[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kto teraz będzie jadł owsiankę? - zdawał się pytać.Spojrzałam na garnek gęstniejącej masy.Nagle przytłoczył mnie ogromśmierci ojca.Nie płakałam, gdy patrzyłam, jak jego dusza opuszcza ciało, gdyzmuszałam matkę, by przyjęła do wiadomości fakt, że umarł.Niepłakałam nawet wtedy, gdy omawiałam z Sanoshem szczegóły pogrzebu.Dopiero owsianka przyniosła ze sobą pierwszą falę głę-bokiego smutku, która wezbrała we mnie nieoczekiwanie jednymszybkim ruchem i wybuchła zduszonym szlochem.Stałam obok Sanosha,patrząc na garnek owsianki, i płakałam.- Dobrze, panienko, dobrze - powiedział Sanosh smutnym głosem.Jegowspółczucie rosło na widok moich łez.- Sprowadzę siudrów, bywykopali dół.Obok dzieci.Skinęłam głową, odwróciłam się i pobiegłam do infirmerii.Uklękłamobok ciała ojca, cicho płacząc.Objęłam go ramieniem i położyłam głowęna jego piersi.Bez względu na to, co zrobił, jak bardzo zgrzeszył i jakiej dopuścił sięzdrady, był moim ojcem.ROZDZIAA DWUDZIESTY TRZECIPrzez następne dwa dni towarzyszyło mi bardzo dziwne uczucie, coś nakształt przerażającej, ogromnej energii, która nie pozwalała mi spać.Byłoprzecież tyle do zrobienia.Matka wstała z łóżka i mrucząc pod nosem fragmenty modlitw, snuła siępo podwórzu.Dwa razy musiałam odprowadzać ją do domu.Nie miałamczasu, by się nią zajmować; nadal miała na sobie brudną koszulę nocną ichodziła boso jak ślepa, a ja nienawidziłam myśli, że w tym stanieoglądają ją ludzie przechodzący drogą.Wiedziałam, że powinnamwykąpać ją i zmusić do jedzenia, ale musiałam się zająć ojcem.Nadal leżał na łóżku w koszuli nocnej, w której umarł.Ubranie leżało napodłodze, tam gdzie rzucił je Kai, gdy rozbierał ojca.Nie było wyboru,musiał zostać pochowany w ciemnym wełnianym garniturze.Ubraniebyło jednak poplamione i mocno pachniało potem.Nie chciałam, byojciec miał je na sobie, kiedy będziemy go chować na wieczny spo-czynek; wydawało mi się, że jest to oznaką braku szacunku, choćoczywiście tylko ja miałam tego świadomość.Wykorzystałam naftę do lamp, by wyczyścić garnitur, pocierając niąplamy.Przeszkadzał mi paskudny zapach, gdy nafta wsiąkała w wełnę,mieszając się z zapachami ciała ojca.Choć garnitur wyglądał już o wielelepiej, próbowałam zamaskować smród - od tej pory zawsze będę gokojarzyć ze śmiercią - kilkoma kroplami olejku różanego, który wyjęłamz torby matki.Jednak te dwa zapachy zmieszały się i stworzyły trzeci:przesłodzony i duszący.Rozpaczą napełniała mnie myśl, że ojcieczostanie złożony w ziemiw otoczeniu tak przykrego zapachu.Przez jedną szaloną chwilęrozważałam myśl, by ubrać go w oślepiająco białą kurtę i dhoti,wykrochmalone i wyprasowane, pachnące' słońcem i powietrzem.Znów pomyślałam o Kaiu.Kazałam Sanoshowi nagrzać wody i twardą kostką mydła z łoju umyłamojcu twarz i szyję.Podciągnęłam mu rękawy i wytarłam ramiona i ręce.Potem stopy.Zwilżyłam mu włosy i starannie uczesałam.Zębygrzebienia zostawiały ślady w rzedniejących włosach.Ogoliłam go.Nie mogłam znieść widoku jego nagości; wpatrując się w nieruchomątwarz, z trudem przeciągnęłam koszulę przez głowę, a potem ręce - takchude, a jednak tak ciężkie - przez rękawy.Na koniec jednym szybkimruchem narzuciłam na ciało prześcieradło, na