[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lubiła przesadne gesty i mówiła za dużo, gdy była czymś podenerwowana.Wyszła za mąż za niejakiego Denmana, gdy miała dwadzieścia dwa lata, ale obawiam się, że nie była zbyt szczęśliwa w małżeństwie.Zawsze miałam nadzieję, że nie przytrafi się im nic złego, bo Denman był człowiekiem bardzo porywczym, nie z gatunku tych mężczyzn, którzy cierpliwie znosiliby słabostki Mabel.Poza tym dowiedziałam się, że w jego rodzinie występowały choroby psychiczne.Jednakże dziewczęta są bardzo uparte.Tak dawnej, jak i dzisiaj.I pewnie nigdy nie będą inne.Więc Mabel poślubiła tego człowieka.Nieczęsto widywałam ją po ślubie.Przyjechała do mnie raz czy dwa, a choć wiele razy zapraszali mnie do siebie, nigdy ich nie odwiedziłam.Niezbyt chętnie ruszam się z domu i zawsze udawało mi się znaleźć jakąś wymówkę.W dziesięć lat po ślubie mąż Mabel nieoczekiwanie zmarł.Nie mieli dzieci, Mabel więc była jedyną spadkobierczynią.Napisałam do niej, oczywiście, i zaproponowałam, że przyjadę, jeśli życzy sobie tego.W odpowiedzi dostałam od niej bardzo rzeczowy list, z którego wywnioskowałam, że nie jest zbyt przejęta śmiercią męża.Przyjęłam to bez zdziwienia, bo wiedziałam, że już od jakiegoś czasu w tym małżeństwie źle się działo.Nie upłynęły trzy miesiące, gdy otrzymałam od Mabel prawie histeryczny list, w którym błagała mnie wprost o przyjazd, gdyż sprawy przybierają coraz gorszy obrót, a ona już dłużej nie może tego znieść.Zabezpieczyłam antyczny talerz i kufel z czasów króla Karola powierzając je bankowi i natychmiast ruszyłam w drogę.Mabel zastałam w stanie załamania nerwowego.Duży dom, Martle Dene, był umeblowany bardzo wygodnie.Zatrudniano kucharkę, pokojówkę i pielęgniarkę do opieki nad teściem Mabel, który — jak to się mówi — miał pomieszane w głowie.Zachowywał się spokojnie i zupełnie poprawnie, ale niekiedy bardzo dziwnie.Jak już mówiłam, rodzina Denmanów dotknięta była chorobami psychicznymi.Zaszokowała mnie zmiana, jaka zaszła w Mabel.Była po prostu kłębkiem nerwów, cała rozdygotana.Z największą więc trudnością udało mi się z niej wydobyć, co ją gnębi.Okrężną drogą dowiedziałam się wreszcie, o co chodzi.Gdy spytałam o jej przyjaciół Gallagherów, o których często wspominała w listach, odpowiedziała, że niemal ich teraz nie widuje.To samo odparła, gdy zagadnęłam ją o innych ludzi, z którymi się dawniej przyjaźniła.Zwróciłam jej więc uwagę, że popełnia błąd odsuwając się od przyjaciół, a przesiadując całymi dniami w domu i zamartwiając się.Wtedy wybuchnęła gniewnie wyjawiając prawdę.— To nie ja się od nich odsuwam, ale oni ode mnie! Nie ma tu teraz żywej duszy, która zamieniłaby ze mną choć słowo! Gdy idę główną ulicą, znajomi udają, że mnie nie widzą.Czuję się jak trędowata.To jest nie do zniesienia na dłuższą metę.Chyba będę musiała sprzedać dom i wyjechać za granicę.Ale dlaczego właściwie mam uciekać? Przecież nic złego nie zrobiłam!Zaniepokoiłam się bardzo tym, co usłyszałam.Pamiętam, że robiłam wtedy wełniany szalik dla pani Hay i w zdenerwowaniu opuściłam dwa oczka, a nawet tego nie spostrzegłam.