[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obok zwłok technicy znalezli zia-renko pieprzu.- Bawi się z nami - powiedział major do Witka, który sprawdzałwarsztat spektrometrem.- O kim mówisz, szefie? - nie załapał w pierwszej chwili porucz-nik.- Ach, o tym - wskazał zwłoki.- Myślisz, \e to rzeczywiście ro-bota Aazarza?- A znasz innego mordercę, który zostawia pieprz na miejscuzbrodni? Kogoś tak zarozumiałego, \eby udowadniać przy ka\dejokazji, \e jest lepszy od tych, którzy go ścigają?Na to Witek nie znalazł odpowiedzi.- Ten człowiek wiedział coś, co mogło Aazarzowi pokrzy\owaćplany.Tylko co? Idz do \ony denata i wypytaj ją, czy podejrzewadlaczego mą\ zginął.I kto mógł to zrobić.- Przecie\ wiemy, kim jest morderca - zdziwił się Witek.- Wiemy tyle, \e Aazarz.Ale ona mo\e mieć jeszcze inne infor-macje.Mo\e ktoś od niego przyłaził, groził.- zamilkł, patrząc spodoka na podwładnego.- Mam cię uczyć dochodzeniowej pracy? Za-ćmienie jakieś cię dopadło? Sam ją mo\e wypytam.- Nie trzeba! - zamachał rękami Witek.- Przepraszam szefie,faktycznie myślałem o czym innym.Bzowski został w towarzystwie pracowników laboratorium.Skrzętnie zbierali wszelkie włókna, odciski palców, ślady butów.Major pomyślał, \e to w zasadzie zupełnie niepotrzebne.Zmierć tegoczłowieka to tylko odprysk wielkiej sprawy, nie ma znaczenia, czymorderca pozostawił jakiś trop.Istotne jest, dlaczego zabił właśnietego człowieka.Jak to powiązać ze sprawą Bursztynowej Komnaty iakcją  śelazo ? W jaki sposób połączyć wybuch w Pradze z zabój-stwem zwykłego stolarza z niewielkiej miejscowości, ze śmierciąpracowników ambasady i z pozostałymi zbrodniami? Zaklął w duchu.172 W tej pracy człowiek ma zazwyczaj zbyt mało danych, musi się zda-wać na intuicję.Poczuł nagle jak bardzo brakuje mu Michała.Mo\eon by potrafił coś pokojarzyć.A przynajmniej wysnułby jakąś karko-łomną, nieprawdopodobną hipotezę.Major rozejrzał się bezradnie popomieszczeniu.Warsztat jak warsztat.Maszyny, drewno, ró\ne oku-cia, zawiasy i zamki.W kącie jeszcze inne narzędzia.Najwyrazniejdenat zajmował się nie tylko stolarką, ale świadczył te\ usługi ślusar-skie.Zapewne takie dodatkowe umiejętności bardzo się przydająprzy niektórych zamówieniach.Co go jednak łączyło z Aazarzem?- W mordę! - mruknął do siebie Bzowski.- Niech ja cię dorwę,sukinsynu!- Mówił pan coś? - najbli\szy technik podniósł głowę.- Nic, pracuj dalej.Wrócił Witek.Minę miał nieszczególną.- Kobieta nic nie wie.To ona znalazła trupa.Była na zakupachod wpół do jedenastej do pierwszej.Kiedy wróciła, mą\ był ju\chłodny.To by się zgadzało z tym, co ustalił łapiduch.Zgon nastąpiłmiędzy dziesiątą piętnaście a dziesiątą czterdzieści pięć.- Nic nie powiedziała? Nie mieli \adnych wrogów?- Jej mą\ od dawna nie robił większych zamówień.Dłubał przyjakichś l\ejszych, często artystycznych rzeczach.Sama mówi, \ezdołali odło\yć dość pieniędzy, \eby się nie martwić o przyszłość, apoza tym ona ma dodatkowo niezłą emeryturę.To była księgowa.Odprzynajmniej pięciu lat przychodzili tutaj ze zleceniami tylko starzyznajomi albo osoby polecone.śadnych konfliktów, \adnych proble-mów z płatnościami.Pustynia, szefie!- Niech to szlag.Trudno znalezć punkt zaczepienia.DlaczegoAazarz zaszlachtował tego dziadka, do cholery? Mo\e chodzi o spra-wy z dawnych lat? Nie pytałeś?- Pytałem, ale nic się jej nie przypomina.Zresztą teraz dostałazastrzyk na uspokojenie i lekarz mnie wygnał.- No dobra - major pstryknął palcami.