[ Pobierz całość w formacie PDF ]
., prywatnej firmy ochro-niarskiej.— »Gdy spojrzałem ponownie na gablotę, klejnotów już nie było«.Prowadzący śledztwo do tej pory nie natrafili na żaden trop w sprawie kradzieży, nie mają teżżadnych podejrzanych.Nie znaleziono żadnych odcisków palców na gablocie, która do godziny dwu-dziestej pierwszej trzydzieści pierwszego dnia zorganizowanej i przez muzeum gali dobroczynnej za-wierała rzadkie klejnoty z całych Wysp Brytyjskich, włącznie z naszyjnikiem, który należał kiedyś doksiężnej Louisy.»Jest nam niewypowiedzianie przykro« — powiedział dyrektor muzeum Wilfred Cappman.—L R»Jak wytłumaczymy to królowej?«".O, tak.W tym cały problem, pomyślał pastor.Hoppy wyszedł z toalety i zaglądnął do biura.— Muszę z tobą w najbliższym czasie porozmawiać.Ale tym razem — dodał — pozwolę, że-byś to ty zalecił mi terapię.Trzeba kuć żelazo póki gorące!, pomyślał.— Co powiesz na czwartek, w barze Grill? Percy podaje wtedy krokiety z łososia.— Bądź punktualnie — przestrzegł go główny lekarz miasteczka, uśmiechając się.Kiedy kończył myć ręce, usłyszał dochodzący zza ściany śmiech.Cynthia Coppersmith.Naj-wyraźniej krety wydawały się jej bardzo, bardzo zabawne.To jedna z najdziwniejszych cech jej cha-rakteru, jakie udało mu się ostatnio zaobserwować.Gdy wrócił do domu, na tylnych schodach odkrył jedną ze swoich foremek na szarlotki, a w niejkwadratową kopertę.Wewnątrz znajdowała się namalowana farbami akwarelowymi podobizna Barnaby, tak wierna,że wydawało się, iż zaraz zaszczeka.W kopercie był też krótki liścik:„Ogromne podziękowania za serdeczność, jaką okazał Ojciec nowej członkini społecznościMitford.Cynthia".— Niesłychane — ocenił pastor, spoglądając z zachwytem na rysunek.— Twoje wczorajsze kazanie było naprawdę dobre — powiedziała Emma w poniedziałek rano.Jak widać, wszystko jest kwestią gustu, pomyślał pastor, który pamiętał, że jakieś dziecko pła-kało przez całą mszę, wiewiórka gryzła coś za ścianą, a w trakcie czytania Ewangelii wypadły muwprost na Pismo Święte szkła z okularów.— Widziałam cię na wystawie — powiedziała — ale gdy w końcu udało mi się do ciebie prze-cisnąć, wstałeś i wyszedłeś.— No, cóż.a co u Harolda?— Praca, praca, praca.Zrób to, zrób tamto.Napraw dach.Pomaluj ganek.Zmień olej.Wrzuć nakompost kolby kukurydzy.Jak wiesz, tak właśnie żyją baptyści.— Naprawdę?— A widziałeś kiedyś, żeby członkowie Kościoła episkopalnego wrzucali na kompost kolbykukurydzy?— Nie wrzucają, bo ich nie mają.— Możliwe.Emma wyciągnęła z górnej szuflady księgę rachunkową razem z zamkniętą kasetką, w którejbyła niedzielna składka.L R— Wydaje mi się, że podczas wystawy twoja nowa sąsiadka nie odstępowała cię ani na krok.— Moja sąsiadka.a, rozumiem, chodzi ci o pannę Coppersmith.— Tak, o nią mi chodzi.Gdzie ty, tam i ona.Jak jazda figurowa na łyżwach.— Czy nie masz nic lepszego do roboty, jak tylko szpiegować własnego kaznodzieję?— Najpierw, oczywiście, pojawi się więcej tych książek z serii o kotach.Na przykład: Violetidzie do kościoła, Violet wybiera się z wizytą do pastora.— Emmo, posuwasz się za daleko.— Czy nie uważasz, że panna Rose przebiła wszystkich swoim strojem?— Chyba tak.— A wujaszek Billy? Co on zrobi z tą całą masą pieniędzy?— Nie mam pojęcia.Gwałtowny podmuch wyjącego wiatru omiótł budynek, sprawiając, że w oknach zadrżały szy-by.Spojrzeli na siebie.— Jadą ze śniegiem — obwieścił pastor.— Może rzeczywiście powinnam wyjść za Harolda jeszcze przed wiosną — powiedziała Em-ma.Przed śmiercią Pearly McGee podarowała mu czek na tysiąc czterysta pięćdziesiąt sześć dola-rów.— Użyj tych pieniędzy, żeby kogoś uszczęśliwić — powiedziała mu.— Tego właśnie chcę,żeby ktoś był szczęśliwy.Pomyślał, że pewien Dooley Barlowe byłby na pewno szczęśliwy, gdyby mógł znaleźć podchoinką czerwony rower.Dooley zarobił sto osiem dolarów i potrzebował jeszcze raz tyle, żeby w sumie starczyło mu naczerwony górski rower.Być może, myślał, powinien dołożyć pięćdziesiąt cztery dolary z własnych pieniędzy i pięć-dziesiąt cztery z „sekretnego funduszu" Pearly.Wspomniał o tym Emmie.— Nie jestem pewna.Może sam powinien zapracować na ten rower.— Dlaczego?Emma wzruszyła ramionami.— Jest w gorącej wodzie kąpany.Być może dalsza praca trochę by go ostudziła.Gdy Emma wyszła, zadzwonił do sklepu z rowerami w Wesley.Tak, mogą dostarczyć rower doMitford jeszcze przed Bożym Narodzeniem.Myślał, że Puny będzie zachwycona, gdy jej powie, że już wkrótce sklep dostarczy czerwonyL Rrower, który trzeba będzie schować w garażu.Nie była.— Mam nadzieję, że ojciec wie, co robi — stwierdziła jedynie.We wtorek zjadł śniadanie z Olivią Davenport i pozwolił jej odwieźć się do kancelarii w takulewnym deszczu, że ledwie widzieli światła jadących drugim pasem Main Street samochodów.— Czy słyszałeś, co się stało na spotkaniu kółka czytelników Pisma Świętego wczoraj wieczo-rem? — zapytała Emma, gdy zdejmował płaszcz przeciwdeszczowy.— Esther Bolick udawała biskupa?— Jeszcze gorzej.Ktoś ukradł z lodówki w świetlicy parafialnej jej słynne ciasto pomarańczo-we.— Ukradł?— Otworzył pudełko, w którym je przyniosła, i zjadł całą zawartość, włącznie z okruszkami.— Nie rozumiem.— Każdy przyniósł ze sobą coś do zjedzenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]