[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gniazdo gryfów przypominało ekele zbudowane na ziemi, zapewne po to, abymaleństwa nie skręciły sobie karków.Kiedy się do niego zbliżył, zauważył, że po-większono je: zachowano ten sam kształt i pokrycie dachu, zdolne do przetrzyma-nia każdej pogody, lecz całe gniazdo zostało przebudowane.Treyvan zaprosił go81do środka z wyrazem twarzy dumnego gospodarza: zamiast dwóch, były tam teraztrzy izby, jedna z nich pusta, przeznaczona zapewne dla młodych.Dwie pozostałeprzypominały wielkie gniazda, wymoszczone pachnącymi trawami zebranymi naRówninie. I cóż o tym myśśśliszszsz? zapytał gryf, wdzięcznie pochylając głowę. Wspaniałe odparł Mroczny Wiatr i to było wszystko, co udało mu siępowiedzieć, bo gryfiątka usłyszały jego głos i dwie futrzaste kule zwaliły go z nóg.Był ich ulubionym towarzyszem zabaw czy też zabawką, nigdy nie miał co dotego pewności, tak samo postępował przecież z Treyyanem, kiedy miał dziesięćlat.Zazwyczaj uważały, jednak nie zawsze zdawały sobie sprawę z własnej siłyi zapominały, że mają długie szpony i ostre dzioby.Lytha uderzyła go w pierś,Jerven podciął nogi i zwaliły się na niego, gwiżdżąc wysoko, co znaczyło, że sięśmieją.Próbował nie krzywić się z bólu, ale gwizdy rozsadzały mu bębenki. Bę-dę szczęśliwy, kiedy ich głosy się pogłębią, już krzyki dzieci trudno znieść.Lytha tarmosiła mu tunikę na piersi, Jerven gryzł w kostkę, a on się opierał: by-ły już na tyle duże, iż nie obawiał się, że wyrządzi im krzywdę, używając całejswej siły.Od ostatniego razu wyraznie się poprawiły: kiedy w końcu podniósł sięz ziemi, potrzebował nowej tuniki.Treyvan obserwował przez chwilę te zmagania,a potem odsunął łagodnie dzieci od przyjaciela, szturchając je delikatnie i prze-taczając w kąt izby.Mroczny Wiatr jęknął.Gryf zagwizdał coś szybko, gryfiątkapodniosły się i wymaszerowały.Zwiadowca, dla którego język złożony z gwiz-dów, był bardzo trudny, podejrzewał, że znaczyło to idzcie się bawić, musimyporozmawiać z Mrocznym Wiatrem o strasznie nudnych rzeczach. Ach, ta twoja pobłażliwośśść, przyjacielu.Sssą barrrdzo młode zauwa-żył. Wiem. Mroczny Wiatr otrzepał się z kurzu. Ja z tobą robiłem dokład-nie to samo. Tak, ale ja byłem już duży, a ty maleńki.Nie uszszszkadzałeśśś mnie zbyt-nio. Myślę, że jakoś przeżyję.Jestem wam winny znacznie więcej niż wdzięcz-ność za zabawę w potwory. Nie myśśślimy o tym. Treyvan potrząsnął głową. Tak possstępująprzyjaciele. Czy o tym myślisz, czy nie, ja pamiętam, że pomogliście mi przetrwaćśmierć matki powiedział po chwili milczenia. I że od tego czasu jesteściedla mnie rodzicami.Nigdy tego nie zapomnę. Wspomnienia ciągle bolały, alemiał nadzieję, iż blizny z czasem znikną.Dzięki gryfom. Jednak jesssteśśś wujkiem dla małych, wujkiem zagrrrożonym. Zacytuję twoje własne słowa: tak postępują przyjaciele.A poza tym wartoim pobłażać.Ta nowa izba nie wygląda jak dobudowana, tylko jakby tu była od82początku.Planujecie coś jeszcze? Może miejsssce, w którym małe będą się bawić podczasss brzydkiej pogo-dy.Dalszą dyskusję przerwało im przybycie Hydony, która zagwizdała imięMrocznego Wiatru i wylądowała tuż obok.Przywitał się z nią: była większa niżTreyvan i jej pióra lśniły beżem, nie złotem, ale jej miodowe oczy rozbłysły najego widok tak samo, jak oczy Treyvana.Przytuliła go, gruchając tak głośno, żezadrżały mu kości; Mroczny Wiatr podrapał ją po karku, co