- Zwijamy się.Tylko jed-na sprawa.Trzeba tej kobiecie przydzielić ochronę.Istnieje pewneprawdopodobieństwo, \e Aazarz mógłby chcieć te\ ją załatwić.173 - Myślisz, szefie? - skrzywił się sceptycznie Witek.- Jakbychciał, to by na nią zaczekał.- Nie wiem, stary.Pamiętaj, \e Migule grunt pali się pod stopa-mi.My go ścigamy, Rosjanie, a mo\e i Niemcy.Pamiętasz tamtychdwóch, znalezionych w bramie na Poznańskiej? Aazarz nie mo\e so-bie pozwolić na nieostro\ność.Kobieta musi dostać porządną ochro-nę na wszelki wypadek.Wie coś czy nie, nie mam ochoty mieć jej nasumieniu.- Jak chcesz - wzruszył ramionami Witek.- To ty będziesz sięu\erał z pułkownikiem o przydzielenie ludzi.17W pierwszej chwili Bzowski nie poznał Michała.Porucznik miałtwarz ściągniętą cierpieniem, wyglądał piętnaście lat starzej ni\ kilkadni temu, kiedy \egnali się przed jego wyjazdem.Major nie spodzie-wał się zresztą, \e podwładny przyjdzie do pracy zaraz po powrocie.Kazał mu przecie\ wypisać dwa tygodnie urlopu.- Nie będę siedział sam w domu i rozpamiętywał - wymamrotałMichał, kiedy Bzowski mu o tym powiedział.- Muszę dopaść tegoskurwysyna, który to zrobił.Bzowski podszedł do Wrońskiego, ujął go za ramiona.- Przysięgam ci - powiedział uroczyście - \e zrobię wszystko, bysię dowiedzieć, komu Aazarz kazał podło\yć bombę.- Nie musisz niczego robić.Ja ju\ wiem.Dostałem pewną wia-domość jeszcze w Pradze.Zamilkł, zamyślił się.Bzowski czekał cierpliwie a\ porucznikotrząśnie się ze smutnych wspomnień.Milczenie przeciągało się.Wreszcie Michał drgnął.- Po tym, jak zobaczyłem ciało Doroty - zacisnął szczęki, \ebystłumić szloch.Dopiero po dłu\szej chwili podjął: - Nie wiem, kiedystraciłem na chwilę przytomność.Ocucił nie lekarz.Zabrali ją doszpitala, ale mnie nie pozwolili jechać.Przesłuchiwała mnie policja.- Co im powiedziałeś? - spytał niespokojnie major.174 - Nic.Mo\e jestem zrozpaczony, ale nie głupi.Wyszło na to, \emo\e chodzić o jakieś porachunki mojej firmy z konkurencją z Ukra-iny albo Rosji.- Ayknęli?- Gówno mnie to obchodzi.Grunt, \e dali mi spokój.Pewnie in-terweniowałeś w tej sprawie?- Oczywiście.Inaczej by cię nie wypuścili z kraju.Mów dalej.- Zapomniałem o wszystkim.W południe miałem się spotkaćprzecie\ z Honzą, to znaczy Januarym Molnarem, tym którego nadałnasz kontakt.To jest, o ile się zorientowałem, szef organizacji prze-stępczej.Były pracownik milicji i bezpieki.- Zupełnie jak u nas - westchnął Bzowski.- Zupełnie - powtórzył Michał.- W ka\dym razie przypomnia-łem sobie o Molnarze dopiero na trzeci dzień, tu\ przed odlotem.Po-stanowiłem, \e odstawię trumnę, zadbam tutaj o wszystko, a potemWrócę i go odnajdę.Ale okazało się, \e nie trzeba.Podczas odprawyktoś wcisnął mi w dłoń karteczkę, pewnie jakiś facet z obsługi lotni-ska.- Jaką karteczkę?- Taką - Michał wyjął z kieszeni zmięty kawałek papieru, podałmajorowi.Ten ostro\nie ujął kartkę, rzucił na nią okiem.-  Szukaj pod siedzeniem - odczytał głośno.- Czego miałeśszukać?- Tego - odparł Wroński, podając przeło\onemu telefon komór-kowy.- Nie trudz się, nie włączaj.Jest uszkodzony.- Dostałeś zepsutą komórkę? Po co? A mo\e to jakiś podstęp?- Nie, Jacek.Uległa zniszczeniu dopiero po rozmowie.Niewiem, mo\e mikroskopijny ładunek, a mo\e wirus.Czy to istotne?Wa\ne, co dzięki niej usłyszałem.Za śmierć Mirka odpowiedzialnyjest Saszka.Tak, nasz pieszczoszek z Bolkowa, Aleksander Walas -Michał zacisnął zęby.- Ta wiadomość pochodzi od Franciszka śyły [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl