[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zamierzał zrobić kolejny krok w przód, ale drogę zagrodziła mu nagle niska ściana.Zaczął przez nią przechodzić, kiedy jej górna krawędz pokryła się nagle odłamkamiszkła.Cofnął się i wpadł na coś.Spojrzał szybko w tył i zobaczył drugą ścianę.Naglewyrosły też ściany po jego lewej i prawej stronie.Prawie natychmiast zaczęły sięprzysuwać.Ryle wpatrywał się w niego uważnie, przybliżając powoli dłoń do dłoni.Tutaj nie było góry ani dołu.Zmusił mgły do tego, żeby zagotowały się pod nim iuniosły, tak jak wcześniej włókna.Wydostał się w górę ze swego więzienia i przeszedł ponad frontową ścianą.Wydawało się to niemal zbyt łatwe&Przyglądając się bacznie Ryle owi ujrzał wokół tych uważnych oczu śladyniepokoju.Ten człowiek nie znał jeszcze mocnych i słabych punktów Pola, wiedziałtylko to, co jego przeciwnik pokazał do tej pory.Stąd brał się lęk.Dlatego też Mersontoczył bardzo konserwatywny pojedynek, sprawdzając Pola, obserwując i zachowującdystans.Uświadomiwszy sobie to wszystko, Pol sam nagle stał się ostrożny.Ryle byłniewątpliwie bardzo dobry w tego rodzaju walce.Za chwilę ustali na pewno granicedoświadczenia Pola i przypuści miażdżący atak.Pol wcale nie był pewien, czy zdoła gowytrzymać.Powinien działać szybko i zdecydowanie.Ale jak? Nie potrafił wymyślićodpowiedniego ataku w tym cichym, sennym miejscu martwej cukrowej waty.Chybaże&A gdyby udało mu się zmienić reguły, zmienić środowisko? W pewnym sensieponosił winę za pozwolenie przeciwnikowi na wybór pola walki.Tak wiele byłojeszcze spraw, o których nie wiedział&Czuł, że musi skończyć z Ryle em tak szybko, jak to tylko możliwe.Opróczmożliwości ocknięcia się Laricka w każdej chwili, Pol obawiał się wystąpieniazjawiska, które poznał już kilkakrotnie: nieprzewidzianego, sporadycznego spadkuswoich mocy.Od czasu walki z Kethem zastanawiał się, czy markowanie akcji pobocznej byłorzeczywiście niezbędne w pojedynku na czary.Skoro była to walka woli przeciw woli,manipulacji siłowej przeciwko manipulacji siłowej, energii osobistej przeciwko energiiosobistej, wydawało się, że można ograniczyć pojedynek do elementów najbardziejpodstawowych i niech diabli wezmą tego, kto okaże się słabszy.Uzmysłowił sobienatychmiast, że był to naturalny sposób myślenia, typowy dla Szalonego Różdżkarza.Zawsze kiedy usiłował naśladować subtelności, które inni rozwinęli w wyniku długichstudiów, czuł, że zwalnia; czuł się upośledzony, kiedy zmuszano go do grania w cudzegry.W działaniu subtelniejszym niewątpliwie kryły się plusy, jednak teraz nie miałczasu, żeby je zgłębiać.Dlatego zdecydował się na działanie alternatywne; zrobił krokw przód.Z pewnym drżeniem wymazał drugie widzenie.Pokój wrócił do stanu normalności;Ryle stał przy wejściu ze wzrokiem utkwionym w dal.Pol uniósł prawą dłoń, skierował ją ku Ryle owi, kazał mu paść, zwinąć się,umrzeć.Znamię smoka napełniło go nagle lodowatym chłodem; poczuł, że Mocwyrywa się do przodu.Nadal koncentrował wolę, a lodowaty strumień płynął talami wdół ręki.Ryle kołysał się chwilę, po czym wyprostował się.Pol ujrzał, że sam stoi na małymskrawku lądu w nie zmienionej pozycji, a po jego obydwu stronach płynie potężnystrumień wody.Ryle stał na małej wysepce w dole strumienia.Bliższy brzeg jegowyspy ulegał erozji i czarodziej musiał się cofać.Ryle podniósł dłonie z wyrazem koncentracji na twarzy.Ruch wody zacząłzwalniać.Kawałek lądu Pola przebiegło drżenie.Woda chłostała go jeszcze przezchwilę, po czym