[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stanęłam w kuchni i powiedziałam: Potrzebuję cię, Melindo.Nie możesz powiedzieć paniQuinn, by znalazła sobie inną opiekunkę? Może wynająć kogośinnego. Nie mogie tego zrobić powiedziała. Wyniańczyłamdwoje dzieci pani Quinn i ona na mnie liczy.Już mi przygotowałapokój.Pani Quinn dała mi śliczny pokój. A ja nie? Wiem, że jest malutki, przepraszam, wiem, że tonie prawdziwa sypialnia, ale tylko taki tu mamy.Jeżeli chcesz,sprowadzę nowe łóżko, zasłony, tylko powiedz, co chcesz.Niemiałam pojęcia, że ci się nie podobał.Chodzi o łóżko? Wiem, żenie jest najpiękniejsze.A ona tylko stała.Jej obfite, brązowe ciało wylewało się spodwykrochmalonego białego mundurka, tak czystego i białego, żeczuć było od niego zapach Cloroxu. Nie o to idzie, panienko Vivi powiedziała w końcu.Musze się zająć innym dzieciakiem.Nie mogie tu zostać.Trzymiesiące opiekowałam się małym Baylorem, jak wszystkimipaninymi dziećmi.Potwory chociaż raz spały spokojnie.Było cicho.Słyszałamcichy szum lodówki.Nie chciałam błagać kolorowej osoby o po-moc, ale nie mogłam się powstrzymać. Melindo, błagam cię.Proszę, nie zostawiaj mnie.Nie damrady sama z czwórką dzieci.Proszę, proszę, nie odchodz.Zapłacęci, ile chcesz.Namówię pana Shepa, żeby dał ci samochód.Co tyna to?Przez chwilę wydawało mi się, że ją przekonałam, przezminutę myślałam, że zostanie.Po tym wszystkim, co zrobiłamdla niej i dla jej rodziny, mogłaby przynajmniej zostać i mipomóc. Panienko Vivi powiedziała w końcu kiedyś musipani zająć się nimi sama.Ukryłam twarz w dłoniach i położyłam głowę na kuchennym294blacie.W całym domu pachniało zupkami dla dzieci.Przez ostat-nie cztery lata był to jedyny zapach, jaki czułam.Zupki, kupkii wymiociny.Melinda wyjęła z lodówki trzy butelki. Podgrzej je tutaj powiedziałam. Daj butelkę Siddzie.Wiem, że nie powinna jeść z butelki, ale jest spokojniejsza, kiedyje z innymi dziećmi, gdy budzą się z drzemki. Tak, psze pani.Serce zaczęło mi walić jak oszalałe, żołądek ścisnął się boleś-nie.Wszystko mnie swędziało.Byłam cała czerwona od drapaniasię.Kiedyś przyrzekłam sobie, że będę na to gotowa.Gotowa nato, że Melinda zostawi mnie z czwórką potworów.Przecież dałamsobie radę z dwójką, prawda? I z trójką, i z czwartym w drodze.Poradziłam sobie, prawda? Panienko Vivi, odgrzać cóś pani? Musi pani cóś prze-gryzć. Nie, dziękuję, Melindo.Może pózniej coś zjem.Teraztylko napiję się coli. Za dużo pani pije tej coli.Musi pani cóś zjeść.Wyciągnęłam z zamrażarki pojemnik z lodem i polałam gowodą.Wyjęłam jedną ze swoich przysadzistych, kryształowychszklanek i napełniłam ją colą.Cola była moją przyjaciółką.Uspo-kajała mój żołądek; była to jedyna rzecz, jakiej nie zwracałam,choćbym była bardzo zdenerwowana.Piłam tyle coli, że musia-łam chować butelki przed Shepem i matką.Nie chciałam wysłu-chiwać ich komentarzy.Już prawie zmierzchało i wciąż lał deszcz, kiedy wsadziłamdzieciaki do samochodu i odwiozłam Melindę do domu.Zajecha-łam pod jej dom i zostawiłam silnik na chodzie.Dwóch długono-gich chłopców przybiegło przywitać Melindę.Mieli jakieś osiem,dziewięć lat.Nie miałam pojęcia, że miała tak małe dzieci.Wydawało mi się, że dochowała się już wnuków.Z kolorowyminigdy nic nie wiadomo. Melindo powiedziałam może jednak zmienisz zda-295nie? Mogłabyś odwiedzić rodzinę, a ja przyjechałabym póznieji odebrała cię. Nie, panienko Vivi odparła. Nie mogę zawieść ludzi.Muszę myśleć o swojej robocie.A gdybym to panią zostawiła,jakby miała pani urodzić dzieciaka?Nie wierzyłam własnym uszom.Spojrzałam na tę kolorowąkobietę i miałam ochotę dać jej w twarz. Dobrze, Melindo powiedziałam. Rozumiem.BrońBoże, żebym przeszkadzała ci w robieniu kariery.Dałam Melindzie ostatnią dziesiątkę w formie napiwku, a onawysiadła z samochodu, trzymając nad głową zwiniętą gazetę,żeby nie zmoknąć. M'dea! Och, M'dea! wołali chłopcy, tuląc się do nieji odbierając walizkę.W tej właśnie chwili Sidda uświadomiła sobie, że Melindaodchodzi, i zaczęła wrzeszczeć. Nie idz, Lindo! skamlała, gramoląc się z samochodu.Zupełnie jakby ktoś ją torturował.Zupełnie jakbym to jaodchodziła, a nie jakaś kolorowa niańka. Cśś, kochana.Zostań w samochodzie nakazałam Sid-dzie. Pada.Mama kupi ci nowe laleczki do wycinania.Sidda jednak wydostała się z tylnego siedzenia i po chwilizobaczyłam, jak z Małym Shepem lecą przez ulewę za Melindą.O Boże, na werandzie przed domkiem Melindy stał niejeden,ale dwa paskudne psy podwórzowe.Jeszcze tego mi brakowało,żeby jakiś wściekły pies pogryzł moje dzieci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]