[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miał różnych ludzi na zewnątrz, na posterunkach w parku, strzegących wszystkich wjazdów wejść.Zapewnił mnie, że, jeśli cała sprawa nie jest wygłupem, bez wątpienia powinniśmy ująć tajemniczego korespondenta.- Miałem Johnniego i weszliśmy do pokoju zwanego izbą rady razem z inspektorem, który zamknął drzwi na klucz.Stoi tam wielki zegar szafkowy i przyznam, że kiedy wskazówki zbliżyły się do dwunastej, byłem mocno zdenerwowany.Rozległ się zgrzyt i zegar zaczął bić.Przygarnąłem Johnniego do siebie.Miałem takie uczucie, że ten ktoś może spaść z nieba.Gdy przebrzmiało ostatnie uderzenie, z zewnątrz dały się słyszeć jakieś krzyki, tupot biegających ludzi, słowem, było tam wielkie zamieszanie.Inspektor rzucił się do okna.- Mamy go, sir - sapał policjant, który podbiegi z drugiej strony.- Przedzierał się przez krzaki.Ma ze sobą cały sprzęt.- Popędziliśmy na taras, gdzie dwóch funkcjonariuszy poskramiało osobnika w poszarpanym ubraniu, wyglądającego na zbira.Szarpał się, bezskutecznie próbując ucieczki.Jeden z policjantów trzymał otwartą paczkę, którą wyrwano z rąk draba.Był w niej tampon z waty i butelka chloroformu.Krew się we mnie zagotowała na ten widok.Była jeszcze koperta zaadresowana do mnie.Rozdarłem ją.Przeczytałem taki tekst: “Trzeba było zapłacić.Teraz wykupienie syna będzie kosztować pięćdziesiąt tysięcy.Mimo tych wszystkich środków został uprowadzony dwudziestego dziewiątego, tak jak zapowiadałem”.- Zacząłem się strasznie śmiać, bo poczułem ogromną ulgę i wtedy usłyszałem warkot silnika i krzyk.Odwróciłem głowę.Dróżką wiodącą ku południowej altanie pędził z szaloną prędkością szary samochód, długi i niski.Krzyczał kierowca, ale nie to wprawiło mnie w przerażenie, lecz widok płowych loków Johnniego.Dziecku było w aucie obok kierowcy.- Inspektor rzucił przekleństwo.“Dziecko było tu jeszcze przed minutą”, krzyknął.Przebiegł po nas wzrokiem.Byliśmy tam wszyscy: ja, Tredwell, panna Collins.- Kiedy widział go pan ostatni raz, panie Waverly?- Sięgam pamięcią wstecz usiłując sobie przypomnieć.Kiedy policjant zawołał nas, wybiegłem z inspektorem zapominając zupełnie o Johnniem.- A potem rozległ się dźwięk, który nas zdumiał, bicie dzwonów kościelnych we wsi.Inspektor krzyknął z wrażenia i sięgnął po swój zegarek.Była dokładnie dwunasta.Rzuciliśmy się, pchani jedną myślą, do sali rady; tam zegar pokazywał dziesięć po dwunastej.Ktoś musiał rozmyślnie cofnąć wskazówki, bo nigdy wcześniej nie słyszałem, żeby śpieszył się lub późnił.To doskonały chronometr.Pan Waverly przerwał.Poirot uśmiechnął się do siebie i wyprostował dywanik, który wzburzony ojciec nieco pomarszczył.- Piękny problemik, tajemniczy i zajmujący - mruczał Poirot.- Z przyjemnością go dla państwa rozwiążę.Naprawdę obmyślone a merveille[14].- Ale mój chłopiec.- jęknęła pani Waverly patrząc na Poirota z wyrzutem.Detektyw pośpiesznie przywołał na twarz wyraz głębokiego współczucia.- On jest bezpieczny, madame, nic złego mu się nie stało.Może pani być pewna, że ci niegodziwcy będą się o niego nadzwyczajnie troszczyć.Czyż nie jest on dla nich indykiem.nie, jak to jest? - gęsią znoszącą złote jaja?- Panie Poirot, jestem pewna, że jedyną rzeczą, którą należy zrobić, to zapłacić.Początkowo byłam temu przeciwna, ale teraz nie! To, co czuje matka.- Ale przerwaliśmy panu opowiadanie - wykrzyknął pośpiesznie Poirot.- Spodziewam się, że dalszy ciąg dobrze zna pan z gazet - powiedział Waverly.- Oczywiście inspektor McNeil natychmiast rzucił się do telefonu.Podano wszędzie opis samochodu oraz mężczyzny i początkowo zdawało się, że wszystko idzie ku dobremu.Auto, odpowiadające cechom poszukiwanego, widziane w różnych wioskach, najwyraźniej zdążało do Londynu.W jednym miejscu samochód się zatrzymał, ktoś zauważył, że dziecko płacze i niewątpliwie boi się mężczyzny.Kiedy inspektor McNeil poinformował, że auto, kierowca i dziecko są już w rękach policji, poczułem taką ulgę, że niemal zasłabłem.Resztę pan zna.Chłopiec wcale nie był Johnniem, a mężczyzna to zapalony automobilista bardzo lubiący dzieci, który uprzejmie zabrał na przejażdżkę malucha z jednej z ulic Edenswell, miasteczka o piętnaście mil stąd.Na skutek bezmyślności zadufanej w sobie policji wszelkie ślady przepadły.Gdyby nie ścigali tak uparcie zupełnie innego samochodu, mogliby już do tej pory znaleźć chłopca.- Niech pan się uspokoi, monsieur.Policja to ludzie dzielni i inteligentni.Ich błąd jest całkiem naturalny.A co do mężczyzny, którego ujęto na terenie posiadłości, to domyślam się, że jego obrona polega wyłącznie na zaprzeczaniu.Oświadczył pewnie, że paczkę i kartkę kazano mu zanieść do Waverly Court.Człowiek, który mu to dał, wręczył też banknot dziesięcioszylingowy i obiecał drugie tyle, jeśli wszystko zostanie doręczone dokładnie za dziesięć dwunasta.Miał podejść do domu przez park i zastukać do bocznego wejścia.- Nie wierzę w ani jedno słowo - oświadczyła z mocą pani Waverly.- To same kłamstwa.- En verite[15], mało przekonujące wyjaśnienia - powiedział z namysłem Poirot.- Ale do tej pory ich nie odrzucono.Wiadomo mi także, że wystąpił on z pewnym oskarżeniem.Poirot spojrzał badawczo na pana Waverly'ego, który poczerwieniał jeszcze mocniej.- Ten typ był aż tak bezczelny, że udawał, iż rozpoznał w Tredwellu mężczyznę, który dał mu paczkę.“Facet tylko zgolił wąsy”.Tredwell, który się w tej posiadłości urodził!Poirot uśmiechnął się lekko widząc jego wzburzenie.- Ale przecież pan podejrzewa, że ktoś z mieszkańców domu uczestniczył w porwaniu.- Tak, ale nie Tredwell.- A pani, madame? - zapytał Poirot nagle.- Tredwell nie mógł być osobą, która dała temu włóczędze list i paczkę, jeżeli w ogóle mu ją ktoś dał, w co nie wierzę.Mówi, że dostał to o dziesiątej.A o dziesiątej Tredwell był z moim mężem w palarni.- Czy miał pan możliwość zobaczenia twarzy mężczyzny w samochodzie, monsieur? Czy było jakieś podobieństwo do Tredwella?- Było za daleko, żebym mógł widzieć twarz.- Czy Tredwell ma brata, wiadomo coś panu?- Miał kilku, ale wszyscy zmarli.Ostatni zginął na wojnie.- Nie orientuję się jeszcze dobrze w terenie, w Waverly Court.Samochód jechał w stronę południowej altany.A czy jest jeszcze inny wjazd?- Tak, koło czegoś, co nazywamy wschodnią altaną.Widać ją z drugiej strony domu.- Wydaje mi się dziwne, że nikt nie widział samochodu wjeżdżającego na teren posesji.- Jest tam odcinek drogi i dojazd do malej kaplicy.Przejeżdża tamtędy całkiem sporo samochodów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]