[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.nawet w przypadku sensacyjnych wieści telewizja dbała o ciekawą oprawęwizualną.- Dziękuję, Lou - powiedział Houseman.- Choć oczywiście w wizjach większości ludzinie było żadnych wskazówek dotyczących czasu, to sporo osób znalazło się wpomieszczeniach, gdzie wisiały zegary lub kalendarze, albo czytało gazety elektroniczne, jakoże papierowe najwyrazniej już wyszły z użycia.Dzięki temu jesteśmy w stanie podać datę. Wygląda na to, że wizje przedstawiały świat za dwadzieścia jeden lat, sześć miesięcy, dwadni i dwie godziny od chwili ich wystąpienia, czyli dokładnie okres od 14:21 do 14:23 czasuwschodniego w środę, dwudziestego trzeciego pazdziernika dwa tysiące trzydziestego roku.Aatwo można wytłumaczyć również pewne odchylenia od tych wyliczeń, gdyż niektórzyczytali gazety z dwudziestego drugiego pazdziernika dwa tysiące trzydziestego roku lubnawet wcześniejsze, ale zakładamy, że po prostu czytali stare wydania.Należy równieżpamiętać, iż rozbieżności czasowe zależą w głównej mierze od strefy czasowej, w której danaosoba przebywała.Zakładamy, że większość osób za dwie dekady będzie mieszkać w tychsamych strefach czasowych, co dziś, a ci, którzy zgłaszają kilkugodzinne przesunięcie, poprostu znajdą się w innych.Raoul ponownie wcisnął pauzę.- Sami widzicie - powiedział.- Konkretna data.To, co zrobiliśmy na dwie minuty wysłałoświadomość ludzkości o dwadzieścia jeden lat w przyszłość.Theo wrócił do swojego biura, przez którego okna zaglądała ciemność nocy.Całe to gadanieo wizjach go niepokoiło, szczególnie że sam niczego nie doświadczył.Czy Lloyd mógł miećrację? Czy Theo już za dwadzieścia jeden lat mógł nie żyć? Na litość boską, miał dopierodwadzieścia siedem lat, za dwie dekady nie będzie miał na karku nawet pięćdziesiątki.Niepalił.co może nie było niczym szczególnym w Ameryce Północnej, ale w przypadku Grekato spore osiągnięcie.Regularnie ćwiczył.Niby czemu miał umrzeć tak szybko? Musiało byćinne wyjaśnienie braku wizji.Zadzwonił telefon, Theo podniósł słuchawkę.- Słucham?- Witam - powiedział damski głos po angielsku.- Czy to.Theodosios Procopides? -zacięła się nieco przy nazwisku.- Tak.- Nazywam się Kathleen DeVries - przedstawiła się kobieta.- Tak się zastanawiałam, czyw ogóle się odezwać.Dzwonię z Johannesburga.- Z Johannesburga? To znaczy z RPA?- Póki co tak - powiedziała.- Jeśli wierzyć wizjom, w przeciągu najbliższych dwudziestujeden lat kraj zmieni oficjalnie nazwę na Azania.Theo w milczeniu czekał na ciąg dalszy.Po chwili kobieta kontynuowała.- Dzwonię właśnie w sprawie wizji.Bo widzi pan, moja dotyczyła pana.Theo poczuł, jak serce mu przyspiesza.Wspaniała wiadomość! Z jakiegoś powodu nie miał wizji, ale ta kobieta widziała go za dwadzieścia jeden lat.Czyli oczywiście będzie wtedyżył, a Lloyd mylił się mówiąc, że Theo będzie martwy.- Tak? - spytał Theo, nie mogąc złapać tchu.- Hmm.przepraszam za kłopot - powiedziała DeVries.- Czy mogę spytać, co widział pan w swojej wizji?Theo wypuścił powietrze.- No właśnie nie miałem wizji - wyznał.- Och.Tak mi przykro.Ale.w takim razie to chyba nie pomyłka.- Co nie jest pomyłką?