[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Pozwól, że ja będę się o to martwił, dziecko.W następną niedzielę, gdy Loup przyszła do klubu,Kevin McArdle już tam był.Rozgrzewał się, skacząc naskakance.Zawsze był staranny.Jego blade, piegowate ciałostraciło nieco mięśni, ale stopy poruszały się bez wysiłku, sznurskakanki rozmywał się w powietrzu. Hej, Loup. Kevin przywitał ją z uśmiechem, zwijającskakankę na ramieniu. Co tu robisz, dzieciaku? Nie powiedział mu pan? zapytała Floyda.Potrząsnął głową. Uznałem, że łatwiej będzie mu pokazać. Hę? Kevin omiótł ich wzrokiem. Prosił pan, żebympomógł w specjalnym projekcie treningowym. Zciśle tajnym projekcie zgodził się trener. Loup? W głosie Kevina zabrzmiało niedowierzanie. Przebierz się i rozgrzej rzucił w jej stronę Floyd, poczym zwrócił się do Kevina McArdle a: Zobaczysz.Było coś ekscytującego w perspektywie walki z kimśnowym, nawet jeśli miała odbywać się w zwolnionym tempie.Przynajmniej coś się działo.Znała Kevina; od dzieckaobserwowała, jak trenuje.Wielokrotnie widziała, jak walczył.321Niemniej wejście z nim na ring będzie kolejnym krokiem wstronę jasno określonego celu.Ruch.Postęp.Loup rozgrzała się powoli, skacząc na skakance na tyleszybko, by poczuć, jak krew zaczyna krążyć w jej żyłach.Uderzyła kilka razy delikatnie w worek, kącikami oczuobserwując Kevina, który przyglądał się jej rozbawiony iniepewny. Dobrze, wystarczy powiedział trener. Rękawice iochraniacze.Sprawdził ich kaski i upewniwszy się, że wszystko jestw porządku, związał im rękawice.Wspięli się na ring. To szaleństwo. Kevin uśmiechnął się do niej,szczerząc zęby zza ochraniacza, miedziane włosy wystawały muspod kasku. Ale, do diabła, co mi tam.Nie przeszkadza mi to.Chyba nadal pamiętam, jak to się robi. Uderzył rękawicami osiebie. Czego oczekujesz, trenerze?Floyd nie oderwał spojrzenia od grafiku. Od ciebie? Och, po prostu rzuć na nią wszystko, comasz. Hę? Słyszałeś.Szczegółowy program opracujemy potem.Uniósł wzrok. Loup, chcę, żebyś walczyła dziś wyłącznie wdefensywie.McArdle jest szybszy niż Miguel, ale wyszedł zwprawy. W porządku powiedziała radośnie. Zaczynacie na mój znak.Walka!Kevin McArdle mrugnął do Loup, potem zrobiłniewielki krok do przodu i wyprowadził powolny, ostrożny ciosw jej głowę.Odtrąciła jego rękę. Przestań się wygłupiać.Trener podniósł głos:322 Powiedziałem, wszystko, McArdle! Na litość boską,dziewczyna radzi sobie z każdą zagrywką Miguela Garzy.Gapił się na Loup. On mówi poważnie. Uh-huh.Zamrugał. Ty mówisz poważnie. Tak. Loup uniosła rękawice. Posłuchaj, po prostuspróbuj, dobrze? Dobrze. W jego głosie zabrzmiało powątpiewanie,ale kolejną kombinację wyprowadził nieco szybciej niżwcześniej.Gdy sparowała jego ciosy bez wysiłku, otworzyłszeroko oczy.Uspokoił się i zaczął naciskać ją na poważnie.Loup oddychała powoli, dopasowując się do jego tempa.Niecozardzewiał, nieco wyszedł z wprawy, ale był dobry.Szybszy niżMiguel, choć nie uderzał tak mocno.Nie miał też jego instynktuzabójcy.Niemniej, robiąc uniki, blokując lub zbijając zadawaneprzez niego ciosy, podziwiała pracę nóg przeciwnika i zręczneruchy. Jasna cholera! Kiedy trener obwieścił koniecpierwszej rundy, Kevin uśmiechnął się szeroko. Jasna cholera! Tak powiedział lakonicznie Floyd. To cholernycud, synu. Czym ty jesteś? Nie wiem dokładnie przyznała Loup. To jakiśrodzaj inżynierii genetycznej.Mój ojciec był efektemeksperymentu, który wyrwał się z laboratorium, więc tak dokońca nikt nie wie.Ale facet, który zabił Tommy ego, był takijak ja.Inny.Pamiętasz, jak trener powiedział, że coś było nie takz tą walką? To nie był ten sam gość, z którym ty walczyłeś,Kevin.To był jego blizniak, czy coś w tym guście.Kevin gwałtownie wypuścił powietrze, przenoszącwzrok z jednego z nich na drugie. Chcecie go dostać, prawda?323 Tak powtórzył Floyd. Wchodzisz w to, synu?Uśmiechnął się szeroko. Jasne, cholera, że wchodzę, proszę pana!324Czterdzieści trzyDni mijały, zmieniając się w tygodnie.Tygodnie przechodziły w miesiące.Nie różniły się specjalnie od siebie.Trening i obowiązki;ćwiczenia, ćwiczenia i jeszcze więcej ćwiczeń.Wieczoryspędzane z pozostałymi Santitos.Mackiem złotą rączką,Dondim i T.Y., który został specjalnie, by jej pomagać.C.C.Rider pojawiał się i odchodził, sypiając to tu, to tam.Związał sięz grupą Salamander, niegdyś będącą ich przeciwnikiem.Czasami wracał do kościoła, czasami zatrzymywał się uktóregoś z nich.Jeśli były jakieś plotki o Pilar, to właśnie C.C.jeprzynosił. Rory Salamanka przeniósł ją do siebie oznajmiłpewnego dnia przy kolacji. Jego mama jest wkurzona.Wszyscy zamilkli, spoglądając na Loup. Radzi sobie jakoś? zapytała. Rosa?Potrząsnęła głową. Pilar. Tak sądzę. C.C
[ Pobierz całość w formacie PDF ]