którym leżał.Znów go uczesałam; kiedy zdejmowałam koszulę, zburzyłamwcześniejsze uczesanie.Spojrzałam za siebie na śmierdzący garnitur, który leżał na stole winfirmerii, a potem nawlekłam grubą bawełnianą nić.Pochyliłam się nadojcem i mocno zaszyłam prześcieradło, począwszy od jego stóp zdługimi, bladymi palcami aż po czubek głowy.Powtarzałam sobie, żelepiej będzie, jeśli złożymy go w ziemi właśnie tak, czystego przynaj-mniej na ciele.Nagiego, jak przyszedł na świat.Zanim dokończyłamścieg tuż przy głowie, delikatnie położyłam palce na jego czole.Kiedykrew nie krążyła już w żyłach, blizna trądzikowa nie odróżniała sięszkarłatem; teraz była jedynie szorstkim plackiem skóry pozbawionymkoloru jak reszta twarzy.Kiedy zaszyłam go w prześcieradło, poczułam się spokojniejsza.Zupełnie jakby teraz mógł odpocząć i wreszcie spać spokojnie.Być może ja też będę mogła.Szum w uszach uspokoił się.Gdy nad ciałem ojca zamknął się całun,misję ogarnęła ciemność.Zaniosłam garnitur na podwórze i spaliłam go.Na niebie świecił księżycw pełni.Patrzyłam, jak iskry wylatują wysoko w górę,czyste i mocne.Potem niespokojnie chodziłam po domu; moje stopy potrzebowały ruchu.Zapaliłam latarnię i poszłam nad brzeg Rawi, wspominając dzieciństwo:jak Kai uczył mnie puszczać kaczki, jak pokazywał mi kaczki z zadartymiogonami szukające w wodzie jedzenia, jak śmiał się ze mnie, gdypoprosiłam go o annę, by wrzucić ją do wody, bo Lalasa powiedziała mi,że według legendy każdy, kto wrzuci pieniądze do Rawi, otrzyma zpowrotem dziesięć razy więcej.Zmiał się, ale następnego dnia dał miannę i stał obok mnie z poważną twarzą, patrząc, jak biorę zamach i zcałych sił wrzucam pieniążek do wody, szepcząc swoje życzenie.Potemuśmiechnął się i powiedział - dziwne, że nagle przypomniałam sobie jegosłowa po tych wszystkich latach: Nawet jeśli nie otrzymasz fortuny, ojakiej marzysz, Pree, z pewnością twoja determinacja zostanie jakośwynagrodzona".Gdzie był teraz, kiedy tak bardzo go potrzebowałam? Nadal obserwującpowolnie sunące wody Rawi, odsunęłam od siebie wspomnienie próbychrztu i dziwnego wyrazu, który gościł tamtego dnia na twarzy ojca.Zmusiłam się, by znów pomyśleć o Kaiu, ale nie potrafiłam przywołaćdobrych wspomnień.Mogłam tylko myśleć, że jest moim przyrodnimbratem, że był nim przez te wszystkie lata, a ja nic o tym nie wiedziałam.Mój ojciec dopuścił się cudzołóstwa.Matka oszalała, a teraz bluzniła.Nawet Kai popełnił grzech zaniedbania; wiedział od zawsze, że łączą naswięzy krwi, ale nigdy mi o tym nie powiedział.Nie wyznał prawdy.Całował mnie, wiedząc, że jest moim bratem.Popełniliśmy grzechjeszcze większy niż ojciec i Glory - czyż kazirodztwo nie jest gorsze odcudzołóstwa?Wszyscy byliśmy grzesznikami.Misja była rzeczywiście siedliskiemgrzechu, jak ogłosiła to matka.Większą część nocy przesiedziałam na brzegu Rawi, nic chcąc wracać dodomu.Nad wodą było czysto, a powietrze pachniało świeżością.W końcujednak niebo pojaśniało i rozległy się pierwsze odgłosy poranka - sennejeszcze ćwierkanie ptaków, muczenie wołu w oddali, cichy głos wołającycoś w dole rzeki.Powoli ruszyłam w stronę domu, wiedząc, że muszę sięprzygotować na kilka następnych dni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]