[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wreszcie duchy zaczęły zanikać, dokonując przejścia, a kiedy ostatni znich odszedł, Tris zamknął za nimi drzwi.Potem wziął drżącymi rękami przygotowany zawczasu kubek brandyi wypił ją jednym haustem.- Wasza Królewska Mość - powiedział Sahila, kłaniając się nisko, awraz z nim pozostali ludzie.- Składamy ci podziękowania iobiecujemy naszą lojalność.Twój dar jest bezcenny.- Nie mogę wam zwrócić tego, co wam zabrano - odparł Tris - alewasi bliscy odpoczywają teraz na łonie Pani.Wreszcie odnalezlispokój.Sahila wykonał znak błogosławieństwa.- Możesz wraz ze swoimi żołnierzami spać dziś w nocy bez lęku,królu.- Dziękuję.Kiedy rodziny Scirranish odeszły do swojego obozu, a żołnierzepowrócili do wieczornych zajęć, u boku Trisa pojawił się Soterius.- Na pewno dasz radę pojechać do Huntwood? - spytał, napełniającponownie jego kubek i prowadząc go, żeby usiadł.- Wyglądasz, jakbyśmiał zaraz się przewrócić.- Naprawdę? To znaczy, że jest ze mną lepiej, niż sądziłem.Wzdrygnął się, słysząc w pobliżu ciche kroki.Podniósł wzrok izobaczył Mikhaila.- Skraj lasu został zabezpieczony - powiedział vayash moru zukłonem.- Wilki nie będą wam przeszkadzać.-Zerknął na Soteriusa.- Obiecałem Banowi, że pojadę z nim doHuntwood.Moi krewni już tam czekają.Oni także utracili swoichbliskich.Będziesz tam bezpieczny.Tris wbił wzrok w ciemno bursztynowy płyn w kubku.Niecały roktemu, przed przewrotem i walką o odzyskanie tronu, nie przepadał zasmakiem brandy.Teraz był to najlepszy sposób zapewnienia sobiespokojnego snu.- Zastanawiam się, ile ich jeszcze jest.- Czego? - spytał Soterius.Tris wskazał na pole.- Takich miejsc.Miejsc masakry.- Założę się, że wiele.Coalan i jeszcze jeden młodzieniec przyprowadzili konie.Tris iSoterius wymienili spojrzenia.- Jesteś gotowy?- Już czas.Ruszajmy.W drodze do dworu jechało za nimi pół tuzina żołnierzy i tyle samovayash moru.Coalan był blady i sprawiał wrażenie zdenerwowanego.Tris wciągnął głośno powietrze, widząc Huntwood.Dwór był ruiną.Wblasku księżyca dostrzegł strawione przez ogień ramy wybitych okien.Przez dziury w dachu widać było niebo.W drzwiach dworu stałkrzepki mężczyzna.- Dziękuję za przybycie, Wasza Królewska Mość - powiedział,kłaniając się.Był to Danne, szwagier Soteriusa.- Przykro mi, że nie mogłem przyjechać wcześniej. Tris zeskoczyłz konia i uściskał mężczyznę na powitanie.Czuł otaczające go duchy.Bricen uwielbiał polowania, podobnie jaklord Soterius, dlatego Tris spędził razem z ojcem wiele tygodni wHuntwood i znał ten dwór równie dobrze jak Shekerishet.- Gdzie mam odprawić rytuał? - spytał.- W ogrodzie.Nie udało nam się odbudować domu tak, jak byśmychcieli, ale razem z Anyonem uprzątnęliśmy ogród.Anyon, zarządca włości lorda Soteriusa i jedyny żujący świadekmasakry, czekał na nich w wypielęgnowanym niegdyś, a teraz bardzozaniedbanym, rozkopanym przez żołnierzy Jareda ogrodzie.W dole, upodnóża pagórka, stało kamienne ogrodzenie, tylko częściowoodbudowane.Rozciągające się za nim pola, na których powinno rosnąćzboże, leżały odłogiem.Pod drzewami widać było kurhany, w którychDanne, Anyon i Coalan pochowali swoich zmarłych.Tris zszedł po schodach na tyłach dworu, dając znak pozostałym,żeby zostali na miejscu.Coalan przysunął się do swojego ojca, a Dannepołożył mu dłoń na ramieniu.Tris otworzył się na magię i duchyposłuchały jego wezwania.Lord Soterius, przysadzisty, krępymężczyzna, miał głęboką ranę od miecza.Lady Soterius wbito nóż wpierś.Tae, siostra Soteriusa i matka Coalana, stała razem ze swoimizamordowanymi dziećmi, które wyglądały na stratowane końmi.Pojawili się także służący, którzy zginęli w ogniu, oraz trzej starsibracia Soteriusa, Caedmon, Innes i Murin.Każdy z nich zostałwielokrotnie przeszyty mieczem, a na ich szujach wciąż widoczne byłyczerwone ślady po stryczku.Tris wyczuwał gniew i smutek duchów.Jego umysł przeszyłyoślepiające przebłyski wspomnień.%7łołnierze w królewskichmundurach wyłamali drzwi domu i przebili lorda Soteriusa mieczem.Lady Soterius uciekła do ogrodu, lecz tam natknęła się na kolejnychnadchodzących żołnierzy.Tris czuł przerażenie Tae, gdy biegła zdziećmi w stronę lasu, słysząc zbliżający się tętent kopyt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]