[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podał jej, zachęcając do picia. Dlaczego przyszedłeś? spytała powoli, tonemniemal oskarżycielskim. Ponieważ czułem ciężar twego serca, kochanie.Byłem już w drodze, kiedy odnalazł mnie Fryderyk.Wiesz, ta wiedza to mój zawód.Dłuższą chwilę trwało milczenie.W końcu twarzRebeki wykrzywił żałosny grymas. Ale nie poszedłeś do Alexiego, kiedy on miałciężar w sercu, prawda? Kiedy zwróciliśmy sięprzeciw niemu i doprowadzili do tego, że odwróciłsię od panny Par.swojej narzeczonej. Nie, nie poszedłem wtedy do niego odparłpowoli Michael. I to był błąd.Próbowałem określićrozmiar szkody, ale nic nie czułem.Zbyt głęboko toukrywał. Nie przede mną stwierdziła Rebecca.Przede mną niczego nie zdołał ukryć.Widziałam, żejest złamany.To myśmy go złamali.Tak bardzo jąkochał.Aż tak. Czy to o to właśnie chodzi? O co? Rebecca spojrzała na niego ostro.Pochwili obraz rozmył jej się przed oczami.Pociągnęłałyk wody. O to, że Alexi kocha swoją żonę?Rebecca się skrzywiła. Nie.Po prostu się dziwię, dlaczego tu jesteś.Zachowaj swoje talenty dla naszego Dzieła, zamiastmarnować je na mnie.To nie ma nic wspólnego zeStrażą. Ależ ma. Nie powtórzyła Rebecca. Jestem.silna.Dam sobie radę bez wściubiania nosa przez innych wmoje sprawy. Czyżby? Każdy z nas ma serce, moja droga.Ito, co się w nim dzieje, wpływa na nas.i na osobywokół nas.Bardzo.Ale, ale.musimy ci zmienić tęprzemoczoną bluzkę. I jakby rad ze zmiany tematu,poszedł do buduaru i zaczął przetrząsać szafkę. Michaelu, co ty robisz? Sama potrafię sięprzebrać! W takim razie proszę. Wrócił z purpurowymwatowanym szlafrokiem i wziąwszy Rebekę załokieć, poprowadził do toalety.Powiesił szlafrok izamknął za nią drzwi. Czekam pod tymi drzwiami,dopóki nie przebierzesz się w coś, co nie cuchniewhisky. Aleś ty nieznośny. Miło mi to słyszeć, moja droga.Trochę czasu upłynęło, zanim ręka Rebekizaczęła manipulować przy klamce, kiedy jednakdrzwi w końcu się otworzyły, Michael sięuśmiechnął.Nie był pewien, czy ta potargana kobietao czerwonych oczach, przebrana w szlafrok,wydawała mu się kiedykolwiek tak piękna.Ciemnewłosy poznaczone pasmami srebra, szlachetne rysy.Niezręczność momentu sprawiła, że obojezaczerwienili się lekko; wreszcie Rebecca znowu sięzachwiała.Wsparła się o futrynę, a Michaelzachichotał. Chodz no tu, przełożona.Do łóżka.Ponownie napełnił wodą jej szklankę ipoprowadził ją do sypialni.Postawił wodę na stoliku,obok położył dwie białe tabletki.Gdy odwrócił się ispojrzał jej w twarz, zdawała się jakoś pomłodzieńczemu wystraszona. Michaelu.proszę, nie. Mówisz o tym? Znasz mnie na tyle, żepowinnaś wiedzieć, na co mnie stać. Dziękuję. I wsparła się o niego ciałem wniezręcznym uścisku.Michael przymknął oczy i powoli, powolipozwolił sobie otoczyć ją ramionami.Ostrożniezłożył ją na łóżku, otulił kołdrą i delikatnie odsunąłze znużonej twarzy pasmo ciemnych włosów.Podniosła na niego wzrok, ale nie wytrzymałaspojrzenia. Przebacz starej pannie, Michaelu.Nie wiem,co we mnie wstąpiło. Azy pociekły jej zpodkrążonych sino oczu.Michael przykląkł obok łóżka. Nie przepraszaj mnie, Rebecco.Pragnę tylkojednego: abym mógł uzdrowić twoje serce. Ja.ja go tak kocham powiedziała cicho,łamiącym się głosem.Michael się odwrócił. Wiem.Rebecca, płacząc cicho, wzięła go za rękę.Podługiej chwili spojrzał na nią znowu.Poprzez łzydostrzegła mgliście, że chciałby coś powiedzieć, alewalczy ze sobą, by tego nie zrobić.Widziała to wjego twarzy: smutek i desperację, samotność i pasję,tak zaskakująco znajome.Ale przecież, przypomniałasobie, jest pijana.Nie może niczemu ufać: jest starązłamaną kobietą.Odetchnął głęboko i na jego twarz powróciłzwykły życzliwy uśmiech. Czy mam przynieść ci jutro śniadanie? Możesznie mieć ochoty schodzić rano do kuchni.Rebecca jęknęła cicho i zakryła twarz dłońmi. Och, co ty sobie musisz o mnie myśleć! Nic sobie nie myślę oprócz tego, że lubię jajkana śniadanie.A ty?Rebecca zaśmiała się słabo. Tak, ja też. No to dobrze. Pomilczał chwilę. Czy.mam cię opuścić? Tak, tak, lepiej idz odparła pośpiesznie.Myślo towarzystwie w sypialni, aczkolwiek niewinnym,miała w sobie mglisty powab, ale zarazem była obca iodstręczająca. To dobranoc, Rebecco.Kiedy wstał, podniosła na niego oczy. Dziękuję, Michaelu.I.tak, rankiemrzeczywiście będzie mi miłe twoje towarzystwo.Wciąż ociężały umysł pracował powoli.Wreszciezłapała go za rękę. Zaczekaj.Chcę ci coś wyznać.Michael usiadł, jak zwykle usłużny, a Rebecca zoporem zaczęła mówić: Wiedziałam, że to ona.Jakiś instynkt mówił mi od początku, że Percy jestnaszą Przepowiednią.Po prostu.po prostu mu nieufałam.Czy troskałam się rzetelnie o jej los jakostudentki, czy lękałam się pułapek, przed którymi nasprzestrzegano, czy też była to moja ślepa zazdrość.nie wiem i nigdy nie będę wiedziała.Mogło nas towiele kosztować.Michael pokręcił głową. Nie, nie, Rebecco.nic nie zależy wyłącznieod nas.Każdy z nas był na swój sposób ślepy.Alexipotrzebował przejść próbę.Z trudemrozpoznawaliśmy go przez tę jego pasję iporywczość
[ Pobierz całość w formacie PDF ]