[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Mogłabym to przynajmniej zrobić właściwie - powiedziała i uścisnęłamłodą kobietę.Trzymała ją w objęciach długą chwilę, aż w końcuopuściła ręce i gwałtownie odwróciła się do kuchni.Po kolacji siedziały przy stole, słuchając muzyki.Astrid tylkoraz włączyła Brahmsa.- Jeden raz wystarczy na zwyczajną kolację.Posłuchajmy czegośinnego.- Włożyła do odtwarzacza jedną z płyt Veroniki.Potemzgasiła lampę nad stołem i świece dawały jedyne światło, sięgającenie dalej niż do ich twarzy.- Pornogę ci posprzątać - rzekła Veronika, ale stara kobietapodniosła rękę i potrząsnęła głową.- Mam aż za dużo czasu na sprzątanie.- Reflektując się, znówskrzywiła usta w grymasie zażenowania.- To jest za trudne, Veroniko- przyznała.- Chyba będę musiała cię prosić, żebyś już poszła.-Patrzyła w skupieniu na młodą kobietę, która wolno skinęła głową.- Obiecaj mi, że będziesz jutro stała w tym oknie - poprosiłaVeronika.- Obiecaj, że mi pomachasz.Astrid uśmiechnęła się skąpym uśmiechem i kiwnęła głową.- Obiecuję.Veronika wstała i odsunęła krzesło.Obeszła stół i położyła ręcena policzkach starej kobiety, odgarniając włosy i zakładając je zauszy.Pocałowała ją w czoło.Potem odwróciła się i przeszła przez całąkuchnię, nie oglądając się, i delikatnie zamknęła za sobą drzwi.Powoli ruszyła ścieżką do furtki i wyszła na drogę, gdzie lekkiświeży śnieg wzbijał się w powietrze z każdym jej krokiem.Kiedyskręciła we własne podwórze, spojrzała w tył na drugi dom.W kuchnibyło ciemno.Uniosła rękę i pomachała.Nie miała pewności, czy jejgest został odwzajemniony, ale chciała myśleć, że tak.Kiedy Veronika zamknęła drzwi, Astrid zdmuchnęła świece isiedziała dalej w ciemności.Choć z oczu płynęły łzy, jej twarz byłauśmiechnięta.Spojrzała przez okno i zobaczyła sylwetkę Veroniki natle świeżego śniegu.Kiedy młoda kobieta podniosła rękę i zamachała,Astrid podniosła swoją.nar det dagas..gdy wstaje dzień.Droga wiodła przez piaszczystą połać ziemi, naturalny pomostprzecinający wodę.Brzegi były porośnięte białym mchem, zestrzelistymi sosnami pnącymi się ku jasnemu niebu.Był marzec, jak za pierwszym razem.Ale teraz wieczór byłbezchmurny i pogodny, z miękkim światłem i słońcem nadwierzchołkami drzew, które odbijało się w ciemnej toni jeziora.Wiosna przyszła wcześnie: na jeziorze nie było lodu i choć po obustronach drogi na polach leżał śnieg, sama droga ciągnęła się suchąwstęgą w dal.Nie było żadnego ruchu: Veronika nie widziała ani jednegosamochodu od wyjazdu z Ludviki.Wypożyczone volvo było wygodnei anonimowe, ze sztucznym zapachem nowego pojazdu, jeszczenieskażonym kontaktem z ludzkimi ciałami.Veronika nastawiła radiona miejscową stację, wiadomości wieczorne i prognozę pogody.Słuchała bardziej dzwięków niż treści - rytmu języka, znajomego izarazem obcego.Jakby już niezupełnie jej języka.Nie zamierzała takpózno wyruszyć, ale teraz cieszyła ją jazda wczesnym wieczorem imyśl o zostaniu na noc.Miała zatrzymać się w sąsiedniej wiosce, żebyodebrać klucze od człowieka, który zarządzał majątkiem.Gdy tylko zostawiła za sobą las i dojechała do mostu, zobaczyładwa łosie stojące nieruchomo na małej polanie.Słońce schowało sięza drzewa i zwierzęta były czarnymi sylwetkami na tle połaci śniegu izeszłorocznej wypłowiałej trawy.Zwolniła.Przejeżdżając przez most,słyszała stłumione chlupotanie wzbierającej rzeki, a z prawej stronywidziała wodę kłębiącą się złudnie powolnym rytmem.Miała dokładny opis domu i łatwo go znalazła.To byłnowoczesny budynek z cegły stojący wśród starszych drewnianychdomów pomalowanych na tradycyjny rdzawoczerwony kolor.Powietrze było nieruchome; z kominów unosiły się słupy szaregodymu.Nie słyszała żadnych dzwięków, dopóki nie zauważył jejbardzo stary golden retriever leżący koło frontowych schodów i bezprzekonania zaszczekał.Podeszła ścieżką do drzwi, czując zbliżającysię wieczorny ziąb.Czarne pola za domem leżały odłogiem, czekającna bronowanie.Był sobotni wieczór i naciskając dzwonek, poczuła się trochęwinna, że zakłóca spokój.Słyszała przez drzwi stłumiony dzwięktelewizji i widziała migoczące światła w oknach kilku innych domów.Kobieta, która otworzyła drzwi, przywitała ją serdecznie izaprosiła do środka.Gęsto umeblowane wnętrze było ciepłe iprzytulne, z utrzymującym się zapachem kolacji.- Veronika Bergman, prawda? - Kobieta wyciągnęła napowitanie rękę.Była pulchna i niezbyt wysoka, ubrana w granatowy dres, a nanogach miała wielkie kapcie z owczej skóry.Zaproponowała kawę,aleVeronika odmówiła.Potem kobieta zawołała męża, którywyłonił się natychmiast z pokoju na końcu korytarza, jakby tylkoczekał na sygnał.Był potężnym mężczyzną, wysokim i zwalistym, zotwartą przyjazną twarzą.Miał na sobie dres jak jego żona.Spodnieopinały się na jego masywnych udach, góra była rozciągnięta naramionach, podwinięte rękawy odsłaniały nadgarstki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]