[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Popatrzył na Carlę i wyczytał w tych smutnych i zrezygnowanych oczach: Ktosię potem zechce ożenić ze mną?"; lecz nie wywołało to w nim ani litości, ani smutku,tylko pychę i dumę, że ucieleśnia fatalizm jej życia.- Jak to? - zapytała matka, obrażona.- Co to ma znaczyć?- Nie chciałbym być zle zrozumiany - wyjaśnił Leo - nie wątpię, że Carla prędkowyjdzie za mąż, i życzę jej tego z całego serca.Ale co do Michela, nie przypuszczam,żeby zaczął zarabiać przed upływem wielu lat i żeby był na najlepszej drodze kutemu.Co do tego, droga pani, mam poważne wątpliwości.Michele, siłą wciągnięty przez matkę w tę dyskusję, milczał; lecz teraz, gdy takobcesowo oskarżono go o próżniactwo i niedołęstwo, zrozumiał, że musi przełamaćswoją obojętność i zareagować: Najwyższy czas wybuchnąć świętym oburzeniem" -pomyślał; zrobił krok naprzód.- Ja - zawołał uderzając w fałszywy ton - nie jestem taki, za jakiego mniemasz.Dowiodę czynem, że potrafię zarabiać na życie i pracować jak każdy inny.Zobaczysz - dodał podziwiając w duchu twarz matki pełną aprobaty i dumy - że i beztwojej pomocy zdołam utrzymać rodzinę i siebie.- Dobrze mówi! - zawołała Maria Gracja; dumnie pogładziła głowę syna, któryuśmiechnął się z politowaniem.- Michele będzie pracował i zrobi majątek - zawołała zegzaltacją - nie potrzebujemy niczyjej pomocy.Leo nie był jednak taki głupi; ze złością wzruszył ramionami.- Bzdury - zawołał - z Michelem nigdy nie wiadomo, czy żartuje, czy mówipoważnie.Jesteś pajac.pajac i kwita.- Jego oburzenie nie miało granic; nie mógłścierpieć żartów w interesach; miał ochotę zostawić ich wszystkich i wyjść.Michele postąpił jeszcze krok naprzód: Pajac"? Czy była to ciężka obrazauwłaczająca jego honorowi i opinii, czy nie? Gdyby sądzić po obojętnym spokoju, zjakim to przyjął - nie, ale gdyby zastanowić się nad znaczeniem tego słowa oraz nadnieprzyjaznym uczuciem, które je podyktowało - na pewno tak. Trzeba przejść doczynu - pomyślał jak gdyby upojony - na przykład spoliczkować go".Nie było anichwili do stracenia, Leo stał o krok od niego, we wnęce okna, na tle aksamitnejportiery; policzek, w który należało wymierzyć, znajdował się w pełnym świetle, duży,krwisty, czerstwy, starannie wygolony.zmieści się na nim cała dłoń, nie było obawy,że mogłaby chybić celu.a więc.- Ach, jestem pajac - powiedział bezbarwnym głosem podchodząc jeszcze bliżej.- I nie przyszło ci na myśl, że mógłbym się obrazić?- Możesz się obrażać - odrzekł Leo z nonszalanckim uśmiechem, ale bacznie goobserwując.- Wobec tego masz! - Michele podniósł rękę.lecz ten jego ruch z zaskakującąszybkością został powściągnięty; uchwycony za przegub, nie zdążywszy nawet połapaćsię, co zaszło, Michele znalazł się przygwożdżony pod oknem; Leo trzymał go za ręce;za nim stały wystraszone kobiety.- Ach tak, chciałeś mnie spoliczkować - powiedział w końcu Leo z flegmatycz-nym sarkazmem - ale nic z tego.Ten, któremu się to udało, jeszcze się nie urodził.-Mówił spokojnie, ale przez zaciśnięte zęby.Za jego plecami matka wykrzykiwała: Cosię stało? Dlaczego?" Tymczasem Michele, pomimo tej raczej niewygodnej pozycji, byłprzede wszystkim pod wrażeniem nieskazitelnej męskiej elegancji Lea: dwurzędowamarynarka z brązowego materiału opinała mu tors, koszula była biała i świeża,wykrochmalony kołnierzyk z połyskliwego lnianego płótna znakomicie podtrzymywałwygolony podbródek, tabaczkowy krawat przetykany żółtą nitką z umiarkowaniezaciągniętym węzłem, wsunięty był w wycięcie kamizelki; dokonał tych obserwacji wkilka sekund, po czym podniósł oczy i powiedział tylko:- Puść mnie.