[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czy mam odebrać, panie ambasadorze? - zapytał pułkownik.- Nie, dziękuję.Sam to zrobię.- Courtland wstał z fotela i podszedł do stolika.- Słucham?.To do pana, Latham.Jakiś człowiek o imieniu Francois.- Szczerze mówiąc to ostatnia osoba od jakiej spodziewałbym się wiadomości - mruknął Drew.Trzema szybkimi krokami pokonał odległość dzielącą go od ambasadora i wziął od niego słuchawkę.- Tak?- Monsieur Latham, musimy porozmawiać na osobności.- Zapewniam cię, że jeśli chodzi o dyskrecję, to ta linia należy do najlepiej na świecie zabezpieczonych przed podsłuchem.Przed chwilą słyszałeś głos ambasadora Stanów Zjednoczonych.Dodzwoniłeś się do jego apartamentu.- Wierzę panu, bo dotrzymał pan słowa.Jestem przesłuchiwany, ale tylko w związku z tym co wiem, nie w związku z tym kim byłem.- Byłeś manipulowany jak marionetka.Nic ci nie grozi, naturalnie pod warunkiem że będziesz z nami współpracował.- Nawet nie jestem w stanie wyrazić, jak bardzo jestem wdzięczny, monsieur.Moja żona także.Długo rozmawialiśmy na ten temat.niczego przed nią nie ukrywałem.i oboje doszliśmy do wniosku, że powinienem do pana zadzwonić, bez względu na to, czy ta wiadomość na cokolwiek się panu przyda.- O co chodzi?- O tę noc, kiedy stary Jodelle zastrzelił się w teatrze podczas spektaklu, w którym występował ten aktor JeanPierre Villier.Pamięta pan?- Nigdy tego nie zapomnę.- Otóż wczesnym rankiem zaraz po tym wydarzeniu sousdirecteur Bergeron wezwał mnie do swego gabinetu.Przyjechałem natychmiast, ale go nie zastałem.Wiedziałem jednak, że jest w budynku, ponieważ strażnik przy wjeździe do garażu uraczył mnie paroma kwaśnymi uwagami o tym, jak został przez niego potraktowany i że zapewne jestem Bergeronowi potrzebny, by zaprowadzić go do toalety.Czekałem dość długo, aż wreszcie się pojawił.Pod pachą miał teczkę z archiwum, tak starą, że treść zawartych w niej dokumentów nie trafiła jeszcze do komputera.Była aż żółta ze starości.- To chyba dość niezwykłe, prawda? - zapytał Latham.- W naszym archiwum są tysiące takich teczek, monsieur.Minie wiele lat, zanim zdołamy się ich pozbyć, bo wszystkie trzeba przejrzeć, a dokumenty przepisać na komputerach.- Dlaczego to trwa aż tak długo?- Podczas weryfikacji materiałów korzystamy z pomocy konsultantów, a na to potrzebne są pieniądze, których zazwyczaj brakuje.- Rozumiem.Mów dalej.- Jacques wręczył mi teczkę i polecił dostarczyć ją osobiście do chdteau w dolinie Loary.Miałem tam pojechać służbowym samochodem Deuxieme, z podpisanym przez niego dokumentem zapewniającym mi bezkarność w razie zatrzymania przez policję.Powiedział, żebym nie oszczędzał samochodu i wycisnął z silnika ile się da.Zapytałem od niechcenia, czy nie mógłbym zaczekać, aż się zupełnie rozwidni, a on wtedy wpadł we wściekłość i zaczął wykrzykiwać, że wszyscy, a on i ja w szczególności, jesteśmy winni dozgonną wdzięczność człowiekowi, którego tam zastanę, a miejsce, do którego jadę, jest czymś w rodzaju świątyni i że zawsze możemy tam liczyć na opiekę.- Jakie miejsce? I co to za człowiek?- Le Nid de l'Aigle.Generał Andre Monluc.- Coś z orłami?- Orle Gniazdo, monsieur.Jeśli chodzi o tego Monluca, to słyszałem, że był uważany za wielkiego bohatera.Sam de Gaulle wielokrotnie podkreślał jego zasługi.- Przypuszczasz więc, że Bergeron mógł właśnie tam znaleźć schronienie?- Na pewno użył przy mnie słów "świątynia" i "opieka".Poza tym, Jacques jest przecież fachowcem: doskonale wie, jak liczne czyhałyby na niego niebezpieczeństwa, gdyby spróbował przekroczyć granicę.Będzie potrzebował pomocy wpływowych przyjaciół, ale najpierw musi zaczekać, aż szum trochę przycichnie.Myślę, że mógłby wybrać to miejsce.Mam nadzieję, że ta informacja przyda się panu na coś.- Na pewno.Ja z kolei mam nadzieję, że to nasza ostatnia rozmowa.Żegnaj, Francois.- Latham odłożył słuchawkę i odwrócił się do zebranych w apartamencie ambasadora.- Znamy już nazwisko generała, którego tropił Jodelle, tego zdrajcy, któremu udało się oszukać de Gaulle'a.Wiemy też, gdzie mieszka, naturalnie jeśli jeszcze żyje.- To była bardzo dziwna rozmowa, chłopcze.Może uchylisz nam rąbka tajemnicy?- Nic z tego, Stanley.Zawarłem układ.Ten człowiek odsiedział w piekle znacznie dłuższy wyrok, niż mu się należał, a w dodatku nigdy nikogo nie zabił z rozkazu nazistów.Był tylko chłopcem na posyłki, zmuszonym podstępnie do współpracy.Dałem mu słowo, że nikt się o tym nie dowie.- Rozumiem cię, bo sam też wiele razy postępowałem w podobny sposób - odezwał się Courtland.- Wobec tego powiedz nam tylko to, co musimy wiedzieć.- Generał nazywa się Andre Monluc.- Andre! - przerwała mu Karin.- A więc stąd wziął się ten pseudonim!- Tak jest.Mieszka w chateau zwanym Orlim Gniazdem, w dolinie Loary
[ Pobierz całość w formacie PDF ]