[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mnie nie.Uważam, że jest niebywale podniecająca.Wszystko jest tak czarująco nierealne.- Nie powiedziałbyś tego - zaprotestowała Molly - gdybyś.gdybyś to ty ją znalazł.Mam na myśli panią Boyle.Stale o tym myślę, nie mogę zapomnieć.Jej twarz.cała spuchnięta i purpurowa.Zadrżała.Christopher podszedł do niej i położył jej rękę na ramieniu.- Wiem.Idiota ze mnie.Przepraszam.Nie pomyślałem o tym.W piersiach Molly wzbierał dławiony szloch.- Wydaje się, że już wszystko w porządku.Gotowanie.Kuchnia.- powiedziała bezładnie, z zakłopotaniem.- I potem nagle wszystko znowu wraca jak nocny koszmar.Twarz Christophera Wrena przybrała dziwny wyraz, kiedy tak stał i patrzył z góry na pochyloną Molly.- Rozumiem.- Odsunął się.- Lepiej będzie, jak się wyniosę i nie będę ci przeszkadzał.- Nie odchodź! - krzyknęła Molly, kiedy trzymał już rękę na klamce.Odwrócił się z pytającym spojrzeniem, po czym powoli podszedł do niej z powrotem.- Mówisz to poważnie?- Co?- Naprawdę nie chcesz, żebym sobie poszedł?- Tak.Nie chcę być sama.Boję się zostać sama.Christopher usiadł przy stole.Molly nachyliła się nad piekarnikiem, przestawiła zapiekankę na wyższy ruszt, zamknęła drzwiczki, po czym podeszła do Christophera.- To bardzo ciekawe - powiedział spokojnie.- Co takiego?- Że nie boisz się być sama.ze mną.Nie boisz się, prawda?- Nie, nie boję się.- Potrząsnęła głową.- Dlaczego, Molly?- Nie wiem.Po prostu nie boję się.- A jednak jestem jedyną osobą, która.pasuje.Jedynym odpowiadającym opisowi mordercy.- Nie - powiedziała Molly.- Istnieją inne możliwości.Rozmawiałam o nich z sierżantem Trotterem.- Zgodził się z tobą?- Nie zaprzeczył - odparła wolno Molly.Niektóre słowa ustawicznie dźwięczały jej w uszach.Szczególnie to ostatnie zdanie: „Dobrze wiem, o czym pani myśli, pani Davis”.Czy wiedział? Czy możliwe, żeby wiedział? Powiedział również, że morderca dobrze się bawi.Czy była to prawda?- W rzeczywistości wcale się dobrze nie bawisz, prawda? - zwróciła się do Christophera.- Wbrew temu, co przed chwila powiedziałeś.- Dobry Boże, nie - Christopher rozszerzył oczy ze zdumienia.- Co za dziwaczne stwierdzenie.- Och, ja tego nie powiedziałam.To sierżant Trotter.Nienawidzę tego człowieka! On.On kładzie ci do głowy rzeczy.rzeczy, które nie są prawdziwe.które w żaden sposób nie mogą być prawdziwe.Zakryła oczy rękami.Christopher bardzo delikatnie odsłonił jej twarz.- Posłuchaj, Molly.Co to wszystko znaczy? Pozwoliła mu posadzić się na krześle przy kuchennym stole.Jego zachowanie nie było już ani histeryczne, ani dziecinne.- O co chodzi, Molly? - zapytał.Popatrzyła na niego długim, badawczym spojrzeniem i spytała bez związku:- Jak długo ja ciebie znam, Christopher? Dwa dni?- Mniej więcej.Pewnie myślisz, że choć minęło tak niewiele czasu, chyba poznaliśmy się dość dobrze.- Tak.To dziwne, prawda?- Och, nie wiem.Istnieje między nami pewien rodzaj sympatii.Być może dlatego, że oboje stanęliśmy już w życiu w obliczu trudnych spraw.To nie było pytanie.To było stwierdzenie.Molly zignorowała je.- Naprawdę nie nazywasz się Christopher Wren - powiedziała bardzo cicho.Znowu zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie.- Nie.- Dlaczego.- Wybrałem to nazwisko? Och, to był zabawny kaprys.W szkole zwykle wyśmiewano się ze mnie i nazywano mnie Christopher Robin.Robin - Wren - na zasadzie skojarzenia, jak sądzę.*- A jak się naprawdę nazywasz?- Nieważne - odparł Christopher spokojnie.- Nic by to ci nie powiedziało.Nie jestem też architektem.Tak naprawdę to jestem dezerterem z wojska.Na jedną chwilę w oczach Molly pojawił się ostrzegawczy błysk.Christopher zauważył to.