[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wraz z podpisaniem dokumentów przez Chelsea transakcja miała nabrać mocy prawnej.Powstrzymywał ją nie sprzeciw Carla czy Kevina, ale Jej własny, prywatny niepokój.Z całą pewnością była w ciąży.Lekarz to potwierdził.Nie czuła się ani nie wyglądała inaczej niżpoprzednio, ale za każdym razem, kiedy pomyślała o rosnącym w niej nowym życiu, jej myślizaczynały wirować.Nie wiedziała, co ma zrobić z Carlem.Nie wiedziała, co ma zrobić z Kevinem.Nie wiedziała, co mazrobić Z Norwich Notch.Ciąża nie była w jej planach.Przerwanie ciąży nie wchodziło w rachubę.Jako adoptowane dziecko doskonale wiedziała, żeniewiele brakowało, a mogłaby nie istnieć, więc tej możliwości w ogóle nie brała pod uwagę.Podobnie nie zastanawiała się nad oddaniem dziecka do adopcji, bo im dłużej się zamartwiała, tymwyrazniej krystalizowała się jedna myśl.Chciała tego dziecka.Nie planowała go, nie była w staniewyobrazić sobie bardziej niezręcznej sytuacji, kiedy jej związek z Carlem coraz bardziej sięrozluzniał, ale chciała tego dziecka.To była krew z jej krwi, kość z jej kości.Chciała go.- Jeżeli go chcesz - zapytała Cydra, zatrzymując się nagle i krzycząc tak, że biegnąca przodem Chelseamogła usłyszeć jej głos - to dlaczego, do cholery, biegasz?Chelsea też się zatrzymała.- Lekarz powiedział, że nie ma przeciwwskazań.Naprawdę, pytałam go.Cydra pozostała sceptyczna.- Na pewno?- Chcę tego dziecka.Nie zrobiłabym niczego, co mogłoby mu zaszkodzić, ale muszę biegać.Torozjaśnia mi umysł.- Potrząsnęła głową w kierunku trasy i znów ruszyła.Kiedy przebiegły przecznicę, Cydra wrzasnęła: - Ju-huu! Dzidziuś!Chelsea rozumiała, o co jej chodziło.Przez całe lata jej przyjaciółki rodziły dzieci, a ona byłanajbardziej nawiedzoną kobietą pracującą z całej bandy, ciocią", która przynosiła prezenty, robiłazdjęcia, łaskotała brzuszki i wychodziła.Nie bardzo mogła sobie wyobrazić siebie z torbą pełnąpieluch na ramieniu.- Zmieszne, nie?- Bardzo.- Ale ja jestem w stanie to zrobić.Będę potrafiła je wychować.Pieniądze nie mają znaczenia.Aniciągłość pracy.- Mimo wszystko to nie najlepszy czas, przy tej sprawie przedsiębiorstwa wydobywczego i tyluinnych.- Poradzę sobie - uroczyście oświadczyła Chelsea.- A co wszyscy pomyślą, kiedy to zacznie być widoczne?- %7łe jestem w ciąży.- Wiesz o czym myślę, Chelsea.Z tego, co mi opowiadałaś, to okropnie konserwatywne miejsce.- Więc przypuszczam, że będą zaszokowani.- W równym stopniu jak moja biologiczna matka musiałaich szokować, zadumała się.Historia się powtórzy.- Zaszokujesz też twojego tatę.- Nie.Tak.- Chelsea całymi godzinami usiłowała wyobrazić sobie reakcję Kevina.- Zawiodę go.Wie,że jestem w stanie zrobić nieprzewidziane rzeczy, nie będzie więc zaszokowany, a kiedy dowie się, żeto dziecko Carla, przestanie się złościć.A potem, kiedy mu powiem, że nie będzie ślubu.- Głos jejsię załamał.Kevin będzie nieszczęśliwy, ale chociaż myśl o tym smuciła ją, nie była w stanie tegozmienić.Kiedy zastanawiała się nad małżeństwem z Carlem, czuła się, jakby coś ją dusiło.To zpowodu dziecka powinna się czuć w ten sposób, ale tak nie było.Dziecko będzie całkowicie jej.Będzie tam, gdzie i ona, i będzie robić to, co ona.Hailey Smart wcale nie miała złego pomysłu.- Więc co powiesz Carlowi? - zapytała Cyra.- %7łe nie chcę za niego wyjść.- A jeżeli zechce wziąć dziecko?- Będzie mógł je widywać.