[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Coś jeszcze? - zapytałem zupełnie zrezygnowany.- To wszystko - odparł, tonem słodkiej uprzejmości, gość za ladą.- Wezwanieprzyjdzie pocztą na pański adres - dodał z jadowitą satysfakcją.- Dziękuję - mruknąłem głucho i ustąpiłem miejsca Romeo.Gdy w końcu drzwi od czyśćca, w którym wyczyszczono nas do goła, zamknęłysię za nami na głucho, Romeo uśmiechnął się do mnie i stwierdził z nutą sarkazmu wgłosie:- No i co, nadal utrzymujesz, że to tani i miły hotelik?- A niech szlag go trafi i jasna, nagła cholera! - wyraziłem gwałtownie swojąogromną frustrację.- Czniać ten babiloński wynalazek - dopowiedział rastafariańską sentencją (októrą bym go nigdy nie posądzał) nasze oburzenie.- To gdzie teraz pójdziemy? - zapytałem, przeżuwając w myślach niedawneupokorzenie.- Na punkt zborny, czyli do hotelu Opole.To w samym centrum, a po drodzeskoczymy coś przegryzć.Za mną! - zakomenderował i poszliśmy wydłużając krok.Bar, do którego weszliśmy, był ogromną, oszkloną, nowoczesną bryłą postawionąna wale Odry, z którego rozpościerał się piękny widok na rzekę.Stanęliśmy w kolejce dosamoobsługowej kuchni.Mimo wczesnej pory ogonek wił się w hallu poprzez siećbarierek.Gdy w końcu odstaliśmy swoje, wzięliśmy sobie po mielonym i kompocie i poskasowaniu należności z ostatnich pięciu dych Romea, powędrowaliśmy pod ścianę zwidokiem na rzekę i ustawiliśmy swoje tace na wysokim stole, w miejscu dla stojących.Konsumowaliśmy jedzenie w pośpiechu, bo byliśmy bardzo głodni.Ja, na ten przykład,nie miałem nic w ustach od czasu Przemkowej tormy z wczoraj.- Ciekawe, dla kogo wystawiono takie okazałe gmaszysko?- zastanowiłem się na głos, gdy sączyliśmy powoli nasze kompoty.- To wszystko dla gości festiwalu - odpowiedział Romeo, zamaszystym gestempodkreślając ogrom sali barowej.- No to chodzmy dalej - powiedziałem, chowając do kieszeni plastykowy nóż iwidelec: teoretycznie jednorazowe sztućce, które w tamtych latach były przedmiotamipożądania, występującymi jedynie w barach z klasą.- Na co ci to? - zapytał Romeo.- A tak dla zasady.Biorę je, żeby osłabiać system.Oni mnie okradli, to i ja ichokradnę.Jeszcze pięć milionów takich utensyliów wyniosę z barów i będziemy kwita.- Ale z ciebie aparat - powiedział z podziwem w głosieRomeo, po czym wyszliśmy w skwar ulicy.Szliśmy przez centrum, aż dotarliśmy do hotelu Opole.Nie był to żaden okazały gmach.Raczej kamienica, usadowiona przy centralnymdeptaku.Weszliśmy przez pięknie oszklone drzwi do hallu, gdzie Romeo przywitał się zrecepcjonistą, a potem po schodach na drugie piętro i korytarzem od drzwi nr 211.Romeo nacisnął klamkę, a skoro nie ustąpiły zapukał głośno, na co z pokoju dobiegły nasodgłosy szurania i ktoś otworzył zamek.Tym kimś był Bagsiu.Weszliśmy do środka inaszym oczom ukazał się przerażający bałagan.Na dwóch łóżkach leżało tam pięcioroosób.Czworo z nich było mi znajome, a mianowicie leżało tam małżeństwoGwiazdeckich:Jacek i Grzywka, obok nich Piggi z Opola, Sława z Mogilna (towarzyszkawczorajszych baletów) i jakiś niezidentyfikowany młodzieniec, a całości obrazudopełniał czochrający się po kręconych lokach Bagsiu.