[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedykolwiek sięodzywasz, cokolwiek mówisz, radzę ci, pani, uważaj na słowa.-Zechciej pamiętać, lordzie Donne, że lord Carr jest moimopiekunem - powiedziała cicho.Tak, pomyślał Szkot, podczas swojego krótkiego pobytu wRumieńcu Ladacznicy nauczyła się już ostrożności i nieufnościwobec każdego i wszystkich.Oby Bóg sprawił, by nie musiała tuzostać i odebrać kolejnych gorzkich lekcji.- Pamiętam o tym - odparł gładko.Dotarli do drzwi szklarni.Wziął płaszcz, który niosła, i okrył ją nim.- Pójdziemy?Skinęła głową i wyszli na zewnątrz.Deszcz padałnierównomiernie, raz z większą, raz z mniejszą siłą, ogałacająckwiaty z płatków.Małe ozdobne krzewy w ogrodach tańczyły przykażdym podmuchu, trzask ich gałęzi zlewał się z szumem wiatru.Donne przyciągnął Rhiannon do siebie, starając się zasłaniać jąwłasnym ciałem.Minęli taras i zeszli w dół schodami, schylając siępod łukiem, który stanowił wejście do warzywniaków i terenu nadmorzem.Przy furtce Donne zatrzymał się i wręczył Rhiannon list.Złamałapieczęć i rozłożywszy kartkę, zaczęła czytać.Po chwili krewodpłynęła jej z twarzy, a ręce zaczęły się trząść.- Poszedłbym do niego, panno Russell - powiedział Donne.Rzuciła mu pytające spojrzenie.-Przejąłem posłańca, którego wysłał twój narzeczony, chłopcanazwiskiem Payne - wyjaśnił.- Był przerażony, ale zdołałem goprzekonać, że chodzi mi wyłącznie o twoje dobro, panno Russell.Wtedy powiedział mi o Phillipie Watcie i o tym, że Merrick cięporwał.-Nie rozumiesz - szepnęła Rhiannon.-Rozumiem - zapewnił Donne.- Ash Merrick jest bezwzględnymczłowiekiem.Znam go.Rozumiem go i w pewien sposób -pozwolił sobie na krzywy uśmiech - nawet podziwiam.Aponieważ go rozumiem, mówię ci, panno Russell: w jego sercunie ma miejsca na coś tak kruchego jak miłość ani tak mglistegojak honor.Na wyspie McClairenów nie czeka cię nic pozacierpieniem.Jeśli zostaniesz, zamienisz się w marionetkę.Carrinteresuje się tobą, co samo w sobie jest przerażające.Dodaj dotego zainteresowanie Merricka i masz przed sobą bardzonieciekawą przyszłość.Czy wiesz, że Merrick prosił mnie, bymsprawdził, jaką korzyść może przynieść komuś twoja śmierć?Podniosła gwałtownie głowę, wyraznie zszokowana.- Tak było - zapewnił Donnę.Nie chciał jej zranić, ale wiedział,że może ją oszczędzać.- Merrick próbuje też ustalić twoją wartość wtej szalonej grze w szachy.- Dziękuję za troskę, lordzie Donnę - powiedziała cicho.-Bardzo ją sobie cenię.Na jej pięknej twarzy nie było śladu strachu, który miał nadziejęwzbudzić, tylko głęboki smutek.Sfrustrowany Donne spróbowałjeszcze raz.-Nie rozumiesz.To nie jest zwykła nieprzyjemna rodzina.Oni sązli.Carr zabił swoją pierwszą żonę, a potem następne dwie.Nikto tym nie mówi - bo kto by się ośmielił? - ale w Londyniewszyscy o tym wiedzą, łącznie z królem.Carr nie mieszka tudobrowolnie.Jest tu, ponieważ został wygnany.Król niepozwala mu wrócić do Londynu, co więcej, obiecał skrócić go ogłowę jeśli jeszcze jakaś dziedziczka umrze pod jego dachem.Oto kim jest twój opiekun, panno Russell! Pozwolił swoimsynom gnić w piekle, zamiast wyłożyć pieniądze na ich wykup.A Ash Merrick jest jego nieodrodnym synem.W jego żyłachpłynie ta sama krew.Widziałem, jak przebił człowiekowi dłoń,bo oszukiwał w kartach, a ty sama widziałaś, jak walczył.226-Musiał - przerwała mu Rhiannon.- Musi robić to wszystko, corobi, żeby uwolnić brata.-Jego brat zgwałcił zakonnicę! Jest tak samo zły jak jego ojciec!Oni wszyscy tacy są! - Donne krzyczał, zirytowany jejniezrozumiałą wiarą w Merricka, jej nieprawdopodobnąnaiwnością.- Fia jest tylko dziewką Carra, wychowaną po to,żeby przynieść jak największą korzyść przy zamążpójściu!-Lordzie Donne - powiedziała Rhiannon.- Tak.tak mi przykro.-Nie chcę, żeby ci było przykro, panno Russell.Chcę, byśobiecała, że pójdziesz do Watta.%7łe opuścisz to przeklętemiejsce.- Chwycił ją za ramiona i potrząsnął nią.- Próbuję cipomóc, panno Russell!Przez chwilę wpatrywała się w niego badawczo, a potempowiedziała:- Pójdę do niego.Obiecuję.Puścił ją i patrzył, jak odchodzi w narastającej wichurze.Fia usłyszała chrzęst butów Donne'a na żwirowej alejce.Odchodził.Osunęła się na ubłoconą trawę i zamknęła oczy.Małe dziecko, które nadal kryło się za wspaniałąpowierzchownością światowej damy, zapłakało gorzko.Fia wolałabyzapomnieć to, co usłyszała.Gdy zobaczyła, jak Donne zbliża się do Rhiannon, pamiętnapouczeń ojca, żeby zbierać wszelkie możliwe informacje,prześlizgnęła się wzdłuż muru od strony warzywniaka i podeszła domiejsca, skąd słyszała ich rozmowę.Nie było to trudne.Głos Donne'a przebijał się przez szum wiatru.Usłyszała każde słowo.%7łałowała, że nie ma noża.Gdyby miała, przebiłaby nim fałszyweserce Donne'a.Był dużym i silnym mężczyzną, najtwardszym z tych,których znała, twardszym nawet od Asha.Sądziła, że Thomas Donne jest doskonały: miał ogładę, byłtwardy, a jednak miał w sobie jakieś.współczucie.Oparła głowę naszarym kamieniu, szlochając i śmiejąc się.Współczucie.Dobresobie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]