[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.245Kiedy ponownie pojawił się na pokładzie, miał na sobie kombinezon, pas z obciążeniem i kamizelkę ratunkową.— Twoja kolej — powiedział do Dillona.Sean ruszył zejściówką do kabiny, tam rozebrał się dobielizny i odpiął z kostki kaburę.Dostrzegł szafkę z napisem„Rakiety sygnalizacyjne".Otworzył ją i wsunął do środkawalthera.Gdy sięgał po akwalung, na schodach zejściówkizałomotały kroki i do kabiny zajrzał Sollazo.— Ruszaj się, nie mamy czasu.Dillon niezdarnie ubrał się w kombinezon, a na głowęnałożył kaptur.Podciągnął skarpety, po czym wziął pasz obciążeniem i owinąwszy się nim, zacisnął taśmy z „rzepami".Na koniec sięgnął po pochwę z nożem.— To zostaw — warknął Sollazo.— Jesteś ostatnimczłowiekiem na ziemi, którego chciałbym widzieć z niebezpieczną bronią.— Jak tam chcesz.Zabrał pneumatyczny pływak i komputer Orca, po czymbez słowa wyszedł na pokład, gdzie, kryjąc się przeddeszczem pod brezentowym zadaszeniem, wszyscy już naniego czekali.Sollazo nie odstępował go na krok.— Wszystko przemyślałem — oświadczył.— Musimydziałać bardzo rozsądnie.Jeśli wrak spoczywa na głębokościtrzydziestu sześciu metrów, mamy niewiele czasu.Ty,Dillon, zanurkujesz pierwszy i sprawdzisz, jak rzecz ma sięnaprawdę.— Z całą przyjemnością — odparł z uśmiechem Sean,któremu taki pomysł bardzo przypadł do gustu.Z wprawą świadczącą o wieloletniej praktyce podłączyłdo butli tlenowej wąż, założył zbiornik na plecy i pozapinał„rzepy".Usiadł, włożył płetwy, odebrał od Moriego lampęhalogenową, owinął jej rzemień wokół nadgarstka prawejręki.Przechylił się przez reling, zamoczył w wodzie maskę,wsunął ją na twarz, odwrócił się i usiadł na poręczy.Uniósł kciuk.— Idący na śmierć pozdrawia was plus wszystkie innegłupoty wymyślone przez starożytnych Rzymian — oświadczył, włożył do ust końcówkę przewodu tlenowego, sprawdził, czy tlen przepływa prawidłowo i przez plecy fiknął do wody.246Zanurkował pod rufą, odnalazł naprężoną linę kotwicy i zaczął z jej pomocą schodzić pod wodę, zatrzymując sięco cztery i pół metra, żeby skompensować ciśnieniew uszach.Woda była zdumiewająco przejrzysta, a jednocześnie osobliwie mroczna.Pomagając sobie liną kotwiczną i zerkając co chwila na orcę, schodził coraz głębiej.Dziewięćmetrów, dwanaście, aż w końcu na głębokości osiemnastu,mimo że nie zapalił jeszcze lampy, dostrzegł w otaczającymgo półmroku leżącą na boku barkę.Jednostka spoczywała na gładkim, piaszczystym, łagodnieobniżającym się dnie na głębokości dwudziestu siedmiumetrów.Miejscami w prądach wodnych kołysały się falująclekko olbrzymie liście wodorośli.Dillon podpłynął do dziobu wraka i zapalił lampęhalogenową.Mimo przylegających do kadłuba pąkli, w jaskrawym świetle wyraźnie było widać napis „Irish Rose".Dillona naszła dziwaczna refleksja, że to on właśnieczęściowo przyczynił się do tego, co się tutaj wydarzyło.Skierował się z kolei na rozdartą siłą eksplozji rufę i tamdostrzegł spoczywającą obok wraka ciężarówkę.Eksplozjawyrwała ją z klamer, którymi przytwierdzona została dopokładu, ale ku zdumieniu Dillona, samochód stał w normalnej pozycji na swych sześciu kołach.Podpłynął do tyłu samochodu, przesunął w górę klamkętylnych drzwi i pociągnął je z całych sił.Ani drgnęły.Spróbował jeszcze raz, ale z takim samym skutkiem.Niebyło sensu marnować cennego czasu, więc zawrócił i skierował się ku powierzchni.Wspiął się po niewielkiej, bocznej drabince na pokład,ściągnął maskę i wypluł ustnik.Wszyscy stali na pokładziei czekali na jego pierwsze słowa.— Jezu, Sean, powiedz nam.Powiedz, choćby nowinybyły najgorsze.— Barry błagalnym tonem przerwał milczenie.— O, leży na dnie — odparł leniwie Dillon.— A cowięcej, na głębokości zaledwie dwudziestu siedmiu metrów.Da to nam więcej czasu na operacje pod wodą.247— A ciężarówka? — zapytał Sollazo.— Też tam jest.Najwidoczniej podczas eksplozji puściłymocowania, jakimi przyczepiona była do pokładu, i terazstoi normalnie na kołach obok wraka.— Cudownie — stwierdził Sollazo.— Nie rozumiem tylko jednej rzeczy.Gdy porywaliśmyciężarówkę, użyliśmy urządzenia elektronicznego o nazwieHowler, które wyłączyło wszelkie systemy zabezpieczającetak, że puściły zamki.— I co z tego? — zapytał Sollazo.— Nie mogłem otworzyć tylnych drzwi.— Zapewne na skutek eksplozji elektronika ponowniezadziałała — powiedział Sollazo, beztrosko machając ręką.— A może to drzwi się wypaczyły i zacięły? Mamy ze sobą semtex i zapalniki z przekaźnikiem czasowym.Zejdziemy na dno i wysadzimy drzwi.— Świetnie — odparł Dillon.— Tylko tak musicienastawić zapalnik, żebym miał czas się wycofać.Przykucnął obok niego Barry, w dłoni trzymał kostkęmateriału wybuchowego.— Masz, Sean.A to zapalnik nastawiony na trzy minuty.— Wkład Czechosłowacji do kultury ogólnoświatowej — mruknął Dillon.— Poradzisz sobie?— A czy ryba umie latać?— Uważaj na siebie, Sean — wtrąciła Hannah.— A czy kiedykolwiek tego nie robiłem?Wciągnął na twarz maskę, usiadł na relingu i zrobiłfikołka do tyłu.Znów zszedł przy linie kotwicznej, ponieważ był tonajprostszy i najłatwiejszy sposób dostania się do spoczywającej na dnie ciężarówki.Umocował plastikową kostkę semtexu do klamki, po czym złamał zapalnik
[ Pobierz całość w formacie PDF ]