— Kochana Mabel, zadziwiasz mnie.O co tu właściwie chodzi? — dociekałam.Mabel już od najmłodszych lat była trudnym dzieckiem.Nigdy nie zdarzyło się jej odpowiedzieć krótko i węzłowato na zadane pytanie.Teraz też kluczyła wokół tematu mówiąc coś o złośliwych plotkach rozpuszczanych przez ludzi, którzy nie mają nic innego do roboty, oraz o niegodziwcach wymyślających niestworzone historie.— Domyślam się już, o co chodzi — powiedziałam.— Krążą o tobie jakieś plotki.Ty chyba wiesz najlepiej, co ci zarzucają.Powiedz więc, co to jest.— To po prostu wstrętne — biadoliła Mabel.— Naturalnie — zapewniałam ją pospiesznie.— Uwierz mi, że nic ze strony ludzi nie jest mnie w stanie zdziwić.No więc, Mabel, czy powiesz mi wreszcie jasno i wyraźnie, czego od ciebie chcą?Powiedziała — okazało się, że nagła śmierć jej męża wywołała różne domysły.W rezultacie sprowadziło się do tego, że podejrzewano ją o otrucie go.Myślę, że sami wiecie, jak okrutną rzeczą jest plotka i jak trudno z nią walczyć.Gdy ludzie obgadują cię za plecami, nie możesz stawić im czoła, zaprzeczyć oszczerstwu.A plotka zatacza coraz szersze kręgi i nikt nie jest w stanie temu zapobiec.Byłam jednak zupełnie pewna jednej rzeczy: Mabel nigdy nie otrułaby kogokolwiek! I nie mogłam dopuścić do tego, by miała sobie zrujnować życie i uciekać z domu, który lubiła, tylko dlatego, że najprawdopodobniej zrobiła coś nierozważnego, co naraziło ją na potępienie przez złośliwych plotkarzy miasteczka.— Nie ma dymu bez ognia — powiedziałam.— Mabel, musisz mi powiedzieć, co spowodowało, że wzięto cię na języki.Coś przecież musiało być!Jak już mówiłam, Mabel miała trudności ze zwięzłym i rzeczowym wyrażaniem się.Teraz też nie powiedziała mi nic konkretnego oprócz tego, że śmierć Geoffreya była rzeczywiście nagła.Tragicznego dnia czuł się zupełnie dobrze, zjadł kolację, a w nocy niespodziewanie się rozchorował.Posłano po lekarza, ale ten przybył kilka minut za późno.Orzekł, że śmierć spowodowały trujące grzyby.— Cóż, przypuszczam, że śmierć tego typu mogła rozniecić wyobraźnię ludzi, ale z pewnością zaistniało coś jeszcze.Czy nie pokłóciłaś się przypadkiem z mężem tego dnia?Przyznała, że posprzeczali się poprzedniego ranka przy śniadaniu.— I pewnie służba to słyszała? — zapytałam.— Nie było wtedy nikogo w pokoju — odparła Mabel.— Och, moja droga.Zapewne słyszano was bez specjalnego nadsłuchiwania i za drzwiami.Dobrze wiedziałam, jak donośny i piskliwy głos miała Mabel w takich sytuacjach.A i Demnan mówił bardzo głośno, gdy był zdenerwowany.— O co poszło?— Och, jak zwykle o to samo.Zaczęło się od jakiegoś drobiazgu, a potem Geoffrey unosił się coraz bardziej i wykrzykiwał niestworzone rzeczy, aż w końcu powiedziałam mu, co o nim naprawdę myślę.— To była poważna kłótnia, prawda?— Nie ja zaczęłam.— Drogie dziecko, to naprawdę nie ma znaczenia, kto zaczął.Nie o to teraz chodzi.W mieście takim jak to, prywatne życie jest mniej lub bardziej publiczną tajemnicą.Wy zawsze kłóciliście się.Pewnego ranka posprzeczaliście się wyjątkowo ostro, a tej samej nocy mąż umarł nagłą i tajemniczą śmiercią.Czy tylko tyle masz mi do powiedzenia?— Nie wiem, co masz na myśli, ciociu Jane.— Tylko to, co powiedziałam, moja miła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]