[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie może dopuścić, by ogarnęła ją pani-141ka.Wcale nie jest śmiertelnie przerażona.Jak głęboko się zanurzyła? Otaczałają tylko błotnista ciemność.Gdzie jest powierzchnia? Miała wrażenie, że na jejpiersiach zaciskają się jakieś żelazne sztaby, ale po chwili wypuściła resztki po-wietrza przez nos i obserwowała dokąd zmierza strumień bąbelków.W dół i nalewo; tak to w jej oczach wyglądało.Skręciła w tamtą stronę, by wydostać się napowierzchnię.Jak to daleko? Czuła już ogień przepalający płuca.Wreszcie wysunęła głowę ponad taflę wody, ku światłu, zaczerpnęła tchui rozkaszlała się.Ku jej zaskoczeniu przewoznik podał jej rękę i na dodatek wcią-gnął jeszcze do łodzi, mamrocząc, że ma przestać się szarpać, zanim ich do resztyzdenerwuje, i dodając jeszcze, że Lud Morza to naprawdę drażliwa banda.Zdążyłnawet wyłowić jej szal, zanim ten zatonął.Wyrwała mu go z ręki, on zaś odsunął się, jakby sądził, że zechce nim gouderzyć.Jej suknie zwisały ciężko, bluzka i bielizna przylgnęły do ciała, chusta,którą miała obwiązaną głowę, przekrzywiła się.Pod jej stopami na dnie łodzizaczęła się tworzyć kałuża.Aódka zdążyła w tym czasie zdryfować na pewną odległość od statku.Poszu-kiwaczka Wiatrów stała teraz przy burcie, w towarzystwie dwóch jeszcze kobiet;jedna odziana była w prostą bluzkę z zielonego jedwabiu, druga miała na sobiebrokatową czerwień wyszywaną złotą nitką.Ich kółka w nosach, uszach i złotełańcuszki lśniły w promieniach słońca. Odmawia ci się daru przewozu zawołała odziana na zielono kobieta.Powiedz pozostałym, że żadne przebrania nas nie zwiodą.Nie przestraszycie nas.Wszystkim wam odmawia się daru przewozu!Zasuszony przewoznik chwycił już wiosła, Egwene jednak wystawiła palecwskazujący przed jego nos. Zatrzymaj się. Przestał wiosłować.Przeklął ją.Słowem, które nie miałonic wspólnego z uprzejmością.Zrobiła głęboki wdech, objęła saiadara i przeniosła cztery strumienie, zanimPoszukiwaczka Wiatrów zdążyła zareagować.Umiała sterować pogodą, tak? Cie-kawe, czy będzie potrafiła podzielić swe sploty na cztery różne sposoby.NiewieleAes Sedai to umiało.Jeden strumień był strumieniem Ducha; utworzyła zeń tar-czę, którą oddzieliła Poszukiwaczkę od yródła, aby nie dopuścić do jej interwen-cji.O ile ta wiedziała, jak to zrobić.Pozostałe strumienie uplotła z Powietrza, poczym delikatnie owinęła nimi każdą z trzech kobiet, przyciskając im ramiona doboków.Podniesienie ich nie było, w ścisłym znaczeniu tego słowa, trudne, jednaknie stanowiło też najłatwiejszego zadania.Na pokładzie statku wybuchła wrzawa, kiedy trzy kobiety zostały uniesionew powietrze, a potem przeniesione za burtę.Egwene usłyszała jęk przewoznika,ale jego uczucia w ogóle jej nie obchodziły.Trzy kobiety Ludu Morza nie byływ stanie ruszyć ani ręką, ani nogą.Z wysiłkiem uniosła je wyżej, jakieś dzie-sięć lub dwanaście kroków ponad powierzchnię rzeki niezależnie od tego, jak142bardzo się starała, to była chyba granica jej możliwości. Cóż, tak naprawdę wcale nie chcesz ich skrzywdzić pomyślała i uwolniłastrumienie. Zaraz zaczną wrzeszczeć.Kobiety Ludu Morza zwinęły się w kłębki, obróciły w powietrzu i spadły dorzeki z ramionami wyciągniętymi przed siebie.Słychać było tylko cichy plusk.Kilka chwil pózniej trzy ciemnowłose głowy wychynęły ponad powierzchnię; na-stępnie zaczęły szybko płynąć w stronę statku.Egwene zacisnęła usta. Gdybym schwyciła je za kostki i zanurzała ich głowy, póki. Skąd jej siębiorą takie myśli? Mają krzyczeć, bo ona krzyczała? W