- O nie, mój drogi - odrzekł tamten - nie, nie puszczę cię, będę z tobą jeszczerozmawiał co najmniej pół godziny.Tu wtrąciły się matka i Carla.- Proszę go puścić! - powiedziała dziewczyna kładąc dłoń na ramieniu brata ipatrząc na Lea.- %7łeby z nim porozmawiać, nie musi go pan chyba trzymać w tensposób?Leo puścił Michela.- Mam mu do powiedzenia tylko to - rzekł sucho - że czas już byłby z tymskończyć.i pominąwszy fakt, że tego rodzaju zachowanie jest karygodne, nie wydajemi się, żeby to był najlepszy sposób dojścia do kompromisu.- Ma pan po tysiąckroć słuszność - zawołała matka z przymilnym pośpiechem.-Ale niech pan nie myśli, że Michele.On nie wie, co robi. A ty wiesz!" - pomyślał chłopak.- Wobec tego czemu mnie w to wciągnęłaś?- I dlatego - ciągnęła dalej matka nie zwracając uwagi na słowa syna - jeżelichce pan mówić o interesach, proszę się zwracać do mnie.- A więc tak? - rzekł Leo spoglądając na otaczające go niepewne twarze.- Razna zawsze więc podyktuję moje ostateczne warunki: pozostawię wam willę, dopóki nieznajdziecie innego mieszkania.poza tym dołożę wam jeszcze pewną kwotę.powiedzmy: trzydzieści tysięcy lirów.- Trzydzieści tysięcy? - powtórzyła matka wytrzeszczając oczy.- Jak to?- Zaraz wyjaśnię - oznajmił Leo.- Pani twierdzi, że wartość willi przewyższawysokość hipoteki.ja twierdzę, że nie, ale ponieważ jestem prawdziwym paniprzyjacielem, dokładam trzydzieści tysięcy lirów jako wyrównanie.no nie wiem.naprzykład za roboty wykonane w ostatnich latach.słowem, za ulepszeniawprowadzone już po oszacowaniu hipoteki.- Ale willa jest więcej warta, panie Merumeci - nalegała matka prawie żałośnie -jest więcej warta.- Wie pani, co wobec tego powiem? - odparł spokojnie Leo.- Proszę ją sprzedaćkomu innemu, a zobaczy pani, że nie mówiąc już o trzydziestu tysiącach, nie zdołapani nawet spłacić mnie.Po pierwsze, przy obecnym kryzysie chwila jestnieodpowiednia, nikt nie kupuje, wszyscy chcą sprzedawać, wystarczy popatrzeć naogłoszenia w gazecie.Poza tym willa jest położona za miastem, trudno o amatora,który by chciał tu zamieszkać.Ale niech pani robi to, co uważa za stosowne.Za nicw świecie nie chciałbym sobie wyrzucać, że zle pani poradziłem.- Ja bym przyjęła te warunki, mamo - powiedziała Carla.- Wprost nie mogę siędoczekać chwili, kiedy się stąd wyprowadzę i zamieszkam gdzie indziej.choćby nagai bosa.Matka żachnęła się: - Siedz cicho! - Potem nastąpiło pełne konsternacjimilczenie; Maria Gracja widziała nędzę, Carla ruiny dawnego życia, Michele niewidział nic i był najbardziej zrozpaczony z nich trojga.- W każdym razie - dodał Leo - będzie można jeszcze do tego wrócić.Niechpani przyjdzie.niech pani przyjdzie pojutrze do mnie, wtedy obszerniej toomówimy.Matka przyjęła propozycję z zachłannym i zbolałym entuzjazmem.- Pojutrze.pojutrze po południu?- Popołudniu.Jeszcze przez chwilę panowało milczenie; potem na zaproszenie Marii Gracjiprzeszli wszyscy czworo z salonu do jadalni.Stół nakryty był uroczyście i elegancko; srebra i kryształy, najlepsza zastawarodzinna, lśniły na białym obrusie w białym, dziennym świetle jadalni; matka usiadłana honorowym miejscu i chociaż rozsadziła wszystkich przy stole w takim samymporządku jak wczorajszego wieczora, każdemu wskazała kolejno jego miejsce: -Merumeci tu.Carla tam.a tam Michele
[ Pobierz całość w formacie PDF ]