[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem załadowali się wszyscy do trucka (Alec wy-magał pewnej pomocy) i ruszyli w drogę.Logan siedział okrakiem na belce nad bramą iprzymocowywał przekrzywioną tabliczkę.Osiodłanybułanek, na którym przyjechał ze stajni, pasł się nieopodalw wysokiej trawie.Pomachał im wesoło na powitanie, przerzucił nogę nadbelką i zawisł na rękach, zanim zeskoczył na ziemię - dobretrzy metry - lądując zgrabnie na obu nogach.Briana opuściła szybę.- Wygląda dobrze - stwierdziła.To on wyglądał dobrzew dżinsach, wysokich butach i podkoszulku bez rękawówodsłaniającym wspaniałe bicepsy.- Obejrzyj konia, mamo! - zawołał Alec z tylnegosiedzenia.- Jesteś tutaj, więc chyba mogę pojezdzić?-Nie.Logan, który stał na tyle blisko, że bez trudu widziaławyzwanie w jego oczach, czekał.Briana przyglądała się uważnie wałachowi przezprzednią szybę.- Jest tak łagodny, jak na to wygląda - powiedział Logan.- Proszę, mamuś - napierał Alec.- Przeżyłem traumę,potrzeba mi pozytywnej energii.Logan zachichotał i przesunął dłonią po nieco za-kurzonych włosach.- Nie jestem odpowiednio ubrana.- Miała na myśli swójzwykły strój do pracy w kasynie, równoznaczny zuniformem.Nie może się tam pokazać z końską sierścią naspodniach.- Ale Logan jest.Logan uniósł brwi.- No dobrze.- Briana sama się zdziwiła, kiedy tousłyszała.Alec wydał okrzyk triumfu.- A kiedy on skończy, to ja mogę? - chciał wiedziećJosh.- Jeśli mama pozwoli - zaznaczył Logan.Obszedł wóz,otworzył tylne drzwi i wyniósł Alecaprosto na koński grzbiet - wszystko w zaledwie kilkukrokach.Zanim Briana zdążyła nabrać tchu, wsunął sięzwinnie na siodło za chłopcem i ujął wodze.Wyglądał na tym koniu, jakby był jego częścią, ko-mórka odpowiadała komórce, oddech, oddechowi.Nie, topowinno być zabronione.Wskazał ręką dom.- Ty pierwsza.Alec promieniał.Josh wyplątał się z pasa, ukląkł na fotelu i patrzył przeztylną szybę, jak za nimi podążają na koniu Logan zAlekiem.- Fajnie - orzekł z niechętnym podziwem.Tylko dwarazy zerknęła w wsteczne lusterko, żeby sprawdzić, czyAlec nie spada.Ledwie zaparkowała na podwórku,wyskoczyła z pojazdu i osłoniwszy oczy ręką patrzyła, jakzbliżają się swobodnym truchtem.As i york przyszli obwąchać jej spodnie - tegoostatniego ledwie poznała, nie miał niebieskiej kokardki idługich kudełków.- Co się stało Snooksowi? - spytała, gdy tylko Loganzeskoczył z wałacha i postawił Aleca na ziemi.Jego uśmiech oślepiał niczym południowe słońce.- Znalazłem na strychu nożyce i ostrzygłem go dzisiajrano.- Wziął pieska na ręce.- Mizerota z niego, aleprzynajmniej zyskał trochę godności.- Mogę się teraz przejechać? - dopominał się Josh ze zleskrywaną niecierpliwością.Briana westchnęła.Wyjęła z tracka brązowe torebki zjedzeniem dla chłopców i podała Loganowi, który zarazodłożył je na maskę swojego dodge'a, żeby przytrzymaćwodze dla Josha.Po co się trudzić ustanawianiem zasad, skoro zawszekończy się na ich łamaniu?Mimo wszystko, widząc synka na końskim grzbiecie,poczuła przypływ dumy, a jednocześnie coś bardzopodobnego do żalu.Alec i Josh tak szybko rośli! Zanim sięobejrzy, będą mężczyznami podążającymi ślademwłasnych odległych marzeń.Ona zaś pozostanie na orbicieich życia, niczym planeta zdegradowana do statusuksiężyca, zawsze wyczekująca na telefon czy e-mail.- Postaram się wrócić jak najszybciej - powiedziała doLogana, który obserwował rundkę Josha wokół podwórka.To poczciwie z jego strony, że zaopiekował się chłopcami,ale nie może oczekiwać tego codziennie.- Nie musisz się śpieszyć.Wsiadła do trucka, uruchomiła go i odjechała.Przed wejściem do kasyna czekała na nią Heather zwyjątkowo smętną miną.Jak zwykle miała na sobie obcisłedżinsy, kusy top i mikroskopijną denimową kurteczkę dlaochrony przed nieistniejącym chłodem.Brianie przemknęło przez głowę bezlitosne pytanie: czyw tej kobiecie dopiero kiełkował nałóg hazardu, czy już jącałkiem opanował? Wszystko się w niej burzyło na myśl,że miałaby powierzyć tej obcej osobie swoje dzieci, aleAlec i Josh potrzebowali Vance'a, a Heather była cząstkątego układu.- Rozmawialiśmy z Vance'em - mówiła teraz szybko,starając się dorównać kroku Brianie, która szła odbić wbiurze kartę.Jasno oświetlone, hałaśliwe automaty do giermigały po drodze kolorowymi plamami.- Ustaliliśmy, żedopóki nie zacznie się szkoła, nie będę pracować.Ipostaram się być wolna, kiedy chłopcy skończą lekcje, takżeby móc się nimi zaopiekować.Brianę zamurowało.Heather zdobyła się na tyle przyzwoitości, żebyodwrócić wzrok.- Już się wczoraj dostatecznie wykazałaś - syknęłaBriana.No dobra, nie wzniosła się dzisiaj na szczytyłaskawości i jej anioł stróż widocznie w tej chwiliprzytruwał komu innemu, ale nie tylko jedna Heatherdoznała wczoraj szoku.Briana wciąż była wstrząśnięta, wciąż miała w uszachgłos Vance'a, gdy zawiadamiał ją, że Alec jest ranny.Zbrylony tusz na rzęsach Heather zaczął przechodzić wstan ciekły.Kątem oka Briana dostrzegła Jima, który ze zmarsz-czonymi brwiami zmierzał prosto w ich stronę.- Jakiś problem? - spytał, kiedy się z nią zrównał.Byłgłównym menedżerem kasyna, więc podlegał mu także szefochrony.Wystarczył nawet nieznaczny sygnał, by się tutajzjawił błyskawicznie.Heather zadrgała warga.- Przepraszam - szepnęła do Briany.- Nie, nie ma żadnych problemów - odparła Briana,patrząc na nią.- Ja nie chciałam potrącić Aleca vanem!- Ona potrąciła Aleca? - Jim się najeżył.- Nic mu nie będzie - zapewniła go Briana.Anioł stróż,niech go szlag, już znowu był na miejscu.- Posłuchaj,Heather - dodała niechętnie - podjadę do ciebie po pracy, topogadamy, okej?- Okej - zgodziła się łzawo Heather, ale nagle zaszła wniej zaskakująca, błyskawiczna transformacja.Zuśmiechem girlaski z rewii zwróciła się do Jima: -Dilowałam przez jakiś czas przy pokerze w Reno.Możemogłabym pracować tutaj od jesieni? Na przykład odsiódmej do trzeciej?Briana osłupiała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]