[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wypatrzyła ani jednej strzechy i tylko kilka drewnianych domów, jakie znała zWesteros.ie mają tu drzew uświadomiła sobie. Braavos w całości zbudowano z kamienia.Szare miasto na zielonym morzu.Yorko ominął port od północy i wpłynął do wylotu wielkiego kanału, szerokiego,zielonego szlaku wodnego prowadzącego do samego serca miasta.Przepłynęli pod rzezbionymłukiem kamiennego mostu, ozdobionego figurkami przedstawiającymi kilkadziesiąt różnychrodzajów ryb, krabów i kałamarnic.Przed nimi pojawił się drugi most, tym razem wyrzezbiony wkoronkowe, liściaste pnącza, a potem trzeci, który spoglądał na nich tysiącem malowanych oczu.Z obu stron mijali wyloty mniejszych kanałów, od których odchodziły następne, jeszczemniejsze.Niektóre z domów zbudowano ponad kanałami, co zmieniało te ostatnie w coś wrodzaju tuneli.Pełno tu było smukłych łodzi uformowanych na podobieństwo węży wodnych omalowanych głowach i uniesionych w górę ogonach.Zauważyła, że nie napędzają ich wiosła,lecz tyczki, którymi poruszali stojący na rufach mężczyzni odziani w płaszcze barwy szarej,brązowej albo ciemnozielonej jak mech.Arya widziała też wielkie płaskodenne barki,załadowane stosami skrzyń i beczek.Potrzebowały po dwudziestu ludzi z tyczkami z obu burt.Były tam też zdobne pływające domy, oświetlane lampami z barwionego szkła.Ich oknazasłaniały aksamitne kotary, a dzioby zdobiły mosiężne galiony.W oddali widać było coś wrodzaju potężnej drogi z szarego kamienia, majaczącej nad budynkami i kanałami.Wspierała sięna trzech szeregach potężnych łuków i biegła na południe, niknąc we mgle. Co to jest? zapytała Arya, wyciągając rękę. Słodkowodna rzeka wyjaśnił chłopak. Dostarcza wodę z kontynentu.Dobrą,słodką wodę do naszych fontann.Biegnie nad bagnami i słonymi płyciznami.Arya obejrzała się za siebie, ale portu i laguny nie było już widać.Przed nimi po obustronach kanału wznosiły się szeregi potężnych posągów, poważnych, kamiennych mężczyzn wdługich szatach z brązu, upstrzonych odchodami morskich ptaków.Niektórzy trzymali w rękachksięgi, inni sztylety, a jeszcze inni młoty.Jeden dzierżył w uniesionej dłoni złotą gwiazdę.Jeszcze inny wylewał z odwróconego do góry dnem dzbana niekończący się strumieńspływającej do kanału wody. Czy to bogowie? zainteresowała się Arya. Morscy lordowie wyjaśnił Yorko. Wyspa Bogów jest dalej.Widzisz? Sześćmostów stąd, po prawej stronie.Zwiątynia Księżycowych Zpiewaczek.To był jeden z gmachów, które Arya zauważyła jeszcze z laguny, potężna budowla zbiałego marmuru, przykryta wielką, posrebrzaną kopułą.Mlecznobiałe okna miały kształtksiężyca we wszystkich fazach.Po obu stronach bramy stały posągi marmurowych panien,wysokich jak morscy lordowie.Dziewczęta podtrzymywały nadproże w kształcie sierpaksiężyca.Dalej wznosiła się następna świątynia, czerwony, kamienny gmach, surowy niczymforteca.Na szczycie wielkiej, czworokątnej wieży umieszczono żelazny piec szeroki nadwadzieścia stóp, w którym płonął ogień.Inne, mniejsze ognie paliły się po obu stronachmosiężnych wrót. Czerwoni kapłani kochają palić ognie poinformował ją Yorko. Ich bogiem jestPan Zwiatła, czerwony R hllor.Wiem.Arya pamiętała Thorosa z Myr, noszącego kawałki starej zbroi nałożone na szatytak wyblakłe, że wyglądał raczej na różowego, nie czerwonego kapłana.Mimo to jego pocałunekprzywrócił życie lordowi Bericowi.Arya przyglądała się mijanej świątyni, zadając sobie pytanie,czy braavoscy kapłani R hllora również potrafią dokonać takiej sztuki.Następną świątynią był wielki budynek z cegieł.Jego ściany pokrywały porosty.Aryamogłaby go wziąć za magazyn, gdyby Yorko nie wyprowadził jej z błędu. To jest Zwięty Azyl poinformował chłopak. Czcimy tu małych bogów, októrych świat zapomniał.Słyszy się też czasem nazwę Labirynt.Między złowrogimi, pokrytymi porostami murami Labiryntu biegł wąski kanał i tamwłaśnie chłopak skierował łódz w prawo.Minęli tunel i znowu wypłynęli w światło dnia.Po obustronach mieli kolejne świątynie. Nie wiedziałam, że jest aż tylu bogów odezwała się Arya.Yorko chrząknął.Minęli zakręt i przepłynęli pod kolejnym mostem.Po lewej stroniepojawił się skalisty pagórek.Na jego szczycie wznosiła się świątynia bez okien, zbudowana zciemnoszarego kamienia.Od jej drzwi odchodziły schody prowadzące do zadaszonej przystani.Yorko wciągnął wiosła na pokład i łódz lekko uderzyła o kamienne nabrzeże.Chłopakzłapał za wprawiony w kamień żelazny pierścień, żeby zatrzymać się tam na chwilę. Tu cię zostawię.Pod dachem panował półmrok, a schody były strome.Kryty czarnymi dachówkami dachświątyni był spiczasty, tak jak dachy domów nad kanałami.Arya przygryzła wargę.Syriopochodził z Braavos.iewykluczone, że odwiedzał te świątynię.Może on też wchodził na teschody.Złapała za pierścień i wyszła na nabrzeże. Wiesz, jak się nazywam rzekł siedzący w łodzi Yorko. Yorko Terys. Valar dohaeris.Odepchnął się wiosłem od brzegu i wypłynął na głębszą wodę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]