[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.“Dziwaczne są istoty ludzkie, jeżeli patrzeć na nie w porze, gdy w jakichś celach wyłaniają się z potężnych, wysokich bloków, bardzo podobnych do mrowisk — pomyślała pani Oliver i dodała z przekonaniem: — Właściwie nikt nie ocenia nigdy mrowiska w sposób właściwy.Czasami potrącamy je czubkiem buta, bo uważamy, że jest pozbawione logiki i sensu.Drobne stworzonka uganiają się tu i ówdzie, dźwigają źdźbła trawy, przenoszą się z miejsca na miejsce długimi kolumnami.Na pozór nie ma w tym ładu, a przecież mrówki muszą być zorganizowane nie gorzej niż ta społeczność, którą obserwuję w tej chwili”.Medytując tak, pani Oliver zwróciła uwagę na mężczyznę, który minął ją szybko mamrocząc coś do siebie i omal nie spytała: “A panu co dolega?” Kilkakrotnie przeszła się tam i z powrotem i nagle odskoczyła pod ścianę.Claudia Reece–Holland wyszła z bramy charakterystycznym dla siebie energicznym i żwawym krokiem.Oceniwszy, że dziewczyna jest ubrana obecnie równie dobrze, jak poprzednim razem, Ariadna Oliver odwróciła się, gdyż nie miała ochoty na odnowienie znajomości.Następnie, kiedy Claudia oddaliła się, wykonała drugi zwrot i szybko pośpieszyła tropem zwierzyny.Przy wylocie ulicy dziewczyna skręciła w prawo i niebawem zajęła miejsce w kolejce oczekujących na przystanku autobusowym.Autorka też stanęła w kolejce, chociaż w obecnej sytuacji czuła się trochę nieswojo.A jeżeli Claudia obejrzy się przypadkiem, zobaczy ją, pozna? Co wtedy? Pani Oliver nie mogła wymyślić nic lepszego niż przewlekłe, jakkolwiek bezszelestne wycieranie nosa.Była trzecia za panną Reece–Holland, która, zatopiona widocznie we własnych myślach, bynajmniej nie zwracała uwagi na bliższych i dalszych sąsiadów.Wreszcie nadjechał autobus.Kolejka ruszyła do przodu.We wnętrzu wozu Claudia poszła prosto na piętro, pani Oliver zdobyła miejsce w pobliżu wejścia, i dosiadła się jako trzecia na ławce.Konduktorowi wcisnęła w rękę szylinga i sześć pensów, gdyż nie znała trasy tej linii autobusowej ani nie miała pojęcia, jak daleko być może do miejsca, które sprzątaczka z Borodene Mansions określiła mętnie zwrotem “jeden z nowych gmachów, gdzieś w okolicy Świętego Pawła”.Widok dostojnej kopuły katedry stanowił sygnał alarmowy.“Teraz czuj duch!” — pomyślała pani Oliver i jęła mierzyć przenikliwym wzrokiem osoby schodzące z góry.Tak! To Claudia — schludna i szykowna w swoim dobrze skrojonym kostiumie! Wysiadła z autobusu, a starsza dama pośpieszyła jej śladem, zachowując odpowiedni dystans.“Ciekawa historia! — medytowała.— Oto ja, sama, jestem na czyimś tropie, jak moje powieściowe postacie! I co więcej, muszę spisywać się doskonale, bo ona nic nie podejrzewa”.Istotnie, panna Reece–Holland sprawiała wrażenie kogoś zaabsorbowanego wyłącznie własnymi sprawami.“Dziewczyna wygląda na osobę rozumną i bystrą — snuła dalsze rozważania pani Oliver.— Taką wybrałabym niewątpliwie, gdybym szukała dla swojej książki wzoru przebiegłej i opanowanej morderczyni”.Na szczęście jednak nikogo dotychczas nie zamordowano, jeżeli oczywiście pozbawione racji były podejrzenia Normy, iż właśnie ona popełniła krwawą zbrodnię.Widać było, że ostatnimi laty ta dzielnica Londynu straciła, czy też zyskała wiele za sprawą nowoczesnego budownictwa.Kolosalne i zdaniem Ariadny Oliver przeważnie ohydne wysokościowce strzelały w niebo czworokątnymi blokami, przypominającymi olbrzymie pudełka zapałek.— Za chwilę będę wiedziała — szepnęła do siebie wchodząc za Claudia do hallu jednego z tych gmachów.Cztery windy goniły się nieustannie z dołu do góry i z góry na dół.Podróż takim środkiem lokomocji wydała się starszej damie ryzykowna.Ale kabiny były bardzo pojemne, kiedy więc Claudia weszła do jednej z nich, pani Oliver wskoczyła za nią w ostatnim momencie i od osoby tropionej zasłaniało ją kilku rosłych mężczyzn.Panna Reece–Holland wysiadła na czwartym piętrze i ruszyła korytarzem.Autorka pośpieszyła za nią wykorzystując nadal jako osłonę mężczyzn, za którymi kryła się w kabinie dźwigu.Dzięki temu zapisała w pamięci, że smukła dziewczyna zniknęła za trzecimi drzwiami od końca korytarza i po przyzwoitej pauzie mogła obejrzeć na tychże drzwiach szyldzik z napisem: “Joshua Restarick — S–ka z o.o.”.Osiągnąwszy tak wiele, uprzytomniła sobie, że w gruncie rzeczy nie ma najmniejszego pojęcia, co robić dalej.Na własne oczy zobaczyła drzwi, za którymi mieści się firma ojca Normy i pracuje Claudia Reece–Holland, lecz po zastanowieniu uprzytomniła sobie, iż nie dokonała wielkiego odkrycia.Czy informacja takiego pokroju przyda się na coś? Według wszelkiego prawdopodobieństwa — nie.Jęła spacerować po korytarzu tam i z powrotem, aby zobaczyć, czy ktoś interesujący nie zgłosił się do biur Restaricka.Istotnie, weszło tam parę młodych dziewcząt, ale te nie wydawały się interesujące.Po kilku minutach autorka powieści kryminalnych zjechała na dół windą i niezadowolona z siebie opuściła hali nowoczesnego gmachu.Doprawdy, nie wiedziała, co robić dalej i przechadzając się sąsiednimi ulicami zastanawiała się nawet nad zwiedzeniem katedry Świętego Pawła.Ostatecznie jednak zawróciła w stronę nowoczesnych gmachów, a że odczuwała brak solidnego śniadania, pchnęła drzwi jednej z tamtejszych kawiarń.Było tam niewiele osób, które jadły bardzo spóźnione pierwsze lub nieco przedwczesne drugie śniadanie.Pani Oliver — jak zwykle niezdecydowana — rozglądała się poszukując stosownego miejsca i najniespodziewaniej straciła oddech.Przy stoliku pod ścianą zobaczyła Normę i siedzącego naprzeciw niej młodego mężczyznę, który miał bujne, kasztanowate loki spływające na ramiona, szkarłatną kamizelkę z aksamitu i wyjątkowo fantazyjną marynarkę.— Dawid — mruknęła półgłosem.— To z pewnością musi być Dawid.Młoda para nie zwracała na nią uwagi.Prowadziła nader ożywioną rozmowę.Pani Oliver szybko rozważyła plan działania, powzięła decyzję i energicznie kiwnąwszy głową ruszyła w stronę drzwi ukrytych dyskretnie i opatrzonych napisem: “Dla pań”.Nie miała pojęcia, czy Norma zdołałaby ją poznać.Bez wątpienia osoby sprawiające wrażenie roztargnionych bywają czasem wyjątkowo spostrzegawcze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]