[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawigator twierdzi, że miała zęby jak dziki kot i diabelskie oczy.- Nie zaatakowała, bo to nie była Noc Blizn.- Powiedz to, panie, ludziom, który zginęli w katastrofie.Fogwill nic nie odpowiedział, tylko zapatrzył się w ogień.Luneta uderzyła weframugę okna.- Zniknął - zameldował Clay.- Jest po drugiej stronie świątyni.- Więc zamknijmy okno.Jest lodowato.Clay po raz kolejny obrzucił krytycznym spojrzeniem ściany obite jedwabiem iwazony z kwiatami rozstawione po całym gabinecie, ale w końcu zamknął okno.Przyciągnął sobie krzesło i usiadł przy kominku obok adiunkta.Pokój szybko się nagrzał.Przez jakiś czas obaj siedzieli w milczeniu, słuchając trzaskania polan.- Zastanawiałem się.- zaczął Clay.Fogwill uniósł brew.Kapitan wymamrotał coś pod nosem.- Słucham?- Nic.Myślałem o tym, czego Devon chce od prezbitera.- Tak?- A jeśli to wszystko oszustwo? Jeśli działają w zmowie?Fogwill wziął kolejny kawałek płótna i wytarł ręce, choć nie były zabrudzone.- W zmowie? - powtórzył piskliwym głosem.Skoro nawet Clay odkrył prawdę, toco dopiero Spine? - Absurd! Sypes nigdy nie zgodziłby się na taki spisek.To byłobywbrew kościelnemu prawu.Wbrew woli boga.Doprawdy.- A jeśli bóg nie żyje?- Nie żyje? - Fogwill przestał wycierać ręce.- Myślisz, że bóg nie żyje?Kapitan wzruszył ramionami.- Jesteś człowiekiem wiary, Clay? Wierzysz w duszę?- Oczywiście - odburknął gwardzista.- Widziałem je - powiedział Crumb.- Na własne oczy widziałem światełka dusz.Wierz mi, Clay, tam na dole są duchy, a skoro one istnieją, to znaczy, że Ulcis jest jaknajbardziej żywy.Sypes też obserwował umarłych.Całe noce spędzał na wpatrywaniusię w otchłań i zamartwianiu, co też knują.- Rozumiem.- Kapitan ziewnął.- Ja też nigdy nie ufałem duchom.- Widziałeś kiedyś ducha, Clay?Dowódca straży poprawił się na krześle.- Nie jako takiego, ale słyszałem kiedyś pewną historię.Fogwill uniósł rękę.- To nie jest miejsce na takie rozmowy.Clay prychnął.- Cała ta sprawa to strata czasu.Ona nie będzie gadać.- Domyślam się, że Carnival również nie ufasz.- Cholerna racja.Jest w niej coś nienaturalnego.Na wargi adiunkta wypełzł uśmiech.- Uważasz, Clay, że to coś niezwykłego, że się jest nieśmiertelną, poznaczonąbliznami, wysysającą krew anielicą, która kradnie dusze w bezksiężycowe noce? Co w tym może być nienaturalnego?Kapitan się zamyślił.Fogwill w końcu się roześmiał.- Nie, kapitanie Clay, mnie też nic nie przychodzi do głowy.Minęła jeszcze godzina, zanim zjawił się Mark Hael.Przyprowadził ze sobąchemika w zatłuszczonym fartuchu i masce zawieszonej na szyi.Skóra na ramionach igłowie tego człowieka była krwistoczerwona.Nawet usta wyglądały jak odarte znaskórka.Chemik wciągnął powietrze nosem i z przyjemnością rozejrzał się popokoju.Tymczasem Fogwill z przykrością zauważył ślady sadzy na mundurze komandorai smugi pozostawione przez obu gości na jego pięknym dywanie z Loombenno.- To jest Coleblue - powiedział Hael.- Właśnie rozstawił zbiorniki z gazem wSanktuarium.Chemik wdeptał jeszcze więcej sadzy w dywan i zatarł czerwone ręce.- Nie mogę zagwarantować, że gaz zadziała.Wypróbowaliśmy go na ptakach,owszem, na gołębiach, wróblach i jaskółkach, bo mają podobny układ oddechowy,bardziej wrażliwy od naszego, ale nigdy nie wiadomo.- Co się stało z ptakami? - zapytał Fogwill.- Szybko ginęły.- Coleblue pstryknął palcami.- O, tak.Błyskawicznie.Fogwill popatrzył na ugotowaną skórę chemika.Nieprzyjemny odór unoszący sięwokół tego człowieka przywodził mu na myśl żyrandole gazowe.- Co by się stało, gdybym ja wciągnął w płuca ten gaz?Coleblue zmrużył oczy.- Nie radzę, zdecydowanie nie.Tak czy inaczej, niewiele byłoby tych oddechów.Na Carnival trucizna podziała jeszcze szybciej.Tak jak wasza wielebność sobiezażyczył, powinna zostać unieszkodliwiona w mgnieniu oka.Ale najlepiej, żebywstrzymał pan oddech i opuścił pokój, gdy tylko gaz zostanie uwolniony.Clay chrząknął.- Gaz na sterowcu nie wyrządził jej zbytniej krzywdy.- Gaz nośny nie pali płuc tak, jak ten.Poza tym ona wiedziała, że nie powinna gowdychać.- Coleblue przeniósł wzrok z Claya na Fogwilla.- Carnival nawet nie zdążygo poczuć, bo zaraz padnie.- Klasnął w ręce.- Mam nadzieję, że w ogóle nie będziemy musieli go użyć - powiedział adiunkt.-To tylko środek ostrożności. - Nie podoba mi się ten plan - oświadczył Clay.- Jest zbyt ryzykowny.Fogwill uniósł brwi.- Nie ma pan zaufania do gazu, kapitanie?- Nie ufam czemuś, czego nie można zobaczyć.- A co z powietrzem?- Zwłaszcza powietrzu.Adiunkt pokręcił głową i zwrócił się do chemika:- Gdzie pan ukrył zawór?- Pod mównicą - odparł Coleblue.- Trzeba obrócić go przeciwnie do ruchuwskazówek zegara.Sanktuarium wypełni się gazem w ciągu kilku sekund.Możemytam teraz pójść, to pokażę waszej wielebności.- Dobrze.- Fogwill wstał.- Zaraz wracam, Clay.Będzie miał pan oko na Dilla? -Ruszył za komandorem i chemikiem do drzwi, ale po dwóch krokach zatrzymał sięnagle [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl