[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Nic nie wiesz! — Głos Pippy brzmiał jeszcze bardziej desperacko.— Nie powiedziałam ci wszystkiego, kiedy zabraliście mnie tutaj, po prostu nie byłam w stanie… Nie chodzi tylko o to, że Miranda jest taka wredna, że się ciągle upija czy coś w tym rodzaju.Pewnej nocy, kiedy ona gdzieś balowała, Oliver był ze mną sam w domu i… chyba dużo wypił, sama nie wiem, ale… — Urwała i przez chwilę nie mogła mówić dalej.Wreszcie ze wzrokiem wbitym w podłogę wyznała: — On próbował ze mną tych rzeczy…— Pippo! — przeraziła się Klarysa.— Co ty chcesz powiedzieć?Pippa rozejrzała się dookoła z rozpaczą w oczach, jakby w nadziei, że ktoś ją wyręczy.— Próbował… próbował mnie pocałować, a kiedy go odepchnęłam, zaczął zdzierać ze mnie ubranie.A potem… — Znów urwała i zaczęła szlochać.— Och, moje biedactwo! — szepnęła Klarysa, przytulając ją mocno.— Postaraj się o tym nie myśleć.Masz to już za sobą i nic podobnego więcej cię nie spotka.Dopilnuję, żeby Oliver został ukarany.Co za potwór! Nie ujdzie mu to płazem.Humor Pippy uległ gwałtownej przemianie.W głosie pojawiła się nutka nadziei, jakby wpadł jej do głowy nowy pomysł.— Może trafi go piorun?— Bardzo możliwe — przyklasnęła jej Klarysa.— Bardzo możliwe.— Twarz jej przybrała wyraz zimnej zaciętości.— No, pozbieraj się jakoś, Pippo.Wszystko jest w porządku.Masz, wytrzyj nos — dodała, podając jej chusteczkę.Pippa spełniła polecenie, a potem próbowała wyczyścić suknię Klarysy ze śladów swych łez.Klarysa zmusiła się do uśmiechu.— Idź na górę i weź kąpiel.Przyda ci się, bo twoja szyja jest wprost czarna.Pippa wróciła chyba do normalnego stanu, bo rzuciła beztrosko:— Zawsze taka jest.Skierowała się ku drzwiom, ale w połowie drogi wróciła biegiem do macochy.— Nie dasz mnie zabrać, prawda? — spytała błagalnie.— Nie! Po moim trupie.Czy to ci wystarczy?Pippa uścisnęła ją jeszcze raz i wyszła.Klarysa stała przez chwilę, pogrążona w myślach.Nagle zorientowała się że w pokoju jest ciemno, więc przekręciła kontakt przy wejściu, włączając ukryte oświetlenie.Następnie zamknęła drzwi do ogrodu, usiadła na sofie i zapatrzyła się w przestrzeń.Minęło kilka minut.Kiedy trzasnęły frontowe drzwi, spojrzała wyczekująco w stronę hallu.Po chwili do salonu wszedł Henry Hailsham–Brown.Był to przystojny mężczyzna lat około czterdziestu o twarzy pozbawionej wyrazu, w grubych rogowych okularach.W ręku trzymał teczkę.— Witaj, kochanie — rzekł, zapalając kinkiety i kładąc teczkę na fotelu.— Cześć, Henry! Czyż nie był to wyjątkowo paskudny dzień?— Tak sądzisz? — spytał, całując żonę w policzek.— Sama nie wiem, od czego zacząć.Lepiej najpierw się napij.— Nie tak zaraz — odparł.Podszedł do okien i zaciągnął zasłony.— Kto jest w domu?Klarysa zdziwiła się nieco.— Nikogo nie ma.Elginowie mają wychodne.To “czarny czwartek”, rozumiesz.Na kolację jest szynka, krem czekoladowy i kawa, dobra kawa, ponieważ sama ją zaparzę.Jedyną odpowiedzią był pytający pomruk.— Henry, czy coś się stało? — spytała Klarysa, zaniepokojona zachowaniem męża.— No… można tak powiedzieć.— Coś złego? Czy to Miranda?— Nie, nic złego.Powiedziałbym, że wręcz przeciwnie.Tak, przeciwnie.— Kochanie… — Klarysa mówiła z uczuciem, ale i pewną nutką humoru.— Czyżby za tą nieprzeniknioną fasadą urzędnika Foreign Office kryło się zwykłe, ludzkie podniecenie?Na twarzy Henry’ego pojawił się wyraz przyjemnego wyczekiwania.— Cóż… to rzeczywiście jest coś ekscytującego.— I po chwili przerwy dodał: — W Londynie jest lekka mgła.— Czy to mgła tak cię podnieca?— Nie, oczywiście, że nie chodzi o mgłę.— A więc?Henry rozejrzał się szybko, jakby podejrzewał, że ktoś go może podsłuchać, po czym usiadł obok żony na sofie.— Będziesz musiała zachować to przy sobie — rzekł tonem głębokiej powagi.— Tak?— To naprawdę wielki sekret.Nikt nie może się dowiedzieć… No, ale ty musisz.— Więc mi powiedz.Henry znów się rozejrzał, aż wreszcie wykrztusił:— Sowiecki premier Kalendorff przyjeżdża jutro do Londynu na bardzo ważne rozmowy z naszym premierem.Tylko ani mru–mru.Klarysa nie wyglądała na zaskoczoną.— Tak, wiem — odrzekła obojętnie.— Jak to? — zdziwił się Henry.— Skąd możesz wiedzieć?— Przeczytałam w niedzielnej gazecie.— Nie rozumiem, jak możesz czytać te szmatławce dla plebsu — oburzył się jej mąż, wyraźnie wytrącony z równowagi.— Zresztą gazeciarze nie mogli wiedzieć o wizycie Kalendorffa.To sprawa ściśle tajna.— Mój ty biedaku! — szepnęła Klarysa.I po chwili dodała ze współczuciem, ale i pewną dozą niedowierzania: — Ściśle tajna? Doprawdy! Że też wy, na górze, wierzycie w takie rzeczy!Henry wstał i zaczai chodzić po pokoju.Wyglądał na poważnie zmartwionego.— Boże, musiał być jakiś przeciek…— Moglibyście się już nauczyć — zauważyła cierpko Klarysa — że zawsze są przecieki.I powinniście być na to przygotowani.Henry poczuł się urażony.— Dopiero dziś wieczorem ogłoszono oficjalny komunikat
[ Pobierz całość w formacie PDF ]