- A jeżeli zechce wspólnej opieki?- Będzie mógł je widywać tak często, jak tylko zechce.- To nie to samo, co wspólna opieka.- Ja nie chcę wspólnej opieki - oświadczyła Chelsea.- Chcę, żeby dziecko było całkowicie moje.- Więzy krwi, których z nikim nie miałaś?- Aha.Podbiegając bliżej, Cydra powiedziała: - To bardzo znaczące, wiesz.- Och?- Moi koledzy po fachu powiedzieliby, że podświadomie chciałaś zajść w ciążę.To była interesująca hipoteza.Chelsea nie sądziła, że prawdziwa, ale też nie mogła jej wykluczyć.Kiedy już przeżyła pierwszy wstrząs, ciąża nie martwiła jej ani trochę.- A co ty byś powiedziała? -zapytała.- Powiedziałabym, żebyś porozmawiała z Carlem i miała to z głowy, żebyś potem mogła jużtylko cieszyć się z tego, że jesteś w ciąży.Pierwsze, co Chelsea rano zrobiła, to odszukała Carla i zapytała go, czy nie mogliby się gdzieś wybraćpo pracy.- Nie dzisiaj - powiedział.- Wieczorem mam kolację z J.D.Hendersonem.Nie wiem, jakdługo to potrwa, ale nie będę go chciał poganiać.Jest jednym z niewielu na rynku, którzy w ogóle nieliczą się ze stanem ekonomii.Już wcześniej wspominał jej o tej kolacji, ale zapomniała.Gdyby jej organizm miał inny rytm,zaproponowałaby śniadanie.Nigdy jednak nie była skowronkiem, a ostatnio rano czuła sięnieszczególnie.- Więc jutro wieczorem?- Oczywiście.Zostało to więc ustalone, a przynajmniej tak się Chelsea wydawało.Cały dzień czuła się jednaknieswojo, miała ochotę z nim porozmawiać i mieć to za sobą.Wiedziała, że po spotkaniu zHendersonem wróci do biura; po każdym spotkaniu przychodził, żeby porobićnotatki lub narysować kilka szkiców, żeby nie zapomnieć nawet najdrobniejszego szczegółu, októrym była mowa.Przyszła tam o dziewiątej w nadziei, że zastanie go przy pracy, a gdyby go jeszczenie było, planowała poczekać.Miała dostatecznie dużo do roboty w biurze.Już w hallu zauważyła światło w jego gabinecie.Serce biło jej mocno, kiedy jeszcze raz przebiegała wmyślach, co ma mu do powiedzenia.Cicho podeszła do drzwi, postawiła nogę na progu i w tymmomencie bijące serce podeszło jej do gardła.Carl był w środku razem z Hailey i żadne z nich nie byłokompletnie ubrane.Oszołomiona, cofnęła się, ale zdążył ją zauważyć.- O Jezu - usłyszała jego słowa, kiedy splatając ręce, opierała się o ścianę.Potem było kilka cichychprzekleństw i Carl wypadł przez drzwi, zatrzymując się na jej widok.Pospiesznie zapiął koszulę, alepoły były nadal na wierzchu.Twarz miał czerwoną ze wstydu.Przez wszystkie lata ich znajomości Chelsea nigdy nie widziała go w takim stanie.Wyglądał jak ktośobcy i to jeszcze wzmogło wstrząs, którego doświadczyła.Podniósł ręce, żeby odparować wściekłe ciosy, których oczekiwał.Kiedy spodziewany atak nienastąpił, obrócił ten gest we wzruszenie ramionami i pozwolił rękom opaść wzdłuż boków.W jegooczach widniały przeprosiny, których usta nie potrafiły sformułować.- Ty szczurze - wyszeptała Chelsea.Czuła się zdradzona.- Ty szczurze.Posłał zakłopotane spojrzenie w kierunku gabinetu.Potem znów odwrócił się do niej i wsunął ręce dokieszeni spodni.Poczuła, jak żołądek jej się skręca.- Od jak dawna.- zaczęła niepewnym głosem, odchrząknęła iznów spróbowała.- Od jak dawna się z nią spotykasz?- Od jakiegoś czasu.Wiedziałaś o tym.- Myślałam, że to już skończone.- Niby tak.Niby tak.Przypomniała sobie noc, kiedy się kochali i poczuła lekkie mdłości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]