[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W to ostatnie Conway mocno powąt-piewał, wiedział jednak, że jeśli teraz straci cierpliwość, na nic mu się to nie przy-da. Mógłbym może skrócić pańskie oczekiwanie odezwał się, wziąwszygłęboki oddech gdybym całą drogę pokonał biegiem.Jestem jednak przeciw-ny bieganiu, gdyż niepotrzebny pośpiech osoby na moim stanowisku stwarza złewrażenie.Ktoś mógłby pomyśleć, że z jakiegoś powodu wpadłem w popłoch,i zwątpiłby w moją sprawność.By więc wszystko było jasne zakończył su-cho nie wlokłem się, ale szedłem pewnym, rytmicznym krokiem.Dzwięku, który pielęgniarz wydał w odpowiedzi, autotranslator nie przetłu-maczył.Conway wszedł przed pielęgniarzem do kanału łączącego luk ze statkiem; kil-ka sekund pózniej wystartowali.W tylnym ekranie tendra nieprzeliczone świateł-ka Szpitala zaczęły się nagle zbiegać.Conway poczuł pierwsze oznaki niepokoju.Nie pierwszy raz wzywano go do wraka i całą procedurę znał dobrze.Naglejednak uświadomił sobie, że teraz tylko on jest odpowiedzialny za to, co się sta-nie, że nie ma do kogo zwrócić się o pomoc, jeśli coś się nie uda.Co prawda,nigdy jeszcze o taką pomoc nie prosił, ale miło było wiedzieć, że w razie potrze-by jest taka możliwość.Zapragnął nagle zrzucić część nowej odpowiedzialnościna kogoś innego na przykład na doktora Priliclę, łagodnego pająka, który byłjego asystentem na pediatrii, albo któregokolwiek z lekarzy, obojętne człowiekaczy nie.Przez całą drogę do wraka pielęgniarz, który przedstawił się jako Kursedd,mocno grał mu na nerwach.Odznaczał się zupełnym brakiem taktu i chociaż Con-way znał tego powód, niełatwo mu było się z tym oswoić.Rasa, do której należał Kursedd, nie miała właściwie zmysłu telepatycznego,ale jej przedstawiciele potrafili dość dokładnie odgadywać myśli, obserwując za-chowanie interlokutora.Osobnik tej rasy miał czworo oczu na szypułkach, dwaczułki słuchowe, skórę pokrytą sierścią, która czasem gładko przylegała, czasemzaś sterczała jak u dopiero co wykąpanego psa, a także wiele innych, w wysokimstopniu zmiennych i dużo wyrażających cech wyglądu.Zrozumiałe było więc, żeta gąsienicowata rasa nigdy nie mogła się nauczyć sztuki dyplomacji.Jej przed-stawiciele zawsze mówili to, co myśleli, ponieważ i tak myśli te były oczywistedla drugiego osobnika, a więc niezgodna z nimi wypowiedz nie miała sensu.I oto tender zbliżał się już do krążownika Korpusu Kontroli i zawieszonegopod nim wraka.158* * *Jeśli nie liczyć jasnopomarańczowej barwy, wrak ten wyglądał tak samo jakwszystkie, które Conway widział.Pod tym względem statki przypominały ludzi:gwałtowny kres życia pozbawiał je wszelkiej indywidualności.Conway kazał pie-lęgniarzowi zrobić kilka okrążeń, a sam podszedł do wizjera dziobowego.Z bliska dokładnie widać było strukturę rozbitego statku, ponieważ uderzenie,jakie otrzymał, praktycznie go rozpołowiło.Wewnątrz zbudowany był z ciemne-go, dość zwyczajnie wyglądającego metalu, a zatem jaskrawe zabarwienie pance-rza wynikało z zastosowania odpowiedniego lakieru.Conway starannie zanotowałten fakt w pamięci, gdyż odcień lakieru mógł potem dać mu pojęcie o zakresie wi-dzialności organów wzroku osobnika, a także o tym, czy atmosfera jego planetyjest przezroczysta czy nie.Po kilku minutach uznał, że powierzchowna obserwa-cja wraka więcej mu nie da, i rozkazał Kurseddowi, by ten zacumował u burtySheldona.Zluza wejściowa krążownika była niewielka, a wrażenie to potęgował jesz-cze tłum Kontrolerów w zielonych mundurach, którzy oglądali, dyskutowali orazostrożnie trącali palcami osobliwie wyglądający mechanizm wyraznie wydo-byty z wraka leżący na pokładzie.W pomieszczeniu huczał zawodowy żargonprzynajmniej pół tuzina specjalności i nikt nie zwracał uwagi ani na lekarza, anina pielęgniarza, dopóki Conway dwukrotnie głośno nie chrząknął.Wówczas odtłumu oderwał się oficer z naszywkami majora, o szczupłej twarzy i siwiejącychskroniach. Summerfield.Jestem dowódcą tego krążownika odezwał się energicz-nie, obrzucając czułym spojrzeniem to, co leżało na podłodze. A wy to, jaksądzę, ci fachmani ze Szpitala?Conway był rozdrażniony.Potrafił oczywiście zrozumieć, co czuli ci ludzie:wrak międzygwiezdnego statku należącego do nieznanej cywilizacji był rzadkimznaleziskiem, którego wartości niepodobna było ustalić.Jednak Conway myślałinaczej.Wytwory obcych kultur stały na drugim miejscu, najważniejsza była ko-nieczność zbadania, a potem ratowania życia nieziemca.Dlatego właśnie od razuprzystąpił do rzeczy. Majorze Summerfield rzekł ostro musimy się upewnić co do warun-ków środowiska rozbitka oraz jak najszybciej odtworzyć je zarówno w Szpitalu,jak i w tendrze, który go tam zabierze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]