[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wiedziaÅ‚ tego, wiÄ™c jakiÅ›tam powód sobie wymyÅ›liÅ‚.Ale ja wiem.I ty wiesz także.Wiesz? Wiesz, prawda?WpatrzyÅ‚ siÄ™ spode Å‚ba w Quentina, pochylony teraz nad stoÅ‚em, ogromnyi bezksztaÅ‚tny jak niedzwiedz, w powijakach tego pÅ‚aszcza kÄ…pielowego i palta. Nie wiesz? To byÅ‚o dlatego, że on sobie powiedziaÅ‚:  Jeżeli Henry nie myÅ›linaprawdÄ™ tego, co mówi, to wszystko bÄ™dzie dobrze; i bÄ™dÄ™ mógÅ‚ tÄ™ fotografiÄ™ wyjąći zniszczyć.Ale jeżeli on rzeczywiÅ›cie zamierza zrobić to, co powiedziaÅ‚, to bÄ™dzie jedynysposób, w jaki bÄ™dÄ™ mógÅ‚ jej powiedzieć: «Nie byÅ‚em nic wart; nie żaÅ‚uj mnie!» ZgadzasiÄ™? Nie? Zgadza siÄ™, na Boga? Owszem  powiedziaÅ‚ Quentin. Chodz  powiedziaÅ‚ Shreve. WyÅ‚azmy już z tej lodówki i kÅ‚adzmy siÄ™ spać. IXW łóżku w ciemnoÅ›ciach wydawaÅ‚o siÄ™ na razie, że jest jeszcze zimniej niż przedtem,jak gdyby z tej jednej jedynej żarówki, zanim Shreve zgasiÅ‚ Å›wiatÅ‚o, rozchodziÅ‚o siÄ™jednak jakieÅ› sÅ‚abiutkie ciepÅ‚o, a teraz, kiedy go zabrakÅ‚o, żelazna nieprzeniknionaciemność Å›cięła siÄ™ lodowato z żelaznym zimnem poÅ›cieli, wokół nich zziÄ™bniÄ™tychw luznej i cienkiej nocnej bieliznie.Ale potem ta ciemność, jak gdyby mogÄ…c jużoddychać, odeszÅ‚a: ukazaÅ‚o siÄ™ otwarte przez Shreve a okno, staÅ‚o siÄ™ widoczne na tlebladej nieziemskiej poÅ›wiaty Å›niegu, a krew, zduszona w pierwszej chwili ciężarem tejciemnoÅ›ci, napÅ‚ynęła swobodniej i zaczęła krążyć w żyÅ‚ach coraz szybciej. Uniwersytet stanu Missisipi  zabrzmiaÅ‚ gÅ‚os Shreve a w ciemnoÅ›ci na prawo odQuentina. Bayard poÅ‚ykaÅ‚ przestrzeÅ„ czterdziestu mil (bo to byÅ‚o czterdzieÅ›ci mil,prawda?); wydzierane z puszczy dumne honory akademickie, co semestr odbijajÄ…ce siÄ™jak czkawka. Owszem  powiedziaÅ‚ Quentin. Oni byli już dziesiÄ…tym rocznikiem absolwentów,od czasu kiedy ten uniwersytet zostaÅ‚ zaÅ‚ożony. Nie wiedziaÅ‚em, że w stanie Missisipi mogÅ‚o być wtedy nie tylko dziesięćroczników, ale nawet dziesiÄ™ciu studentów, którzy by ksztaÅ‚cili siÄ™ jednoczeÅ›nie.Quentin nic na to nie powiedziaÅ‚.LeżaÅ‚ w milczeniu, patrzÄ…c na prostokÄ…t okna,czujÄ…c, jak rozgrzana krew krąży mu w żyÅ‚ach, w rÄ™kach, w nogach.I teraz, chociaż jużbyÅ‚o mu ciepÅ‚o (pomimo że wtedy, gdy mu byÅ‚o zimno przedtem w tym zimnym pokoju,trzÄ…sÅ‚ siÄ™ wprawdzie bez przerwy, ale raczej nieznacznie), tu w tej chwili nagle zaczÄ…Å‚dygotać caÅ‚ym ciaÅ‚em tak gwaÅ‚townie i niepowstrzymanie, że nawet sÅ‚yszaÅ‚, jak łóżko podnim skrzypi, że nawet Shreve to odczuÅ‚ (usÅ‚yszaÅ‚) i odwróciÅ‚ siÄ™, uniósÅ‚ na Å‚okciu, żebyspojrzeć na Quentina.A Quentin, o dziwo, czuÅ‚ siÄ™ zupeÅ‚nie dobrze.CzuÅ‚ siÄ™ nawetÅ›wietnie, leżąc tam i czekajÄ…c ze spokojnÄ… ciekawoÅ›ciÄ… na nastÄ™pny gwaÅ‚towny,nieoczekiwany atak tego dygotania. Jezu, aż tak ci zimno?  zapytaÅ‚ Shreve. Chcesz, żebym ciÄ™ okryÅ‚ pÅ‚aszczami? Nie  powiedziaÅ‚ Quentin. Nie jest mi zimno.Jest mi dobrze.Zwietnie. WiÄ™c dlaczego tak siÄ™ trzÄ™siesz? Nie wiem.Nic na to nie mogÄ™ poradzić.Ale Å›wietnie siÄ™ czujÄ™. To dobrze.Ale mi powiedz, kiedy bÄ™dziesz chciaÅ‚ te pÅ‚aszcze.Jezu, gdybym ja miaÅ‚przyjechać z PoÅ‚udnia aż na dziewięć miesiÄ™cy w ten klimat, to bym siÄ™ chyba wÅ›ciekÅ‚.ZresztÄ…, może bym wcale z PoÅ‚udnia tu nie przyjeżdżaÅ‚, gdybym mógÅ‚ na PoÅ‚udniu zostać.Czekaj.SÅ‚uchaj.Ja wcale nie próbujÄ™ silić siÄ™ na jakieÅ› dowcipasy.Ja tylko próbujÄ™ tocaÅ‚e PoÅ‚udnie zrozumieć, jeżeli to w ogóle możliwe, tylko nie wiem, jak by ci tu powiedzieć, o co mi chodzi.Bo, widzisz, tam u was jest coÅ›, czego w moich stronachludzie nie majÄ….Albo też, jeżeli i my to kiedykolwiek mieliÅ›my, to już tyle wody od tegoczasu upÅ‚ynęło, że nie zostaÅ‚o nic, na co patrzyÅ‚oby siÄ™ dzieÅ„ w dzieÅ„ i co by kazaÅ‚o namo tym pamiÄ™tać [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl