[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kierowca wytÅ‚umaczyÅ‚ jej, jak ma dojść pieszo do willi.Latarnie uliczne jeszcze siÄ™ niezapaliÅ‚y.SzÅ‚a ulicÄ…, przyspieszajÄ…c kroku.ChciaÅ‚a zadzwonić do drzwi, zanim wÅ‚Ä…czÄ… uliczneoÅ›wietlenie.Wokół panowaÅ‚a dojmujÄ…ca cisza.W zapadajÄ…cym zmroku domy ogrodzone muramilub żelaznymi parkanami robiÅ‚y wrażenie, jakby staÅ‚y bardzo gÄ™sto.%7Å‚adnego żywego duchaani na ulicy, ani w oknach.Kroki Jeanne rozbrzmiewaÅ‚y w mroku, w miarÄ™ jak mijaÅ‚achilamate, potężne drzewa, których nazwÄ™ wyczytaÅ‚a w przewodniku kupionym na lotnisku wMadrycie.Wreszcie odnalazÅ‚a opisany przez kierowcÄ™ dom.ZadzwoniÅ‚a, zerkajÄ…c przez żelaznÄ… bramÄ™.Willa wydawaÅ‚a siÄ™ skromna.SpomiÄ™dzyczerwonych bugenwilli, fioletowawych orchidei i przysadzistych palm można byÅ‚o dostrzecszare mury, czerwony dach, otwarte werandy i tarasy typowe dla architektury Nikaragui.GorÄ…co i roÅ›linność jakby wpraszaÅ‚y siÄ™ do wnÄ™trza.Nikt nie zamierzaÅ‚ jej otworzyć drzwi.Gdzie siÄ™ podziali wartownicy, sÅ‚użba?ZadzwoniÅ‚a jeszcze raz.W żadnym z okien nie zapaliÅ‚o siÄ™ Å›wiatÅ‚o.Ciemność przerywaÅ‚yjedynie sÅ‚abe, nieregularne bÅ‚yski z jednej z werand.Zapewne lampa majÄ…ca chronić przedmoskitami.Eduardo Manzarena musiaÅ‚ wyjechać.A sÅ‚użba dostaÅ‚a urlop.Jeanne poczuÅ‚a siÄ™naprawdÄ™ przygnÄ™biona.Wszystkie jej wysiÅ‚ki zmierzajÄ…ce do tej chwili zakoÅ„czyÅ‚y siÄ™fiaskiem.ZnajdowaÅ‚a siÄ™ na progu nieznanego domu, w opustoszaÅ‚ej, ponurej dzielnicy,ponad dziesięć tysiÄ™cy kilometrów od swojego mieszkania.ZamierzaÅ‚a już odejść, kiedy przyszÅ‚a jej do gÅ‚owy pewna myÅ›l.MaÅ‚a, dyskretnarewizja.WyjÄ…tkowo zÅ‚y pomysÅ‚.Wystarczy jeden krok, żeby znalezć siÄ™ w wiÄ™zieniu wManagui.Za pózno.Już trzymaÅ‚a uchwyt bramy - dwie ażurowe, żelazne pÅ‚ytki zdobne warabeski.%7Å‚adnego oporu.Jeanne rozejrzaÅ‚a siÄ™ na prawo i na lewo, po czym wÅ›liznęła siÄ™ doogrodu.Nie ma psa.Nic nie sÅ‚ychać.W ustach jej zaschÅ‚o, podczas gdy ciaÅ‚o spÅ‚ywaÅ‚o potem.ByÅ‚a na cudzym terenie.CaÅ‚kowicie nielegalnie.PozostawaÅ‚o już tylko kontynuować to, cozaczęła.PrzeszÅ‚a przez ogród.UginajÄ…ca siÄ™ pod stopami trawa.Ogromne kwiaty.Palmy zszarymi, popÄ™kanymi jak u ananasów pniami.Natknęła siÄ™ na coÅ› twardego.GubiÄ…ca siÄ™ wkrzakach posadzka.Pierwsza weranda.W jej centrum fontanna.Pod sufitem obracaÅ‚ siÄ™wentylator mieszajÄ…cy gorÄ…ce powietrze.W kÄ…cie szumiaÅ‚ telewizor, dzwiÄ™k byÅ‚ wyÅ‚Ä…czony.On zapewne byÅ‚ zródÅ‚em Å›wiatÅ‚a, które dostrzegÅ‚a przy bramie.WÅ‚Ä…czony telewizor pozwalaÅ‚przypuszczać, że ktoÅ› opuÅ›ciÅ‚ to miejsce w poÅ›piechu.Nieobecność sÅ‚użby zwiÄ™kszaÅ‚a zÅ‚eprzeczucia.Co tu siÄ™ wydarzyÅ‚o?DotarÅ‚a