[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.McEvoy przypomniała sobie, że coś takiego działo się także w jej szkole.Nagleprzywołała w pamięci siebie jako dwunastolatkę kręcącą z niesmakiem głową i nasłuchującągłośnych ryków i pohukiwań tuzina buzujących testosteronem nastoletnich chłopców.Uśmiechnęła się pod nosem.Ten telefon poprawił jej humor.- Czemu to robiliście? Nigdy nie potrafiłam tego pojąć.- To chyba uwarunkowane genetycznie.Oznaczanie terytorium czy jakoś tak.McEvoy uniosła wzrok.Po drugiej stronie sali odpraw ujrzała Brigstockearozmawiającego ze Steve em Normanem.Brigstocke spojrzał na nią, a potem na Normana. Podstępny mały skunks.Zastanawiała się, czy usłyszeli jej śmiech.Upiła kolejny łyk wody,ale w ustach wciąż miała pustynię.- I jak, macie coś ciekawego?- Nie bardzo, a jak tam u was?- Wciąż nic.Cholerny Derek Lickwood znów zadzwonił, pytając o postępy wśledztwie.Uważa, że coś przed nim ukrywamy, i grozi, że narobi nam niezłego smrodu.Czemu miałabym iść z nim na układ?- Bo na ciebie wypadło.Lovell to była jego sprawa, wiec musimy z nimwspółpracować.Szef uważa, że dasz sobie z tym radę lepiej niż on.McEvoy westchnęła.- A co z Palmerem?- W pracy.- Nie powiedziała nic więcej, ale głos miała zduszony.To, coniewypowiedziane, było wyraznie wyczuwalne.Siedzi w pracy, zlicza rachunki, pije kawę, apowinien siedzieć pod kamienną ścianą celi, wsłuchując się w zgrzyt kluczy w zamkach, zkolanami podciągniętymi pod brodę i dudniącym sercem, bez paska i sznurówek.Nigdy nie skrytykowałaby Thome a przed Hollandem.Poza tym czuła, że ostatnio jejsądy nie były tak trafne jak kiedyś.Jej rozumowanie stało się dość.ekstremalne.- Aha - mruknął Holland.- Masz ochotę pózniej na piwo?Przeniosła wzrok na Brigstocke a.On i Norman prowadzili ożywioną rozmowę.- Nigdy dotąd nie przyjmowałam propozycji od faceta w toalecie.- Nieomal usłyszała,jak Holland się zaczerwienił.- %7łartowałam, Holland.- Jasne.Dorzuciła konspiracyjnym szeptem:- Miałam wiele propozycji od facetów w toalecie, ale im chodziło zwykle o cośinnego.Holland nie zaśmiał się.McEvoy wydęła policzki i głośno westchnęła.Sięgnęła po butelkę wody.Była pusta.- Posłuchaj, Dave.- Chodziło mi tylko o.wyjście na piwo.Nic więcej.Starała się, by jej ton nie był zbyt opryskliwy, ale nie zdołała się pohamować.- Wiem - burknęła.- Jeżeli byli w mojej klasie, to ze względu na szczególny talent do matematyki, ale nieprzypominam sobie, aby któryś z nich wyróżniał się na tym polu. Thome cierpliwie pokiwał głową.Ken Bowles zdawał się niewiele pamiętać.Wprawdzie nauczanie to stresujący zawód, ale Bowles nie mógł być tak stary, na jakiegowyglądał.Miał brudnobiałe włosy i szarą zniszczoną cerę.Oczy za szkłami okularów wdrucianych oprawkach były wodniste, zęby miał mocno przebarwione; głośno nimi szczękał,kiedy mówił, a czasem nawet wtedy, kiedy nie mówił nic.- Pamięta pan, że Palmer i Nicklin trzymali się razem? - spytał Thome.Bowles odsunął się od krawędzi biurka z głośnym stęknięciem i podszedł do okna.Krawat miał przekrzywiony, a przy kroczu ślady kredy.- Niewiele na ich temat pamiętam.Chyba za nimi nie przepadałem, ale to nicniezwykłego.Matematyka to zajęcie trudne i wymagające.Ten wyższy.Palmer? - Thomepokiwał głową.- Jego kolega stale go dekoncentrował.Tam siedzieli.- Wskazał na drugikoniec klasy.- Przez cały czas wymieniali liściki i śmiali się.Palmer sumiennie odrabiał pracędomową, ale w klasie.zachowywał się skandalicznie.