- Czołem wszystkim! - powiedział Romeo donośnym głosem, na co zbudzili się iposiadali na wyrkach.- O Mirek! - ucieszyli się Jacek i Grzywka, podskoczyli do góry i przypadli domnie, aby mnie uściskać.Znaliśmy się lepiej niż dobrze.Jacek był moim kolegą z liceumIm.B.Nowodworskiego w Krakowie, a jego żona Gosia pochodziła z miasta Mogilna,w Wielkopolsce.To u nich poznałem Kamę, a także od nich dostałem, na wakacjach rokwcześniej, pierwszą działkę odpału, czyli odpalonego opium.- Co, też przyjechaliście do Kamy? - zapytałem.- Tak, nas też zaprosiła na ten letni zlot.Ale okazuje się, że pechowo ustaliła datę,bo nie ma jej w Opolu.- Wiem, wiem.Wczoraj też szukaliśmy jej z Umrzeszem i skończyło się na megapowalającej imprezie pod gołym niebem.- A, słyszeliśmy od Przema, jak wspaniale bawiliście się wczoraj.- No właśnie, a gdzie sam Przemek?- A, to wczoraj jeszcze, w pijanym widzie pojechał do domu, do Gliwic.Stwierdził bowiem, że takie pijaństwo nie na jego głowę, że to grozi utratą zdrowiapsychicznego.- Znacie go przecież, święte ziele i medytacja, tylko to mu w głowie.- A wczorajsza szampańska zabawa, coś jakby mu nie była w smak?- Najwyrazniej - zakończyłem temat.- Kogóż my tu jeszcze mamy? Piggi! Jak sięmasz stara ruro? - zapytałem rubasznie gramolącą się z wyra, zjawiskowo pięknądziewczynę.- Nie najgorzej, młody złamasie kutany - zrewanżowała się wdzięcznym słowem,po czym uściskaliśmy się mocno na przywitanie.- A ja jestem Jarecki - podał mi rękę na przywitanie nieznajomy, dwudziestoletnimoże blondyn.- Cześć, Konik jestem.Z Krakowa.- A ja z Prudnika.- No to nie dziwię ci się, że masz hery na plery, wszakPrudnik to miejsce wielkich hippisowskich zlotów.Też przyjechałeś do Kamy?- Nie, ja tu wśród was jestem przypadkowo.Tak naprawdę to przyjechałem doVictorii - zakończył pauzą.-??? - odpowiedziało mu milczenie.- Jak to? Nie znacie Victorii?!!! - zapytał z emfazą.- Jakoś nie obiło się o uszy, a co to za jedna ta cała Victoria, miss polonia, czy co?- No niemożliwe! Przecież TEN Victoria, to gościu, który opracował wyróbkompotu ze słomy makowej.To przecieżOjciec Założyciel Narkomaństwa Polskiego.- Ja go znam.To taki chudzina z Groszowic - powiedziałaPiggi w zastygłej nagle, żenującej ciszy.- Ty musisz, bo jesteś z Opola, ale wam to się dziwię, panowie narkomani -stwierdził z wyrzutem.- To ja tu jadę złożyć mu doroczny hołd, a panowie z samegoKrakowa nie wiedzą nawet, kto to jest.Wstyd mi za was: Shame on you!32 - zakończyłkwestią z Szekspira.- Ale my bierzemy dopiero od roku - próbował ratować sytuację Jacek - i jeszczenie braliśmy kompotu.- Tak, my som ino sezonowcy - podchwyciłem linię obrony.- A poza tym, to słyszeliśmy, że kompot wymyślił ktoś z Gdańska.- No nie, nie wiem, kto wymyśla te głupoty, że to niby Katana to wynalazł.Ontylko zamienił kwas na sól, w procesie przygotowania kationitu.I to jest cała jegozasługa.- No dobra, jesteśmy wieśniakami z dużego miasta.Zadowolony? - powiedziałJacek na odczepnego.- OK - zakończył rozmowę Jarecki.- Macie co do przystukania33? - zwróciłem się do państwaGwiazdeckich.- Nie.A ty? - odpowiedziała pytaniem na pytanie Gosia.32 Po angielsku to by znaczyło - wstydzcie się.- Ja też nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]