[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Fanatycy sadzą je z myślą o swoich ceremoniach.Poza tym muszącoś jeść.Zresztą, żyjąc tutaj, sami również ulegli poważnej ewolucji: podobno widzą wciemnościach i oddychają jedynie kilka razy na dobę.Potrafią naukowo kontrolować teprocesy w swoich organizmach.Zupełnie natomiast nie kontrolują swoich umysłów: odpokoleń zamknięci w Strefie, jak w akwarium, już dawno postradali rozum.Działają wedleniepojętych dla nas zasad, kierując się nieludzkimi prawami.A jednocześnie dysponująogromną mocą, którą czerpią z wiary w Piąty i Szósty Rozdział.Bielejącą w mroku twarz Iny i jej pełne, lekko uchylone usta przecinały podłużnecienie.Daniel wpatrywał się w nią przez chwilę, nie umiejąc ubrać swoich myśli w słowa.Nasamo wspomnienie tego, czego doświadczył w czerwonej kabinie, czuł zawrót głowy.- Ino - zaczął powoli.- Nie wiem, jak to się stało, ale Moon naprawdę potrafił mniezmusić do wykonywania swoich poleceń.Dziwne.Może to kwestia wyjątkowo mocnejsugestii, nie da się jednak ukryć, że robiłem, co mi kazał.Miałem wrażenie, że moje ciałowcale nie należy do mnie.- Bo nie należy - stwierdziła Ina.- To tylko ubranie.Równie luzno z tobą związane jakte trzciny.I często niebezpieczne.Tak już zostaliśmy stworzeni, Danielu.W gruncie rzeczynależy do nas jedynie świadomość, którą można by porównać do latarni rozświetlającejciemności.Wiara pozwala dowolnie wykorzystywać blask tej latarni.Nie tylko dooświetlania.To powiedziawszy, Ina podjęła marsz, najwyrazniej uznając temat za wyczerpany.Daniel ruszył za nią, wciąż pogrążony w zadumie.Pewnego dnia odkrywasz, że świat jestinny, niż sądziłeś.Czy Ina miała rację? Jednego był pewien: nigdy nie przeżył niczego, codałoby się porównać z tymi minutami, w czasie których Moon narzucał mu swoją wolę.Nawet upokorzenie na szczycie Starej Wieży wydawało się w porównaniu do tego błahostką.Wtedy wiedział, co robi, usłuchał głosu wydobywającego się z ust Mitsuko, ponieważ chciałchronić córkę.Moon natomiast zawładnął nim, wprawiając go w stan zbliżony do snu najawie.Czyż nie dowodziło to, że wiara ma sens, przynajmniej w ujęciu Hectora Darby'ego:jako niezawodny środek wiodący do celu.Chyba że chodziło jednak o zwykłą sugestię.Daniel wciąż nie był pewien.Trzciny się przerzedziły.Ina chciała, by wspięli się na pobliskie wzgórze.Gdy stanęlina szczycie, otworzyła się przed nimi zaskakująco rozległa panorama.Przez chwilę stali zastygli w zdumieniu.Zbocze wzgórza opadało ku wąskiej dolinie zabudowanej dziwnymi, częściowozrujnowanymi domami o wygiętych dachach.Ina wyjaśniła, że to pagody, dawne świątynie.Dalej ciągnął się łańcuch kolejnych pagórków skąpanych w połyskującej,fioletowozielononiebieskiej mgiełce, która rozciągała się aż po szklany horyzont.- Kolor - powiedziała Ina.Jednakże osłupiały Daniel patrzył teraz na coś innego.Wysoko nad dachami pagód, po drugiej stronie szklanego sklepienia, majestatyczniesunęły ogromne, fosforyzujące kształty podobne do świetlistych zeppelinów.Kiedypodpłynęły bliżej, Daniel wydał zduszony okrzyk na widok ich gigantycznych głów, ciałzwalistych niby zaczarowane zamczyska i białych brzuchów, które przez moment zdawały sięocierać o kopułę.- Kaszaloty - stwierdziła Ina z nabożnym lękiem.- Całe stado.Czasem zapuszczają sięw te głębiny, goniąc za zdobyczą.O, są nawet młode.Kaszaloty na niebie to podobno zławróżba.Daniel potrafił sobie wyobrazić, skąd się wzięło takie przekonanie.Zimny pot oblewałgo na sam widok tych stworów, które przywodziły na myśl grzmiące burzowe chmury.- Zmiażdżą sklepienie - wyszeptał przerażony.- Nie - odparła Ina.- W gruncie rzeczy nawet go nie dotykają.A te odległe grzmoty toich głosy.Odbijając się od szklanych powierzchni, brzmią jak uderzenia albo.Daniel nie zauważył nawet, że umilkła.Wyginając głowę, śledził wzrokiemniesamowity orszak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]