[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zawód,jaki mi sprawił, z pewnością należy uważać za próbę.Jak równieżspotkanie z urodziwym Felicjanem.Został przysłany, by wodzićmnie na pokuszenie! Dlaczego dopiero teraz to dostrzegłam? Bógchce wypróbować moje serce - czy szybko zbłądzi, czy też zdolnejest do bezwarunkowej wierności.Czy mimo wszelkich przeciwności będzie w stanie wytrwać przy tym, czego zostało nauczone i cozawsze uznawało za słuszne.Jest to miłość do Tybalda, który uratował mi życie, i miłość do Boga, który od dzieciństwa jest mi bliski.Ach, jakżeż słabe jest serce, jakże łatwo można je zwieść! Namiestnikiem Boga jest Ojciec Zwięty w Rzymie.Od ponad tysiąca lat jegosłowo jest prawem.Przed nim zgina kolana nawet cesarz i królowie.Kimże jestem ja, nic nieznacząca dusza, aby poddawać to w wątpliwość? Jakże niewiele wobec tej potęgi ważą szalone słowa kacerzy,którzy w swoim Ojcze nasz" modlą się o panem supersubstantialem,chleb nadmaterialny, co rozumieją jako prawo ogłoszone przez Chrystusa! Przecież nikt się takim chlebem nie nasyci!"- 8 2 -Umysł Klary szukał schronienia w znanym jej świecie.Ogarnąłją lęk, lęk przed tym, że poznała idee Felicjana, przed samym Felicjanem, lęk, że zagubi się w niepojętej dla niej dali, że straci wszystko, lęk przed niewiedzą, gdzie zaprowadzi ją podróż do nieznanychbrzegów i co zastanie, kiedy przybędzie do celu.W obliczu uroczystej koronacji - z łaski bożej! - pełnej podniosłych słów, kościelnego splendoru i świeckiego przepychu, w obecności potężnych dostojników, dążenia dobrych ludzi", którzymodlili się i prowadzili dysputy w wilgotnych paryskich piwnicachi ciemnych stodołach, wydały jej się raptem żałosne i pozbawionesensu.Zrozpaczony Tybald szarpnął ją za rękaw.- Proszę, pomóż mi, Klaro, sam nie dam rady! Otwórz mi drogędo naszej pani!- Spróbuję - odrzekła wymijająco.Szybko rozważyła, jak mogłaby pogodzić polecenie Blanki, bytrzymać Tybalda z dala od niej, z jego pragnieniem ponownegozbliżenia się do królowej.W tym momencie uprzytomniła sobie, żeistnieje jeszcze jedna poważna przeszkoda.- Gdzie jest twoja żona? - zapytała.Tybald nadął policzki i wypuścił powietrze z głębokim westchnieniem.- W domu, w Troyes.Moja matka wprowadza ją w sprawy rodziny.- Kochasz ją?- Moją matkę?- Nie błaznuj.Klara poczuła się silna.Jakaż to rozkosz, móc skarcić Tybalda,wiedzieć, że jest mu potrzebna! Felicjan nie szukał u niej pomocy.Miał swoją kacerską wspólnotę.I jeden cel - zostać doskonałym",który żył jedynie po to, by czynić dobro, dokonać żywota i nigdy nieurodzić się na nowo.Ona, Klara, przeszkadzała mu tylko w urzeczy-wistnieniu tych planów, gdyż nie wolno mu było jej pokochać tak,jak mężczyzna kocha kobietę.Nie, oddanie serca takiemu mężczyznie byłoby niegodne i zupełnie beznadziejne.Zdecydowanie bardziej interesujący był jednak ten świeżo poślubiony trubadur, który utrzymywał, że kocha inną niewiastę, równieżzamężną i nieosiągalną dla niego.Uczucia powróciły z pełną mocą, jak gdyby nigdy nie wydarzyłasię ta scena w komnacie Blanki.Scena, która, o ile Klarze było wiadomo, poprzedziła wygnanie Tybalda i prawdopodobnie była jegobezpośrednim powodem.Scena, która wprawiła ją w rozpacz i przywiodła pod rozetę katedry.Tak, bez wątpienia Bóg poddawał próbiejej serce, chcąc wybadać jego niestałość.Klara wzięła Tybalda za drugą rękę.- Trzymaj się blisko mnie - szepnęła.- Wtedy przynajmniej cięzobaczy.Co będzie dalej, okaże się pózniej.Uroczystości trwały do białego rana.Klara, która od czasu spotkania z Felicjanem nie jadała mięsa, pozwoliła sobie tego wieczoruna łabędzią wątróbkę, gęsie udka i pieczeń z jelenia.Wypiła również więcej ciężkiego słodkiego wina niż zazwyczaj.Spoglądając niekiedy na ustawiony na podwyższeniu stół, przy którym ucztowałakrólewska para, wprost nie mogła uwierzyć, że zaledwie dzień wcześniej wspólnie z tą nieprzystępną, piękną, bladolicą kobietą smarowały sobie twarze papką z grochu.Dobrze rozumiała rozpacz Tybalda.On także był wcześniej traktowany przez Blankę jak jej własne dziecko, a potem z dnia na dzień,bez podania powodu, wypędzono go z dworu.W pewnym sensieutracił swój dom.Klara nie potrafiła sobie wyobrazić, jak bardzonieszczęśliwa byłaby ona sama, gdyby Blanka pozbawiła ją pewnegorazu swych względów.Co z pewnością by uczyniła, gdyby doszło dojej uszu, że jej protegowana uczestniczy w zebraniach heretyków. Ale- 8 4 -z tym już koniec - pomyślała z zadowoleniem Klara - i nikt sięo niczym nie dowie".Jak to dobrze, że poprzedniego dnia nie uległa nieodpartemu pragnieniu, by wymówić imię Felicjana.Zadrżała, gdy uprzytomniła sobie, jak bliska była tego, by wszystko stracić.Jak lekkomyślnie ryzykowała życie, swoją przyszłość,a być może nawet duszę! Wszystko dlatego, że Tybald nie wyznałjej miłości.Jeden z trubadurów zaintonował nową pieśń.Tybald się skrzywił.Zpiewak słabym głosem zapowiedział najnowsze dzieło poetyGillesa z Paryża:- Carolinus!Karol Wielki.- A cóż on tam skrzeczy - szepnął Tybald do Klary.- Ten chłopina jest takim samym urodzonym trubadurem jak Ludwik cesarzem.- Ale Ludwik przez matkę, Izabellę z Hainaut, wywodzi się odwielkiego cesarza.Kto wie, może kiedyś rzeczywiście zostanie wyniesiony do tej godności - również szeptem odparła Klara, położyła mu palec na ustach, by go uciszyć, i przysunęła się bliżej.Podczas nadzwyczaj pozbawionego wyrazu i nużącego popisuTybald stawał się coraz bardziej niecierpliwy.Wiercił się na ławiei mrucząc cicho pod nosem, przedrzezniał dyszkant trubadura.Klara co chwilę trącała go w bok i nakazywała milczenie.Tybald niewzruszenie podśpiewywał dalej.Występ sprawiał mu niemal fizyczny ból.W kulminacyjnym punkcie pieśni przeciążony głos trubaduranie wytrzymał i przy przepowiedni świętego Waleriusza przeszedłw falset:Kiedy nadejdzie siedem pokoleń człowieczych i przeminie,z Carolinusa nasienia królestwo potężne na nowo powstanie.- 8 5 -Tybald nagle wstał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]