[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednostka została założona ponoć w celu zwalczania osobliwego zjawiska „strzyżenia” – sprytnego przekrętu dokonywanego przez dziewczyny, które proponowały klientom seks, brały pieniądze, po czym się ulatniały.Zaraz potem do zdeprymowanego klienta podchodziła druga „fryzjerka”, wysłuchiwała jego żalów i udając, że potrafi znaleźć oszustkę, wyciągała od niego jeszcze więcej pieniędzy.I tak to się kręciło.Niewątpliwie wszystkie te dziewczyny należały do jednej bandy.Ten przekręt w ogóle nie powinien się udawać.Gdy dziewczyna zainkasowała dwieście funtów za pełny seks, wstawiała kiepską bajeczkę o tym, że musi zapłacić zaliczkę za mieszkanie, do którego oboje mieli się udać, ponieważ wynajęła je tylko na godzinę.Prowadziła naiwnego klienta do drzwi domu, najczęściej przy Bourchier Street lub St Anne’s Court.Tam mówiła coś w rodzaju: „Dobra, zaniosę tam pieniądze.Mieszkanie będzie dla nas gotowe za dziesięć minut.Spotkamy się za rogiem”.I już.Nie była to zbyt wyrafinowana sztuczka.Tyle tylko, że dziewczyna znikała z dwustoma funciakami, a klient już jej więcej nie widział.Potem często podchodziła do tego mężczyzny druga dziewczyna z zespołu i pytała: „Wszystko w porządku, kochasiu?”.Klient wyjaśniał, co się stało, a ona mówiła: „Znam ją.Mogę ją znaleźć.Muszę wykonać parę telefonów.Daj mi trochę pieniędzy, to porozmawiam z pewnymi ludźmi”.Czasem ta druga proponowała mu seks i sytuacja się powtarzała.Wszystkie dziewczyny były kokainistkami o zepsutych zębach albo wynędzniałymi, lecz szczwanymi czterdziestkami ze wschodniego Londynu – żadnej z nich nie sposób było uznać za atrakcyjną.Faceci, którzy dali się w ten sposób nabrać – a było ich mnóstwo – często wzywali policję i zawiadamiali, że ich obrabowano.Nierzadko opowiadali, że napadło ich pięciu czarnych gości z nożami, lub inne podobnego rodzaju fantastyczne historie.Nauczyłem się doskonale czytać między wierszami i często szokowałem kolegów zajmujących się „ofiarą”, gdy pojawiałem się i zaczynałem ją ostro przesłuchiwać, rzucając takie zdanka jak: „Jesteś pieprzonym kłamcą” lub „Nie łżyj, piździelcu”.Złamany w końcu „poszkodowany” przyznawał, że nie było bandy zbójców grasujących po Soho i rabujących kogo popadnie, lecz że dał dwieście funtów palącej skręta, zaćpanej dziwce o ziemistej, pokrytej krostami twarzy i cuchnącym oddechu, ponieważ chciał wypieprzyć ją w śmierdzącym moczem zaułku, podczas gdy jego żona i dzieci czekały w domu.Nie żywiłem specjalnego współczucia dla takich osobników.Mimo to byli oni formalnie ofiarami oszustwa, a niekiedy szantażu, musieliśmy więc przeprowadzać dochodzenia w ich sprawach.Sądzę, że poświęcaliśmy tak wiele sił zwalczaniu tego przekrętu dlatego, że policja miała obsesję na punkcie statystyki, a priorytetem naszych przełożonych było ograniczenie liczby rabunków w Soho.Ofiary oszustw „fryzjerek” najczęściej składały mundurowym policjantom doniesienia o rabunku i choć ich opowieści zalatywały kłamstwem, system odnotowywał, że miał miejsce rabunek, a statystyki przedstawiały się jeszcze gorzej.Często udawało się zakończyć sprawę w ten sposób, że znajdowaliśmy dziewczynę, odzyskiwaliśmy pieniądze, oddawaliśmy je ofierze i było po wszystkim.Pewien gość został naciągnięty na dziesiątki tysięcy funtów.Mieszkał w Ameryce, lecz regularnie przyjeżdżał do Zjednoczonego Królestwa, by się dowiedzieć, co stało się z jego pieniędzmi.Inny gość, z Nowego Jorku, utrzymywał, że pewien mężczyzna obrabował go, stosując podobny przekręt.Znalazłem winowajcę i aresztowałem go.Powiedział, że Amerykanin prosił o małych chłopców, lecz mu nie uwierzyłem.Sprawa nie została zamknięta i nie trafiła do sądu, załatwiłem jednak, że ten Amerykanin przyleciał do Londynu, złożył zeznania, wziął udział w okazaniu i tak dalej.Ten człowiek był naprawdę wdzięczny; w dowód wdzięczności zaś przysłał mi pięć czapek nowojorskiej policji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]