[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.WyobrażaÅ‚ sobie doskonale, jak to wszystko siÄ™stanie; drapiÄ…c siÄ™ po drabinie z lampÄ… w rÄ™ku, przechodziÅ‚ myÅ›lÄ… wszystkie najokropniejsze szczegóły.Zdaje mi siÄ™, że przeżywaÅ‚ to znów, opowiadajÄ…c mi rzeczy, o których w sÄ…dzie musiaÅ‚ zamilczeć.# WidziaÅ‚em tak jasno, jak pana teraz widzÄ™, że nic nie mogÄ™ uczynić.To mroziÅ‚o wszystkie moje251czÅ‚onki.PomyÅ›laÅ‚em, że mogÄ™ równie dobrze stać tu, jak gdzie indziej i czekać.ObliczaÅ‚em, że pozostaÅ‚ojuż niewiele sekund Nagle przestaÅ‚a buchać para.Sprawiany przez niÄ… huk odciÄ…gaÅ‚ uwagÄ™, ale ta cisza, która w tej chwili252nastaÅ‚a, byÅ‚a nieznoÅ›nie przygnÄ™biajÄ…ca.²%# ZdawaÅ‚o mi siÄ™, że uduszÄ™ siÄ™, zanim utonÄ™ rzekÅ‚.Cisza253 TwierdziÅ‚, że nie myÅ›laÅ‚ o wÅ‚asnym ocaleniu.JedynÄ… wyraznÄ… myÅ›lÄ… pojawiajÄ…cÄ… siÄ™ i znikajÄ…cÄ… w jego²%# umyÅ›le byÅ‚o: osiemset ludzi i siedem szalup; osiemset ludzi i siedem szalup.Zmierć,254 KtoÅ› gÅ‚oÅ›no krzyczaÅ‚ w mojej gÅ‚owie rzekÅ‚ dziko osiemset ludzi, siedem szalup i czasu#255maÅ‚o! PomyÅ›l o tym. PochyliÅ‚ siÄ™ ku mnie poprzez wÄ…ski stolik, a ja unikaÅ‚em jego spojrzenia. Czypan myÅ›li, że baÅ‚em siÄ™ Å›mierci? spytaÅ‚ gÅ‚osem cichym, dumnym.UderzyÅ‚ pięściÄ… w stół tak, żepodskoczyÅ‚y filiżanki od kawy. Gotów jestem przysiÄ…c, że nie nie& na Boga nie! WyprostowaÅ‚siÄ™, rÄ™ce zÅ‚ożyÅ‚ na piersiach.# Przez okna dochodziÅ‚y nas gÅ‚osy ze Å›rodka sali, kilku mężczyzn w doskonaÅ‚ych humorach wyszÅ‚o na256galeriÄ™.Dzielili siÄ™ wesoÅ‚ymi wspomnieniami z czasów pobytu w Kairze.Blady, zaniepokojonymÅ‚odzieniec, sÅ‚uchaÅ‚ uwag wypasionego obieżyÅ›wiata o niewÅ‚aÅ›ciwoÅ›ci skupywania na bazarach zbytdrogich rzeczy.Przeszli dalej, zajÄ™li fotele; zapalone zapaÅ‚ki oÅ›wietliÅ‚y na chwilÄ™ twarze bez cieniajakiegokolwiek wyrazu i wykrochmalone przody koszul; szmer tych zmieszanych, ożywionych rozmówwydawaÅ‚ mi siÄ™ niedorzeczny i oddalony.# Niektórzy z zaÅ‚ogi spali przy samym otworze i mogÅ‚em dosiÄ™gnąć ich rÄ™kÄ… zaczÄ…Å‚ Jim znowu.257 Trzeba wam wiedzieć, że na tym parowcu wszyscy pracujÄ…cy spali w nocy, a do straży nocnej byli#258przeznaczeni inni.MiaÅ‚ wielkÄ… ochotÄ™ chwycić najbliżej leżącego za ramiÄ™, ale nie zrobiÅ‚ tego.CoÅ›powstrzymaÅ‚o jego rÄ™kÄ™.Nie baÅ‚ siÄ™ o nie! Ale ot po prostu nie mógÅ‚.Nie baÅ‚ siÄ™ też może samejÅ›mierci, ale powiem wam coÅ›, on baÅ‚ siÄ™ okolicznoÅ›ci, jakie musiaÅ‚y jej towarzyszyć.Jego bujnaimaginacja odtworzyÅ‚a caÅ‚Ä… okropność popÅ‚ochu, bieganinÄ™, wrzaski, przepeÅ‚nione Å‚odzie wszystkiestraszliwe