w nim człowieka zdolnego zabijać innych.- Oto mój plan- rzekł po przerwie.- Cała armia wycofa się na wzgórza, żeby posilić się iodpocząć.Bród utrzymamy, stawiając tam rotacyjne straże.Każda z czte-rech zmian składać się będzie zarówno z konnicy, jak i z piechoty.Ale.-Rozejrzał się, by się upewnić, że wszyscy go słuchają.- Gdy zaatakują,oddamy im bród.Myślę, że uderzą o świcie, od razu całą taxis.Pozwolimyim na to.- Wskazał na Temeriksa, który stał nieco z boku.- Wystarczywam strzał? - zapytał po sakijsku.Kowal roześmiał się.- Przez cały dzień tniemy strzały - odparł.- Jesteście w stanie utrzymać świątynię? - zapytał Kineasz.- Przez ca-łą noc?481Kowal wzruszył ramionami.- Jestem waszym człowiekiem - odrzekł.- Jestem tu, żeby umrzeć.Zwiątynia boga rzeki to dobre miejsce, by umrzeć.Kineasz pokręcił głową.Był zbyt zmęczony, by spierać się o najdogod-niejsze miejsce śmierci.- Nie umieraj - powiedział.- Utrzymajcie świątynię do chwili, w któ-rej wróg znajdzie się na naszym brzegu, a potem pędem wracajcie do nas.-Ponownie powiódł wzrokiem po zebranych.- Pozostali.Ustawicie się takjak teraz, tyle że tutaj, na granicy mokradeł.Niewielka wyniosłość wzdłużrzeki to nasza linia bojowa.- Z jedną flanką na rzece - odezwał się Filokles.- A drugą w powie-trzu.Kineasz pokręcił głową i wskazał na wzgórza.Mimo zmroku widać tambyło sylwetki jezdzców.- Nasi przyjaciele z klanów Trawiaste Koty i Stojące Konie zajmą sięotwartą flanką - powiedział.- Pozwolimy Zopyrionowi, jeśli on tam w ogó-le jest, przeprawić się na nasz brzeg.Znajdzie się pod kątem prostym wstosunku do naszego szyku.To fatalna pozycja na początek bitwy.Prze-grupowanie zajmie mu dużo czasu.Poza tym nie bierze tego w rachubę i natym też straci czas.Ruszamy na moje hasło.Przyszpilimy go do rzeki.-Uśmiechnął się.- A gdy przeprawią drugą taxis, rozpoczniemy odwrót.-Obejrzał się przez ramię.- Musimy im oddać spory kawałek ziemi, pano-wie, około trzydziestu stadiów.Trzymajcie się razem, pilnujcie ustawień inie dajcie się wpędzić w popłoch.Cofać się możemy nawet przez całydzień.Chcę na początku nieco go zranić, by potem cofać się aż do nadej-ścia króla.To wszystko.A teraz najedzcie się i wyśpijcie.Wszyscy kiwali głowami.Dały się słyszeć słabe śmiechy.Nastrój byłdobry;Kineasz ponownie dosiadł Tanatosa i raz jeszcze spojrzał na bród, któryginął już w mroku.Po drugiej stronie widać było macedońskie ogniska.Następnie spiął konia i pojechał do obozu.*482Wszyscy o niego dbali: Syndowie, niewolnicy, dawni towarzysze broni.Jego rzeczy były wypakowane, a namiot - jedyny w obozie hippeis - czekałjuż na niego pod rozgwieżdżonym letnim niebem.Płaszcz i zbroja zniknę-ły, jak tylko Kineasz je zdjął, a w jego dłoniach zjawiła się miska z mię-sem, serem i chlebem.Do ogniska podszedł Filokles, który zmył już z sie-bie krew i miał na sobie świeżą tunikę.Przyniósł spartański puchar z moc-nym nierozcieńczonym winem i postawił go przy Kineaszu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]