[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po drodze na lotnisko poprosiłam kierowcę taksówki, aby się zatrzymał.Wysiadłam z samochodu.Uderzyła mnie fala gorąca, a hałas i zapachyzaatakowały moje zmysły.Niebo miało złowieszczy, metalicznie szary kolor ipłonęło.Po obu stronach drogi leżały sterty śmieci, wokół których krążyłypostacie, kopiąc w nich gołymi rękami.Podeszłam do najbliższej i położyłam na niej swoje buty.Zanim upłynęły dwiesekundy, ktoś rzucił się na stertę i schwycił je.Wróciłam do taksówki.Szeroko rozrzucone zabudowania miasta umykałypowoli, a ich miejsce zastępowały pola i skupiska niskich drzew oraz krzewów.Nie patrzyłam za siebie.Zaraz na początku naszej znajomości Hal przekonywał mnie, że każdy musipodróżować, aby poszerzać swoje horyzonty.Tak, jeśli był bezkrytyczny wobecmiłości.Hal mylił się jednak i byłby z pewnością bardzo zaskoczony, gdyby ktoś mu otym powiedział.Podróże ograniczają horyzonty.(Napisał to, jak sądzę, BernardShaw).W drodze powrotnej do domu poznałam Nathana.Nathan był zafascynowany tą historią. Czemu jednak chciał wiedzieć skoro tak bardzo kochałaś tego łajdaka,zdecydowałaś się go opuścić?Usiłowałam to wytłumaczyć brakiem odwagi do stawienia czoła martwymciałom w dżungli lub raczej temu, co one reprezentowały.Poza tym ja również niechciałam być tą osobą, która tylko czeka w domu.Nie powiedziałam mu, żekochałam Hala tak bardzo, że pod sam koniec nie byłam już w stanie ufać tejmiłości. Nic jednak nie powstrzyma mnie od poślubienia cię, teraz, gdy cię poznałem. Nathan zanurzył ręce w kieszeniach. Pozwoliłbym ci nawet mieszkać nadrzewie. Chyba nie wytłumaczyłam ci tego wystarczająco jasno odpowiedziałam,zdając sobie sprawę, że to prawda.Temat był dla mnie zbyt bolesny i zagmatwany.* Gdyby Vee lub Mazarine spytały mnie, jak to jest spotkać po latach Hala,odpowiedziałabym pewnie, że odczuwa się to jako nieuniknione.W pewien sposób Nathan miał rację, nie chodziło jednak o to, czego sięobawiał.Gdy już raz przyzwyczaimy się do kogoś, ten ktoś nigdy nie odchodzicałkowicie.Zaczyna żyć w twej podświadomości.Możesz go zauważać lub nie, alejest w tobie.Mijały kolejne dni.Lato było już w pełni.Wciąż nie sypiałam najlepiej, choćnie czułam się już nieszczęśliwa.Byłam raczej niespokojna z powodu następstwwielkiej bitwy o przetrwanie, która toczyła się we mnie.Którejś gorącej nocyotworzyłam drzwi balkonowe i wkroczyłam w tajemniczy nocny świat miasta.Powietrze otulało jak aksamit i czuło się w nim tylko odrobinę chłodu.Lisobszczekał z tarasu trzy lub cztery ogrody, lecz przestał, gdy mnie poczuł.Zostawiając ślady bosych stóp wśród rosy, stąpałam po trawniku.Kremowe i białeróże błyszczały niczym lampy pośród wodnistych ciemności.W cienistychmiejscach mogłam sobie zaledwie wyobrażać ciemne plamy zakrzywionych szabliliści i luzne kępy roślin.Oblałam się potem, a moje serce zaczęło walić jak młot, gdy przypominałamsobie niewiarygodne piękno, a zarazem obcość lasu deszczowego.Kiedy dotarłamdo fontanny, usiadłam na ceglanym murku.Usłyszałam lekki plusk.Podnieobecność Parsley zadomowiła się tu ropucha.Widziałam ją kilka razy.Niewiem, ile czasu tam