wypadki nieuniknione podczas katastrofy na morzu.Może pogodziÅ‚ siÄ™ z myÅ›lÄ… o Å›mierci, aleprzypuszczam, że pragnÄ…Å‚ umrzeć bez tych okropnoÅ›ci, spokojnie, w jakimÅ› transie.PewnÄ… gotowość doÅ›mierci spotyka siÄ™ nie tak rzadko, ale trudno natknąć siÄ™ na ludzi, których duch opancerzony jestniezÅ‚omnymi postanowieniami, a oni gotowi sÄ… bez żadnej nadziei walczyć do ostatka.%7Å‚Ä…dza spokojuwzrasta ze zmniejszajÄ…cÄ… siÄ™ nadziejÄ…, aż w koÅ„cu opanowuje nawet samÄ… chęć życia.Kto z nas, tuzebranych, nie widziaÅ‚, a może i doÅ›wiadczyÅ‚ podobnych uczuć, takiego nadzwyczajnego wyczerpaniawzruszeÅ„, poczucia bezużytecznoÅ›ci wysiÅ‚ków, tÄ™sknoty za odpoczynkiem? Ci, co majÄ… do czynienia zsiÅ‚ami niepodlegajÄ…cymi rozsÄ…dkowi znajÄ… to dobrze rozbitkowie czekajÄ…cy w Å‚odziach na ratunek,podróżni zbÅ‚Ä…kani na pustyni, ludzie walczÄ…cy z potÄ™gÄ… natury lub bezrozumnÄ… brutalnoÅ›ciÄ… tÅ‚umu.RozdziaÅ‚ VIII# Jak dÅ‚ugo staÅ‚ niby sÅ‚up przy otworze, oczekujÄ…c, że lada chwila okrÄ™t pod nim zatonie, a jego chwyci259pÄ™d wody i targać nim bÄ™dzie jak drzazgÄ… nie wiem.NiedÅ‚ugo, może dwie minuty.KtoÅ› w tÅ‚umie zaczÄ…Å‚²%rozmawiać sennym gÅ‚osem, usÅ‚yszaÅ‚ nawet czyjeÅ› kroki, ale nie wiedziaÅ‚, skÄ…d one dochodzÄ….Te sÅ‚abeNiebezpieczodgÅ‚osy ginęły w strasznej ciszy poprzedzajÄ…cej katastrofÄ™, w mÄ™czÄ…cej ciszy przed wybuchem; ²%wówczas przyszÅ‚o mu na myÅ›l, że może bÄ™dzie mógÅ‚ jeszcze poprzecinać liny utrzymujÄ…ce Å‚odzie tak, żeWodagdy parowiec zatonie, one zostanÄ… na powierzchni morza.# Patna miaÅ‚a dÅ‚ugi most, na którym znajdowaÅ‚y siÄ™ wszystkie Å‚odzie, cztery po jednej, trzy po drugiej260stronie.UpewniaÅ‚ mnie z widocznym niepokojem, tak pragnÄ…Å‚, bym uwierzyÅ‚, że chodziÅ‚o mu o to, byÅ‚odzie byÅ‚y gotowe do użytku.ZnaÅ‚ swe obowiÄ…zki.ZmiaÅ‚o twierdzÄ™, że byÅ‚ odpowiedniÄ… osobÄ… nastanowisko pomocnika kapitana.# Ja zawsze wierzyÅ‚em, że jestem przygotowany na rzeczy najgorsze mówiÅ‚, patrzÄ…c niespokojnie w261mojÄ… twarz.KiwnÄ…Å‚em gÅ‚owÄ…, przyznajÄ…c sÅ‚uszność zasadzie, ale unikaÅ‚em wzroku tego mijajÄ…cego siÄ™ zeswÄ… zasadÄ… czÅ‚owieka.# ZaczÄ…Å‚ biec.MusiaÅ‚ przeskakiwać przez nogi leżących, unikać potkniÄ™cia siÄ™ o ich gÅ‚owy.Nagle ktoÅ›262zÅ‚apaÅ‚ go za poÅ‚Ä™ surduta i jakiÅ› gÅ‚os przemówiÅ‚ rozpaczliwym tonem.ZwiatÅ‚o trzymanej przez niegolampy padÅ‚o na ciemnÄ… twarz, której oczy prosiÅ‚y równie bÅ‚agalnie jak gÅ‚os.NauczyÅ‚ siÄ™ już na tyle obcejmowy, by zrozumieć sÅ‚owo woda powtórzone kilkakrotnie z naleganiem, rozpaczliwÄ… proÅ›bÄ…
[ Pobierz całość w formacie PDF ]