- Tak - oznajmił - jak nasz nieznany morderca.Powiedziałem ci już, że jestem jedynym pasującym do schematu.- Nie bądź głupi - odrzekła Molly.- Powiedziałam ci, że nie wierzę, abyś był mordercą.Mów dalej, opowiedz mi o sobie.Co było powodem dezercji - nerwy?- Myślisz, że się bałem? Nie, dość ciekawe, nie bałem się, w każdym razie nie bardziej niż inni.Właściwie odznaczałem się nawet zimną krwią w czasie ostrzału.Nie, to było coś całkiem innego.Chodziło o.moją matkę.- Twoją matkę?- Tak.Została zabita.podczas nalotu lotniczego.Zasypana.Musieli ją odkopać.Nie wiem, co się ze mną stało, kiedy się o tym dowiedziałem.Przypuszczam, że trochę zwariowałem.Zdawało mi się, rozumiesz, że to mi się przydarzyło.Poczułem, że muszę dostać się szybko do domu i.i odkopać się sam.Nie potrafię tego wyjaśnić, to wszystko było pogmatwane.- Opuścił głowę na ręce i powiedział: - Błąkałem się długi czas, szukając jej, a może samego siebie, nie wiem kogo z nas.A potem, kiedy rozjaśniło mi się w głowie, bałem się zgłosić do wojska.Wiedziałem, że nigdy nie uda mi się tego wytłumaczyć.Od tamtej pory byłem właściwie.nikim.Wpatrywał się w Molly, a na jego młodej twarzy malowała się rozpacz.- Nie powinieneś tak się czuć - powiedziała łagodnie.- Możesz zacząć od początku.- Czyżby można to było zrobić?- Oczywiście.Jesteś przecież młody.- Tak, ale zrozum - jestem skończony.- Nie - zaoponowała Molly - wcale nie jesteś skończony.Tylko ty tak myślisz.Wierzę, że każdy przynajmniej raz w życiu doznaje uczucia, że to już koniec, że nie podoła dłużej.- Znasz to uczucie, prawda, Molly? Musisz znać, skoro potrafisz mówić w ten sposób.- Tak.- Co to było?- Spotkało mnie to samo, co przydarzyło się wielu innym dziewczętom.Byłam zaręczona z pilotem myśliwca i on zginął.- Nie kryło się za tym nic więcej?- Chyba tak.Kiedy byłam młodsza, przeżyłam poważny szok.Zetknęłam się z czymś okrutnym i bestialskim, co skłoniło mnie do myśli, że życie jest straszne.Śmierć Jacka jedynie utwierdziła mnie w przekonaniu, że całe życie jest okrutne i perfidne.- Rozumiem.A potem, jak się domyślam - powiedział Christopher, obserwując ją - pojawił się Giles.- Tak.- Delikatny, prawie nieuchwytny uśmiech zadrżał na jej wargach.- Pojawił się Giles, wszystko stało się proste, bezpieczne i szczęśliwe.Giles!Z ust Molly zniknął uśmiech.Twarz jej nagle poszarzała.Zadrżała, jakby zrobiło jej się zimno.- Co się stało, Molly? Co cię przestraszyło? Jesteś przestraszona, prawda?Skinęła głową.- To ma coś wspólnego z Gilesem? Z czymś, co powiedział lub zrobił?- Nie, to nie Giles.To ten okropny człowiek!- Jaki okropny człowiek? - Christopher był zdziwiony.- Paravicini?- Nie, nie.Sierżant Trotter.- Sierżant Trotter?- Sugeruje, robi aluzje, zasiewa w mojej głowie okropne myśli na temat Gilesa - myśli, o które się nie podejrzewałam.Och, nienawidzę go.Nienawidzę.- Giles? - Christopher uniósł ze zdziwienia brwi.- Giles! Oczywiście, jesteśmy prawie w tym samym wieku.Wygląda trochę poważniej niż ja, ale chyba nie jest starszy.Tak, Giles równie dobrze mógłby pasować.Ale posłuchaj, Molly, to wszystką bzdura.W dniu, w którym zamordowano tę kobietę w Londynie, Giles był z tobą w domu.Molly nie odpowiedziała.- Nie było go tutaj? - Christopher spojrzał na nią ostro.Molly wyrzuciła z siebie jednym tchem bezładny potok słów:- Cały dzień był poza domem - w samochodzie - pojechał na drugi koniec hrabstwa po drucianą siatkę, którą tam sprzedawano.Przynajmniej tak powiedział - i ja tak myślałam, aż.aż.- Aż co?Wolno wyciągnęła rękę i pokazała Evening Standard, leżący na kuchennym stole.- Wydanie londyńskie sprzed dwóch dni - powiedział Christopher, przyglądając się gazecie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]