- Moja wizja.Byłam tutaj, u siebie w domu w Johannesburgu i czytałam przy obiedziegazetę.tylko że nie na papierze.Wyglądało to jak taka plastikowa kartka, pewnie był to jakiśrodzaj czytnika elektronicznego.W każdym bądz razie artykuł, który czytałam opisywał.przepraszam, ale nie da się tego inaczej ująć.Opisywał pana śmierć.Theo czytał kiedyś opowiadanie Lorda Dunsany ego o mężczyznie, który niczego tak niepragnął jak tego, by przeczytać gazetę z następnego dnia, a gdy wreszcie jego marzenie sięspełniło, z przerażeniem odkrył tam swój nekrolog.Szok był tak wielki, że mężczyzna zmarł,a wiadomość o jego śmierci naturalnie pojawiła się następnego dnia w gazecie.I już, towszystko.koniec, puenta.Ale w tym przypadku nie była to jutrzejsza gazeta, tylko gazetawydana za dwie dekady.- Moją śmierć - powtórzył Theo, jak gdyby te dwa słowa umknęły mu na zajęciach zangielskiego.- Zgadza się.Theo zebrał się w sobie.- Skąd mam wiedzieć, że to nie jakiś kant albo dowcip?- Przepraszam, wiedziałam, że nie powinnam dzwonić.Będę.- Nie, nie, nie.Proszę się nie rozłączać.Niech mi pani poda swoje nazwisko i numertelefonu.Wyświetla mi się tutaj  rozmowa pozastrefowa.Powinna mi pani pozwolić dosiebie oddzwonić, ten telefon musi kosztować majątek.- Jak już mówiłam, nazywam się Kathleen DeVries.Jestem pielęgniarką w domu starców.- Podała mu swój numer telefonu.- Ale naprawdę z przyjemnością zapłacę.Proszę miwierzyć, niczego od pana nie chcę i nie próbuję pana oszukać.Ale wie pan.ciągle widzę, jakktoś umiera.W domu starców odchodzi od nas średnio jedna osoba tygodniowo, alenajczęściej to ludzie po osiemdziesiątce, dziewięćdziesiątce, a niektórzy mają nawet ponadsto lat.A pan.pan będzie miał tylko czterdzieści osiem lat, a to o wiele za mało, by umrzeć. Pomyślałam, że jeśli do pana zadzwonię, powiadomię, to może jakoś uda się panu uniknąćśmierci.Theo milczał przez kilka sekund.- A czy w nekrologu napisali, na co umrę? - przez krótką, dziwaczną chwilę Theo był naswój sposób zadowolony z faktu, iż jego śmierć warta była odnotowania w prasiemiędzynarodowej.Niemal wymsknęło mu się pytanie, czy przypadkiem artykuł nie zaczynałsię od słów  laureat nagrody Nobla.- Wiem, że mam za wysoki poziom cholesterolu.czyto był atak serca?Jego rozmówczyni przez kilka sekund milczała.- Cóż, doktorze Procopides, przykro mi, chyba powinnam się była wyrazić jaśniej.Nieczytałam nekrologu, tylko artykuł.- Usłyszał, jak przełyka ślinę.- Artykuł o morderstwie.Theo zamilkł.Mógłby co najwyżej powtórzyć ostatnie słowo z niedowierzaniem.Ale jakiby to miało sens?Miał dwadzieścia siedem lat, był w dobrej formie.Kilka chwil wcześniej sądził coprawda, że za zaledwie dwadzieścia jeden lat nie umrze z przyczyn naturalnych, ale.morderstwo?- Doktorze Procopides? Jest pan tam?- Tak.- Póki co.- Przykro mi, doktorze.Wiem, że to musi być dla pana duży szok.Theo nie odzywał się przez kilka kolejnych chwil, aż w końcu zapytał:- A czy w tym artykule, który pani czytała, było napisane, kto mnie zabił?- Obawiam się, że nie.Najwyrazniej to nierozwiązana sprawa.- Dobrze, a co dokładnie było napisane?- Zapisałam sobie tyle, ile udało mi się zapamiętać, mogę to panu przesłać mailem, albochwila, przeczytam.Tylko proszę wziąć pod uwagę, że odtwarzałam to z pamięci.Wydaje misię, że dobrze zapamiętałam, ale nie gwarantuję, że wszystko zgadza się co do słowa.-Przerwała, odchrząknęła i kontynuowała.- Tytuł to  Zastrzelony fizyk.Zastrzelony, pomyślał Theo.O Boże.DeVries czytała dalej.- W nagłówku jako miejsce podano Genewę, a w samym artykule napisali:  Dzisiajznaleziono ciało zastrzelonego Theodosiosa Procopidesa, greckiego fizyka zatrudnionego wCERN-ie (Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych) [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl