[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tłum demonstrantów zatrzymał się przed Bramą Brandenburską.Niewiadomo skąd pojawiła się niewielka trybuna i wszedł na nią HeinrichGephart z mikrofonem w dłoni.Jego słowa ginęły wśród242zgiełku trąbiących taksówek i autobusów, lecz ludzie stojący najbliżejrozumieli, o co chodzi: zjednoczenie Niemiec było tylko i wyłączniekiepską zagrywką polityczną.Politycy obiecywali wspaniałe rzeczy, anie dotrzymali żadnej obietnicy.Własność Niemiec Wschodnichzostała zagarnięta przez przedwojennych właścicieli z Zachodu.Niema miejsc pracy, nie ma przyszłości, Niemcy ze Wschodu traktowanisą jak gastarbeiterzy.Gephart miał aparycję aktora i talent orator-ski.Stojący w tłumie Buchboden spojrzał na zegarek.Gephart krzyczał iwymachiwał rękami, chociaż jego słowa nie docierały zbyt daleko.Buchboden wyszedł z tłumu.Przez chwilę obserwował śmigłowiecnajpierw krążący nad Bramą Brandenburską i lecący nad parkTiergarten, a pózniej z warkotem wracający tą samą drogą.Buchboden zatrzymał się przy radiowozie z dwoma umundurowanymipolicjantami o naburmuszonych minach.Na tylnym siedzeniu leżałabroń szturmowa, hełmy i kuloodporne tarcze.Nikt nie wiedział, kto wystrzelił pierwszy.Nikt nie miał pojęcia, skądnadleciała pierwsza kula.Gephart został trafiony w szyję i ściskającmikrofon w dłoni, spadł z trybuny.Potem nastąpił krótki i intensywnyostrzał z broni automatycznej gdzieś spoza Bramy,najprawdopodobniej od strony parku.- Jezu Chryste! - Młody policjant wyskoczył z samochodu i chwyciłkarabin.Chwilę pózniej wygramolił się jego otyły partner żującygumę.Buchboden widział demonstrantów rozbiegających się naoślep, padających na ziemię i zakrywających sobie głowy rękami.Nagle z radiowozów wyłoniło się mnóstwo policji, lecz drogę docentrum ostrzału blokował im tłum.W krzyku, zamęcie i ogólnejdezorientacji nikt nie mógł się połapać, ile osób zostało rannych, a ilezabito.Policji udało się w końcu dotrzeć do Bramy, ale napastnicyzdążyli się już rozpłynąć w ciemności.Park znajdował się w poluwidzenia oficerów nadzorujących manifestację z helikoptera, alemeldowali potem, że nic nie widzieli.Karl-Heinz Buchboden podszedł do swojego zaparkowanego przyrosyjskiej ambasadzie samochodu.Wsiadł i pojechał w stronęzamieszkanej przez tureckich imigrantów dzielnicy Kreuzberg, gdziepachniało wschodnimi przyprawami, a w oknach restauracjiserwujących kebab do póznej nocy paliło się światło.Po drodze podsłuchiwał policyjne meldunki.W zakodowanychrozmowach wyczuwało się pośpiech i panikę.Wszystkie samochody243patrolowe znajdujące się w promieniu pięciu mil wzywano pod BramęBrandenburską.Buchboden nastawił radio na odbiór miejscowej stacji.Wwieczornych wiadomościach pojawiły się pierwsze doniesienia -wypaczone, niepełne i przesadzone.Radiowcy lubili przedstawiać nagorąco tragiczne wydarzenia, by ubarwić szarą rzeczywistość.Wkierunku Bramy Brandenburskiej wyruszały szwadrony dziennikarzy,kamerzystów i fotoreporterów.Buchboden zaparkował za Moritzplatz na chodniku przy Ora-nienstrasse.Zamknął samochód na klucz i dalej ruszył pieszo.Wszedłdo małej tureckiej kawiarenki, wypił dwie filiżanki mocnej, słodkiejkawy i wypalił kilka papierosów.Przez jakiś czas obserwowałkelnerkę, w której żyłach najwyrazniej płynęła krew zarówno turecka,jak i nordycka.Kręciła się po kawiarni, ścierała stoliki i zmieniałapopielniczki.Buchboden spojrzał na ścienny zegar; od zastrzeleniaGe-bharta minęła godzina.Po następnych piętnastu minutach wstanie,wyjdzie z kawiarni i wolnym krokiem uda się w kierunku KotbusserTor.Z kuchni ktoś krzyknął po turecku i dziewczyna zniknęła na zapleczu,a kiedy wyszła, oparła się łokciami o ladę i spojrzała na Buch-bodena.