końcu nie była przecieżbardziej mokra od nich. Pewnie wyglądam jak zmoknięty szczur! Przeniosłaostrożnie działanie Mocą na samą siebie zawsze wymagało najwyższej ostroż-ności, ponieważ nie sposób było wyraznie zobaczyć strumieni i woda spłynęłaz niej, wyciśnięta z ubrania.Powstała z tego całkiem spora kałuża.Dopiero kiedy spostrzegła, że przewoznik rozdziawił usta ze zdumienia i wy-trzeszczył oczy, dotarło do niej, co przed chwilą uczyniła.Przenosiła na samymśrodku rzeki, bez żadnej osłony, która mogłaby ją skryć przed wzrokiem Aes Se-dai; gdyby któraś przypadkiem znalazła się na brzegu, zobaczyłaby wszystko.Mimo palącego słońca poczuła mróz przeszywający ją do szpiku kości. Teraz możesz zawiezć mnie z powrotem na brzeg. Nie potrafiła stwier-dzić, kto akurat znajduje się na przystani; z tej odległości nie odróżniłaby męż-czyzny od kobiety. Nie, nie do miasta.Wysadz mnie na brzegu rzeki. Prze-woznik naparł na wiosła tak, że niemalże przewrócił się na plecy.Dowiózł ją do takiego miejsca, gdzie brzeg składał się w całości z gładkichkamieni rozmiarów jej głowy.W zasięgu wzroku nikogo nie było, ledwie jednakdno łodzi zazgrzytało na kamieniach, podwinęła spódnice, wyskoczyła na stromybrzeg i pognała co sił w nogach; w ten sposób przebyła całą drogę dzielącą jąod własnego namiotu, do którego wpadła zupełnie bez tchu, i tam zwaliła się napodłogę.Nigdy więcej nie pójdzie już do miasta.Chyba tylko po to, żeby sięspotkać z Gawynem.Dni mijały, a nieustający wiatr dzień i noc gnał ze sobą chmury kurzu i żwiru.Piątej nocy Bair towarzyszyła Egwene podczas wyprawy do Zwiata Snów; byłato właściwie tylko krótka wycieczka, spacerek po tej części Tel aran rhiod, którąBair znała najlepiej, mianowicie po Pustkowiu Aiel, jałowej, spalonej na popiółziemi, przy której nawet spustoszone suszą Cairhien było krainą bujną i kwitnącą.Podróż trwała krótko; potem Bair i Amys przyszły ją obudzić i sprawdzić, czy niespostrzegą u niej jakichś niedobrych objawów.%7ładnych nie znalazły.Niezależ-nie od tego, jak wyczerpujące zadawały jej ćwiczenia, w ramach których musiałabiegać i skakać, niezależnie od tego, ile zaglądały jej w oczy i nasłuchiwały biciaserca, musiały się zgodzić nie było innego wyjścia by następnej nocy Amyszabrała ją na następny krótki spacer po Pustkowiu, po której to przechadzce nastą-143pił kolejny sprawdzian, tym razem tak dokładny, że była naprawdę zadowolona,kiedy wreszcie udało jej się wczołgać do swego legowiska i zapaść w głęboki sen.Podczas tamtych dwu nocy nie wróciła więcej do Zwiata Snów, ale kosztowałyją więcej wysiłku nizli cokolwiek innego.Przedtem każdej nocy mówiła sobie, żepowinna przestać to by dopiero było, gdyby ją przyłapano na naruszaniu zaka-zu tuż przed jego zniesieniem jednak jakimś sposobem zawsze udawało jej sięprzekonać samą siebie, że w krótkiej wyprawie nie ma nic złego, pod warunkiem,że będzie naprawdę krótka.Jedynym miejscem, którego konsekwentnie unikała,był obszar między Tel aran rhiod a światem jawy, ciemna pustka, po której dryfo-wały ludzkie sny.Szczególnie zaś unikała go po tym, jak przyłapała się na myśli,że jeśli byłaby naprawdę bardzo ostrożna, to mogłaby na krótką chwilę zajrzećdo snów Gawyna, nie dając się jednocześnie do nich wciągnąć, a gdyby ją nawetwessały, to przecież i tak sny to tylko sny.Musiała przywołać się do rozsądku; jestdorosłą kobietą, nie zaś głupią dzierlatką.Była zadowolona, że nikt poza nią niewie, jaki zamęt wywoływał w jej myślach ten mężczyzna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]