[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A co z tą niedawną kradzieżą klejnotów na Bond Street w samym środku dnia? - zapytałem.- Ładny coup[60] - odparł z aprobatą Poirot - ale to mnie nie interesuje.Pas de finesse, seulement de l'audace[61]! Mężczyzna tłucze szybę wystawową laską z metalowym prętem w środku i kradnie drogie kamienie.Praworządni obywatele natychmiast rzucają się na niego, wołają policję.Złodziej zostaje złapany na gorącym uczynku, z klejnotami w ręku.Na posterunku policji okazuje się, że kamienie są sztuczne.Prawdziwe zdążył wręczyć wspólnikowi - jednemu ze wspomnianych praworządnych obywateli.Pójdzie do więzienia - to prawda, ale kiedy z niego wyjdzie, będzie czekała na niego niezła sumka.Tak, dobrze pomyślane.Ale ja zrobiłbym to lepiej.Czasami, Hastings, żałuję, że jestem taki moralny.Dla odmiany miło byłoby zrobić coś wbrew prawu.- Rozchmurz się, Poirot; w swojej dziedzinie jesteś jedyny.- A co się dzieje aktualnie w mojej dziedzinie?Zajrzałem do gazety.- Proszę, tajemniczy zgon Anglika w Holandii - podsunąłem.- Zawsze tak piszą, a potem okazuje się, że zjadł rybę z puszki i że śmierć nastąpiła z przyczyn naturalnych.- No cóż, jeśli koniecznie chcesz gderać.- Tiens! - powiedział Poirot, podszedłszy do okna.- Oto na ulicy widzę scenę jakby żywcem wyjętą z powieści.Zawoalowana kobieta wchodzi po schodach, dzwoni.idzie do nas.Może wydarzy się coś ciekawego? Kiedy kobieta jest młoda i tak ładna jak ta, musi się zdarzyć coś wyjątkowego, żeby zasłoniła twarz.Chwilę później kobieta została wprowadzona do pokoju.Trudno było rozpoznać jej rysy, dopóki nie podniosła gęstej czarnej woalki z hiszpańskiej koronki.Wtedy okazało się, że Poirot zgadł: była bardzo ładna, jasnowłosa, z błękitnymi oczyma.Z kosztownej prosty ubioru odgadłem, że należy do wyższych sfer.- Monsieur Poirot - powiedziała miękkim, melodyjnym głosem - mam ogromny kłopot.Trudno uwierzyć, że mi pan zdoła pomóc, ale słyszałam o panu takie niezwykłe rzeczy, że przyszłam do pana błagać o rzecz niemożliwą.Jest pan ostatnią deską ratunku.- Lubię niemożliwe zadania - odparł Poirot.- Proszę, mademoiselle, niech pani powie, o co chodzi.Piękna dziewczyna zawahała się.- Ale musi pani być szczera - dodał Poirot.- Nie wolno niczego zataić.- Wierzę panu - zdecydowała się nagle dziewczyna.- Czy słyszał pan o lady Millicent Castle Vaughan?Spojrzałem na nią z zainteresowaniem.Kilka dni wcześniej ukazało się ogłoszenie o zaręczynach lady Millicent z księciem Southshire.Wiedziałem, że panna była piątą córką zubożałego irlandzkiego para, a książę należał do najlepszych partii w Anglii.- Lady Millicent to właśnie ja - ciągnęła dziewczyna.- Może czytali panowie o moich zaręczynach.Powinnam być najszczęśliwszą kobietą pod słońcem, ale, panie Poirot, mam ogromne kłopoty.Jest pewien mężczyzna, nazwiskiem Lavington.nie wiem, jak to panu wyznać.Chodzi o list, który napisałam.Miałam wtedy tylko szesnaście lat, a on.- Napisała go pani do tego Lavingtona?- Ależ nie! Do młodego żołnierza.bardzo go lubiłam.Został zabity na wojnie.- Rozumiem - rzekł Poirot dobrotliwie.- To był głupi list, nieostrożny, ale nic więcej.Jednak niektóre zwroty.można było inaczej rozumieć.- I ten list trafił w ręce pana Lavingtona?- Tak, a on grozi, że jeśli nie zapłacę mu ogromnej sumy, zupełnie nierealnej do zdobycia, wyśle go księciu.- Co za świnia! - wyrwało mi się.- Przepraszam, lady Millicent.- Czy nie byłoby lepiej wyznać wszystko narzeczonemu?- Obawiam się, że nie, panie Poirot.Książę ma trudny charakter, jest zazdrosny i podejrzliwy, gotów wierzyć w najgorsze.Równie dobrze mogłabym od razu zerwać zaręczyny.- Ojejej - skrzywił się Poirot.- A co ja miałbym zrobić, milady?- Pomyślałam, że może mogłabym poprosić Lavingtona, żeby tu przyszedł.Powiedziałabym mu, że jest pan przeze mnie upoważniony do przedyskutowania tej sprawy.Może potrafiłby pan ograniczyć jego żądania.- A ile chce teraz?- Dwadzieścia tysięcy funtów.To zupełnie wykluczone.Wątpię, czy udałoby mi się zebrać tysiąc.- Może mogłaby pani pożyczyć pieniądze.Ale wątpię, czy dostanie pani choć połowę tej sumy.Poza tym.eh bien, myśl, że miałaby pani zapłacić szantażyście, budzi we mnie odrazę.Nie, Herkules Poirot swą pomysłowością pokona pani wrogów.Niech pani przyśle tu tego Lavingtona.Czy jest prawdopodobne, że przyniesie ze sobą list? Dziewczyna potrząsnęła głową.- Nie sądzę.Jest bardzo ostrożny.- Przypuszczam, że on ten list rzeczywiście ma?- Pokazał mi go, gdy poszłam do niego do domu.- Była pani u niego w domu? To bardzo nieroztropne, milady.- Naprawdę? Byłam w rozpaczy.Miałam nadzieję, że wzruszą go moje błagania.- Oh la la! Takich jak Lavington nie poruszą błagania.Niewątpliwie jednak ucieszą go jako znak, że przywiązuje pani dużą wagę do tego listu.A gdzie mieszka ten dżentelmen?- W Buona Vista w Wimbledonie.Pojechałam tam po zmroku.- (Poirot jęknął.) - W końcu powiedziałam mu, że pójdę z tym na policję, ale tylko mnie wyśmiał.“Proszę bardzo, lady Millicent, niech pani idzie”, powiedział.- To sprawa nie dla policji - mruknął Poirot.- “Ale jednak sądzę, że będzie pani mądrzejsza - mówił.- Oto pani list, tu, w tej chińskiej szkatułce”.Otworzył ją tak, że zobaczyłam i próbowałam go schwycić, ale Lavington był szybszy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]