do salonu stanowiÄ…cego jakby przedÅ‚użenie tarasu.Wszystko byÅ‚o otwarte.Manzarena najwyrazniej nie baÅ‚ siÄ™ zÅ‚odziei.W momencie gdy doszÅ‚a do salonu, zapaliÅ‚y siÄ™uliczne latarnie.Drgnęła i czym prÄ™dzej uskoczyÅ‚a na bok, chowajÄ…c siÄ™ przed ewentualnymispojrzeniami przechodniów.Policzywszy do dziesiÄ™ciu, zaryzykowaÅ‚a i lekko siÄ™ wychyliÅ‚a.Na ulicy nie byÅ‚o nikogo.RozejrzaÅ‚a siÄ™ po salonie.ZwiatÅ‚o latarÅ„ przedostawaÅ‚o siÄ™ przezkute, żelazne ogrodzenie, przeÅ›wity w murze, żaluzje, rzucajÄ…c skoÅ›ne, krzyżujÄ…ce siÄ™ cienie.ZrobiÅ‚a krok naprzód.Tutaj nie czuÅ‚o siÄ™ najmniejszego powiewu.Umeblowaniesalonu stanowiÅ‚y sÅ‚abo widoczne w cieniu fotele, dÅ‚ugi stół nakryty ceratÄ…, barek z licznymibutelkami.Oczy terakotowej maski obserwowaÅ‚y jÄ… z gÅ‚Ä™bi jakiejÅ› etażerki.Nad podÅ‚ogÄ… unosiÅ‚siÄ™ silny zapach jodyny.WyglÄ…daÅ‚o to tak, jakby personel willi, zanim stÄ…d siÄ™ wyniósÅ‚,przeprowadziÅ‚ jakÄ…Å› operacjÄ™.Dlaczego zostawiono wszystko otwarte?Schody.Na wszelki wypadek Jeanne zawoÅ‚aÅ‚a: Señor Manzarena?!OdpowiedziaÅ‚a jej cisza przerywana szumem wentylatora z werandy.WeszÅ‚a napierwsze piÄ™tro.Korytarz.Sypialnie.Zciany betonowe, jasnozielone lubjaskrawopomaraÅ„czowe.Drewniane łóżka.Meble z kalamusa rotangowego.Za oknamizasÅ‚oniÄ™tymi storami Å›wiatÅ‚o latarni z ulicy.Jeanne szÅ‚a dalej.Od pewnego momentu pojęła już, co siÄ™ staÅ‚o.Ten obecny wszÄ™dzieintensywny, sÅ‚odkawy, mdlÄ…cy zapach.CoÅ› poÅ›redniego miÄ™dzy gnijÄ…cymi owocami ipsujÄ…cym siÄ™ miÄ™sem.Koniec korytarza.Kolejne drzwi.UchylajÄ…c je, Jeanne w tej samejsekundzie już wiedziaÅ‚a, że odkryÅ‚a tajemnicÄ™.Eduardo Manzarena zgiÄ™ty za biurkiem, z gÅ‚owÄ… na blacie, pod szumiÄ…cymklimatyzatorem.Czaszka rozÅ‚upana na dwie poÅ‚owy niczym rozkrojony arbuz.Mózg wylanyna podkÅ‚adkÄ™ ze skóry.UnoszÄ…cy siÄ™ nad tym rój much.Joachim okazaÅ‚ siÄ™ szybszy od niej.OddychajÄ…c przez usta, Jeanne zrobiÅ‚a dwa kroki do Å›rodka.PoszperaÅ‚a w torebce.MiÄ™dzy szminkÄ… i gumÄ… do żucia znalazÅ‚a lateksowe rÄ™kawiczki, które zawsze nosiÅ‚a przysobie.NaÅ‚ożyÅ‚a je, podeszÅ‚a do biurka oÅ›wietlonego tylko przez uliczne latarnie.JednoczeÅ›niew myÅ›lach odnotowaÅ‚a kilka faktów.Manzarena byÅ‚ jeszcze grubszy niż na zdjÄ™ciu.WażyÅ‚ pewnie ze sto pięćdziesiÄ…tkilogramów.Ubrany w biaÅ‚y baweÅ‚niany T-shirt i jasnoszare spodnie do joggingu, schylony,rÄ™ce zwisajÄ… pod biurkiem.Jeanne przypomniaÅ‚a sobie film Siedmiu wspaniaÅ‚ych.Grubaszamordowany z powodu grzechu obżarstwa.Widok przypominaÅ‚ tÄ™ scenÄ™, ale w wersji biaÅ‚o-czarnej.Siedmiu wspaniaÅ‚ych, ale widziane oczami Fritza Langa.Drugi fakt.Zabójca przetrzÄ…snÄ…Å‚ caÅ‚y pokój
[ Pobierz całość w formacie PDF ]