dla gryfów stano-wiło bardzo intymną pieszczotę.Po śmierci jego matki Treyvan i Hydona byliz nim bardzo szczerzy i otwarci, pozwalając obserwować rzeczy, których nigdynie widział żaden człowiek.Spośród wszystkich Tayledras tolerowali tylko jego,nawet Jutrzenka, która doskonale porozumiewała się z nieludzmi, nie była do nichdopuszczana. To czassss, kiedy jesssteśśś na patrrrolu powiedziała Hydona. Mu-siszszsz mieć jakiśśś prrroblem.Jak ci możemy pomóc? Potrzebuję rady i może przysługi odparł. Chyba natknąłem się nakłopot.Hydona postawiła uszy. Natknąłeśśś się? Interrresssujące sssłowo.Opowiedz.Mroczny Wiatr rozejrzał się, znalazł wygodny kamień i usiadł na nim, a Hy-dona zwinęła się w kłębek u boku swego towarzysza.Wziął głęboki oddech. To było tak.ROZDZIAA DZIEWITYELSPETHMistrz Quenten jeszcze raz przeczytał list od swej dawnej pracodawczyni,kapitana Kerowyn.Herolda Kerowyn, poprawił się.Co prawda nowy tytuł niezmienił jej za bardzo.Quenten, mam dla ciebie robotę i odpowiednie wynagrodzenie,żebyś się do niej przekonał.W twoim kierunku zmierza pewna oso-bistość, ale nie używaj tego słowa, jeśli nie musisz; sprawa oficjalnai delikatna.Będzie mieć jednoosobową eskortę, ale sama doskonalesobie radzi.Potrzebuje wściekle dobrego maga albo do wynajęcia, al-bo szkolenia, albo obu tych rzeczy.Jeśli uznasz to za właściwe, możeszją przekazać wujowi.Dzięki za pomoc.Napisz, jak znajdziesz porząd-ne zatrudnienie.Kerowyn.Uśmiechnął się; nie, Kero się nie zmieniła, nawet jeżeli teraz była jednymz białych, ruchomych celów królowej Valdemaru.Chociaż, na ile znał Kerowyn,odmawiała noszenia uniformu bez specjalnego edyktu królewskiego.Podzięko-wał kurierowi i zaproponował mu nocleg; ten przyjął propozycję z wdzięcznościąi w zamian obiecał się podzielić najnowszymi plotkami z dworu Rethwellanu podczas kolacji. A ludzie się zastanawiają, kto nas informuje.Posłaniec był młodzikiem dopiero co przybyłym z gór: nie pozbył się jeszczeakcentu.Quenten rozczulił się trochę nad starymi, dobrymi czasami, kiedy połowęPiorunów Nieba stanowili ludzie z górzystych obszarów graniczących z Karsem,którzy cały swój dobytek wozili ze sobą w jukach u siodeł.Nikt nie był od nichlepszy w strzelaniu z łuku, tropieniu i tym, co Kero zwała podejściem.Taki sam był ten wyrostek, a pewna ogłada wskazywała na to, że pochodziłz którejś rodziny szlacheckiej pogranicza: może i na widok lamp magicznych oczyzrobiły mu się okrągłe jak spodki, ale wiedział, jak używać sztućców.Niestety,84nie przebywał długo na dworze i ciekawość Quentena w kwestii tego, kim jestosobistość zmierzająca w jego kierunku, nie została zaspokojona. Dwoje jest jakiś dzień drogi za mną opowiadał chłopak z ustami peł-nymi sernika. Facet i dziewczyna, cali na biało, na białych koniach.Szybkiebestie, konie, znaczy.Dzień, mówię, bo chociaż startowałem tydzień przed nimi,na pewno już mnie doganiają. Cali na biało znaczyło, że są heroldami, ale co heroldowie mogli miećwspólnego z magią? Quenten doskonale pamiętał swoje spotkanie z ochroną val-demarskich granic i nie sądził, żeby jakikolwiek mag za jakiekolwiek pieniądzezgodził się czegoś takiego doświadczyć, ale jego zdanie nie za bardzo się tu li-czyło.Kim oni byli? Jeśli Kero występowała w ich imieniu, musieli piastowaćnie lada pozycje, a do tego król Faram wysłał swojego posła, aby uprzedzić o ichprzybyciu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]