siedziałam, ale musiałam trwać w bezruchu, bo płaz zacząłgramolić się z wody.Czy gdybym teraz mogła podejmować jeszcze raz swoje życiowe wybory,zdecydowałabym inaczej? Nie sądzę. Róże to domowe kwiaty, mówiła zawszeIanthe.Pamiętaj o tym.Zwiatło stawało się mocniejsze.Wstałam, przeciągnęłam się i z przyjemnościązaczęłam wdychać wspaniałe zapachy nocy.Liliowe żuki śledziły upływ czasu.Uznałam, że najlepiej potrafiły pracowaćnocą.Lilie Madonny rosły w trzech sąsiadujących doniczkach.Pochyliłam się,żeby sprawdzić ich liście.Liliowe żuki miały zdumiewające możliwościrozmnażania się.%7łyły tutaj, schowane, mali błyszczący terroryści z żuchwami jakstal, gotowi zniszczyć piękno kwiatów.Chwyciłam jednego w palce.Był młody, świecący i łapczywy.Taka Mintywśród żuków, która nie mogła nic poradzić na to, że kradnie i żeruje, ponieważ towłaśnie potrafiła najlepiej.Delikatne środki chemiczne były tu zupełnienieprzydatne, a z powodów ekologicznych nie używałam aerozoli.Dla dobraświata stosowałam okrutniejsze metody.Z niewielkim tylko żalem upuściłammałego błyszczącego grabieżcę na kamień i zmiażdżyłam go.Potem szukałam następnego.Mazarine miała rację, mówiąc, że musimy doświadczyć bólu, gdyż inaczejzachwyt nigdy nie nabierze swojego prawdziwego znaczenia, przyjemność będziepozbawiona słodyczy, a miłość słodko-gorzkiego bólu czyli tego, czegooczekiwałam od jej żelaznego uścisku.Nauczyłam się jednak nie mieszać swoich doświadczeń z Halem z moimżyciem codziennym.Prawdziwe życie było inne.To było terytorium domu.Uwalniając się od fantazji i tęsknoty, potrafiłam cieszyć się momentamiprzyjemności, szczęścia i uczuć, wplątanymi w codzienne obowiązki i nawyki.Nie,patrząc wstecz, zrozumiałam i zaakceptowałam udrękę oraz ból zadane przez Hala,chcąc zapamiętać tylko tę czułość i głęboką radość, a także bojazń przedprzyjęciem zbyt wielkiej dawki pełnego pasji uczucia.Oczywiście, że część tych wspomnień i doświadczeń wniosłam do mojegożycia z Nathanem.Tak to się właśnie zazwyczaj odbywa.Spotkanie z Halem po latach przypomniało mi o tym wszystkim.Rozdział 20Odzyskałam dawną energię.Posprzątałam Lakey Street od góry do dołu.Wyrzuciłam z biurka każdy niepotrzebny papier.Wspięłam się na strych iuporządkowałam walizkę z moimi starymi ubraniami, wybierając zbyt krótkiespódniczki, robioną na drutach sukienkę, którą trzeba było nosić bez stanika,pogrubiającą figurę bluzkę ubrania, które należały do przeszłości.Zaniosłam towszystko do samochodu i zawiozłam do sklepu organizacji charytatywnej.Zaryzykowałam nawet wejście do ogrodu z zamiarem zrobienia czegoś i poparu godzinach poczułam dawną przyjemność.Jak-za-dotknięciem-czarodziejskiej-różdżki.Znowu byłam w domu i zasady się nie zmieniły.W tym sezonie było jużza pózno na poważniejsze prace poprawiające kondycję zaniedbanych przeze mnieroślin, ale i tak wszystko razem było pocieszające. To miłe wiedzieć, że jesteś potrzebna poinformowałam Vee nawet jeślimówił ci o tym twój ogród.Vee zajęczała. Co ja bym zrobiła, żeby nie być potrzebną.Przez dwadzieścia pięć lat sierpień oznaczał dla nas Kornwalię, ale nie tymrazem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]