znieruchomiała.Nie trwało to długo, ponieważ wkrótce ruchrozpoczął się na nowo.Tym razem jednak woda płynęła na Pola.Patrzyłzafascynowany, jak prędkość prądu rośnie, a ląd zaczyna usuwać mu się spod nóg.Potrząsnął głową, jak gdyby chciał ją oczyścić.Ryle wciągnął go z powrotem wsytuację symboliczną.Odprawił na chwilę wodę i skupił się na ponownymustanowieniu swej obecności w komnacie.Rzeka zniknęła.Znowu byli w pokoju.Nic się nie zmieniło, tylko Pol czuł terazucisk, wyrazne uczucie nacisku na całe ciało.Wzrastało z każdą chwilą.Skupił energię na innym punkcie. Płoń, top się, upadaj&Ucisk zniknął, a Ryle potknął się, jak pod nagłym ciosem.Teraz Pol wywierałnacisk, wkładając w niego całą swoją wolę.Ryle zaczął się chwiać, jak człowieksmagany silnym wiatrem.Zupełnie nieoczekiwanie między walczącymi wybuchły płomienie, podsycane przezpodmuch wiejący w stronę Ryle a.Ogień wydostawał się ze skalistej szczelinydzielącej ląd, na którym stali.Pol ujrzał, jak wiatr ustaje, a płomienie zmieniają kierunek na pionowy.Języki ogniazaczęły pochylać się w jego stronę& Nie! krzyknął Pol, a widok został zdmuchnięty.Podmuch i wiatr utrzymywały się do chwili, kiedy odzyskał kontrolę nad swymisiłami.Wtedy żywioły ucichły, a Pol cisnął energię w przeciwnika z nową zaciętością.& Stał na szczycie góry.Ryle stał na szczycie drugiej.Między nimi szalała burza.Błyskawice uderzały w obydwa szczyty. Nie powiedział miękko nie tym razem.I znowu znalazł się w komnacie, kontynuując nacisk.Każdy z walczących stał na krze miotanej przez szare, wzburzone morze. Nie.Byli w komnacie! Ryle wpatrywał się w niego.Ramię Pola zaczęło boleć, alepulsowanie nadal przepływało.& Wokół nich panowała ciemność; zaczął się deszcz meteorytów. Nie.Utrzymywał napiętą uwagę, gotów odpędzić każde nowe rozproszenie.To musibyć wola przeciwko woli.Pokój zaczął znikać, a on przywołał go natychmiast z powrotem. Nie.Uśmiechnął się z dumą.Utrzymywał atak przez pół minuty, po czym poczuł, że zaczyna się przed nimpiętrzyć ciśnienie.Odwołał się do swoich rezerw, ale napór piętrzył się nadal.Zrozumiał, że nawet na tym polu Ryle ma nad nim przewagę.Do tej pory Mersongrał ostrożnie, jednak nie było to już konieczne.Pol widział, że nie będzie mógłwalczyć dużo dłużej.Ryle był naprawdę silniejszy, chociaż nie mógł tego wiedzieć.Pol zrobił krok w przód.Gdyby tylko mógł dosięgnąć Mersona, gdyby mógł jeszczeraz zrobić użytek ze swych pięści&Z kolejnym krokiem ciśnienie stało się nie do zniesienia.Wiedział, że w żadensposób nie uda mu się przejść przez komnatę.Teraz tłusty czarodziej zaczął sięuśmiechać. Ojcze?&Ryle odwrócił głowę i napór zniknął.Pol widział, jak po lewej stronie Taisa siada nakamiennym bloku. Taisa?&Mężczyzna zrobił krok w przód.Pol zebrał siły i uderzył.Ryle padł jak przebitywół. Ojcze!Taisa opadła z powrotem na kamień.Poruszający się Larick znieruchomiał.Całą komnatą wstrząsnął łoskot gargantuicznego śmiechu&XVIIWilk stąpał i kręcił się po wielkiej jaskini pod Twarzą, przed zastygłymi postaciamiinnych bestii i ludzi.Wymknął się tylko raz, żeby znalezć coś do jedzenia.Nie mógłoddalać się zanadto od siedziby; część jego umysłu nie spuszczała wejścia z oka.Zabiłszybko i zabrał łup z powrotem do groty.Leżał przed zacienionymi postaciami, gryząckości.Poza tym panowała cisza.Kiedy wstał, jego ruchy były mniej gwałtowne i spowolniały, podobnie jak bicieserca i oddech.Wreszcie ledwie się poruszał, aż stanął całkowicie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]