- Słyszał pan? - zapytała.- O czym?- Mówili właśnie, że przed Bramą Brandenburską była strzelanina izginęło dwadzieścia pięć osób.Nie wiadomo, kto strzelał, anidlaczego.- Nie, nie słyszałem.- Buchboden pokręcił głową.- Był jakiś wiec, jakaś manifestacja, dokładnie nie wiem, i zaczęlistrzelać.W tym mieście.- Wzruszyła ramionami, odwróciła się odlady i nalała sobie szklankę soku pomarańczowego.- Co też się na tym świecie wyprawia - powiedział Buchboden.Wstał, położył na stoliku kilka monet, powiedział dobranoc, wyszedłna ulicę i skierował się w stronę Kotbusser Tor.Znalazł się wegzotycznej, niebezpiecznej okolicy, pełnej sprzedawców kebabóworaz nocnych klubów podejrzanej konduity, barów dlahomoseksualistów, jugosłowiańskich restauracji i greckich knajpek.Zawsze intrygowała go ta część dzielnicy Kreuzberg, ponieważzbrodnia wisiała tutaj w powietrzu, a niemal za każdymi zamkniętymidrzwiami sprzedawano i kupowano narkotyki.244Otwarte do pózna w nocy sklepy z odzieżą oferowały przecenionedżinsy, buty Doc Martens i ozdoby dla punków.Zewsząd dolatywałzapach przypraw i baraniny pieczonej na ruszcie.Pomimo chłodu,wielu ludzi spacerowało po ulicach, oglądało wystawy i spieszyło narozmowy do urzędu imigracyjnego.Buchboden lubił ten ruch, gwar izgiełk.Spojrzał na zegarek i nagle cały zesztywniał.Nie pierwszy raz widział tych ludzi i nie pierwszy raz słyszał ichśpiew na tle odgłosu ciężkich butów stąpających po betonie oraztrzasku szyb i samochodów rozbijanych kijami baseballowymi.Umknął w boczną uliczkę.Nadal słyszał śpiew i podniesione gniewnegłosy.W jednej chwili, nie wiadomo skąd, jakby na komendęniewidzialnego dowódcy, pojawiło się ich trzystu, a może czterystu.Na rękawach skórzanych kurtek oraz na chustkach opasujących głowynosili insygnia swoich przodków - swastykę.Mieli wygolone głowy,wytatuowane różne części ciała, łańcuchy, czarne buciory i błyszczącenoże.Z irracjonalną nienawiścią dumnie kroczyli ulicą i ze śpiewemna ustach zrywali szyldy i rozbijali wystawy.Nagle ktoś rzucił koktajl Mołotowa w budkę z kebabem, co stało siędla hałastry sygnałem do dalszych działań.Kolejne płonące butelkiposypały się na restauracje, bary, do mieszkań i do samochodów.Jeślinapastnicy natknęli się na opór któregoś z właścicieli, który podczaswielu lat niepokojów etnicznych zdążył się uzbroić, odpowiadalinożami, łańcuchami, kijami baseballowymi, skórzanymi paskaminabijanymi kolcami i naostrzonymi stalowymi grzebieniami, alerównież strzałami z rewolwerów i pistoletów półautomatycznych.Ukryty w ciemności Buchboden wstrzymał oddech.Obserwował toapokaliptyczne dzieło, po którym w całej okolicy pozostawały tylkośmierć i płomienie ognia.Postępowali metodycznie, jak gdybykierująca nimi siła nie działała na oślep.Eksplodowały samochody,płonęły budynki, waliły się stropy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]