- Nie mógł ich pan rozdzielić? Przesadzić Palmera do przodu?Bowles wzruszył ramionami i wyjrzał przez okno.- Nie uczyłem ich długo.Może tak by się stało, ale przecież obaj zostali wydaleni znaszej placówki.- Uniósł rękę i palcem wskazującym potarł brudną plamkę na szybie.- Tenstarszy chłopiec, nie pamiętam, jak się nazywał.Złapali go przy bramie, zaciągnęli do parku.Thome znał tę historię.Opowiedział mu ją Palmer.Jego oczy wypełniły się łzami,przez cały czas kiwał głową ze smutkiem i obficie się pocił, przeżywając na nowo tozdarzenie.Każdy szczegół był zapisany w jego przeżartej wstydem pamięci.Wielkie stopy wznoszonych trampkach zdawały się wrośnięte w ziemię.Grube paluchy zaciskały się powoliwokół rękojeści pistoletu wiatrówki.Thome wiedział, że właśnie w tej chwili wszystko się zmieniło.Od tej pory resztabyła już nieuchronna.Pomyślał o tym, co mu powiedział Bowles.Jeszcze kilka miesięcy, aPalmer i Nicklin poszliby każdy w swoją stronę, wybierając własne ścieżki, wpływ Nicklinana młodszego chłopaka nie byłby aż tak silny.Czy mogli rozejść się każdy w swoją stronę?Czy kilka miesięcy mogło ocalić życie pięciu kobiet?Co najmniej pięciu kobiet.Rozległo się pukanie do drzwi i do klasy wszedł Holland.Thome skinął głową w jegostronę.- To detektyw konstabl Holland.Bowles teatralnie spojrzał w jego stronę, udając, że jest wstrząśnięty. - Wygląda jak cholerny szóstoklasista.Holland skwitował ten mamy żart uśmiechem.- Czy sprawdzał pan, co robili po wydaleniu ze szkoły? - zapytał Thome.Nauczyciel z ożywieniem pokręcił głową.- Ani trochę za nimi nie tęskniłem.Nicklin sprawiał tylko same kłopoty, a Palmer byłwielkim, niezgrabnym mięśniakiem.Przypuszczam, że to nie jego wina.Chłopcy w jegowieku bywają niezdarni, trudno im się przystosować.Jak plastelina, którą należy dopieroukształtować.Myślę, że Palmer został ukształtowany przez niewłaściwą osobę.Thome skinął na Hollanda.Pora iść.- Dziękujemy, panie Bowles.- Thome wręczył mu wizytówkę, którą tamten przyjął,nawet na nią nie patrząc.- Gdyby coś jeszcze przyszło panu do głowy.- Kiedy byłem młodszy, nauczyłem się żonglować - oznajmił Bowles.- Robiłempokazy na lekcjach.Zwykle ostatniego dnia zajęć.Dla klasy Palmera i Nicklina też tozrobiłem.Pięć piłek, sześć, jeżeli miałem dobry dzień.Albo balansowanie krzesłem.-Wskazał na masywne drewniane krzesło stojące na podwyższeniu.- Jednym z takich jak to,na podbródku.Wiecie, panowie, że Marsden jest młodszy ode mnie?Thome chciał już stąd wyjść.- Słucham?- Dyrektor.Zciągnęli go skądś parę lat temu.Jestem od niego dziesięć lat starszy.-Rozłożył szeroko ręce, jakby to, o czym mówił, było dla wszystkich oczywiste.- Prawdęmówiąc, z przyjemnością stąd odejdę.Dziś nie jestem w stanie żonglować nawet trzemapiłkami.Holland otworzył drzwi, a Thome z ulgą ruszył w ich stronę.- Czas na nas.Bowles pokiwał głową i spytał półgłosem:- Co zrobił Nicklin?- Obawiam się, że nie możemy.- Oczywiście, że nie, przepraszam, że spytałem.Wiecie, panowie, nie myślałem o tychchłopakach od lat, dopóki nie powiedziano mi, że chcecie ze mną o nich pomówić.Uczyłemsetki chłopców.Szczerze mówiąc, większości z nich nie pamiętam.Czasami pamiętam pracę,ale nie twarze.Od kiedy znów usłyszałem te dwa nazwiska, sporo otych chłopakachmyślałem.Zwłaszcza o Nicklinie.Kiedy pan o nim mówi, inspektorze, ma pan dziwny wyraztwarzy, wie pan o tym? Thome wiedział, że zaprzeczanie temu mijało się z celem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl