[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jego dłoń zanurzyła się w miękkimfutrze na karku Chmury.Aaki bardzo często się dotykały, przypomniała sobie Vicki, i tonie tylko najmłodsi.Poprzedniejnocy dorośli rzadko kiedy nie utrzymywali ze sobą kontaktufizycznego.Ona sama nie pamiętała, kiedy ostatni razspontanicznie dotknęła swojej matki. I czemu teraz o tymmyślę?" Wyciągnęła z torby notes i długopis.- W takim razie zaczynajmy.Heban biegł przez pole na północny wschód.Siła postrzałuobróciła ciało tak, że to, co zostało z głowy, wskazywało niemaldokładnie na północ.Nawet bez opisu Petera na trawie byłodość rudawobrązo-wych plam, by dało się stwierdzić, że strzałmusiał paść z południa.Vicki klęknęła i spojrzała w kierunku lasu. Niesamowitadedukcja, Sherlocku".Wstała, ścierającodciski, jakie wyschnięta trawa zostawiła na jej kolanach.- Gdzie zastrzelono waszą ciotkę?Peter wciąż siedział, trzymając na kolanach głowę Chmury.- Na małym polu południowym, z tamtej strony - wskazał.Leżało na skraju lasu.- Heban szedł stamtąd.- Podobny strzał? - Tak.Strzał w głowę, w nocy, do ruchomego celu.Ktokolwiek tozrobił, był dobry.- Jak leżało ciało?- O tak.- Peter przesunął Chmurę na północny zachód.Nieprotestowała, ale też nie wyglądała na zachwyconą.Trop Srebrnej szedł z południa, a strzał obrócił ją podidentycznym kątem co Hebana.Lasy rezerwatu leżały na wschód od małego południowego pola.- Chyba możemy założyć, że to ta sama osoba i że strzela,kryjąc się w lesie - mruknęła, marząc o miejskiej ulicy iczystym polu widzenia.Drzewa poruszały się w sposób obcybudynkom, a z miejsca, w którym stała Vicki, las przypominałsolidną zielono-brązową ścianę, za którą kryło się nie wiadomoco.Wilgotna kropla spłynęła jej spod włosów na kark.Ktośmógł ich obserwować właśnie w tej chwili, unosić karabin,celować. Odbija ci.Do zabójstw dochodziło w nocy".Ale niepowstrzymała cienkiego głosiku przez dodaniem: póki co".Odwróciła się plecami do lasu.Między łopatkami, tam, gdzienie mogła dosięgnąć, czuła swędzenie.Wstała.- Chodzcie.- Dokąd? - Peter podniósł się bez wysiłku.Vicki starała się nieokazywać irytacji.- Musimy poszukać kuli, która zabiła waszą ciotkę.- Po co? - Zrównał się z nią, a Chmura wybiegła do przodu.- Wyeliminujemy możliwość, że było dwóch zabójców.Jakdotąd wzór się zgadza, poza jedną rzeczą.- Srebrną kulą?- Właśnie.Jeśli do obu zabójstw doszło w identycznychokolicznościach, istnieje duże prawdopodobieństwo, żeodpowiada za nie jedna osoba.-Jak ją znalezć?- Trzeba cofnąć się po wzorze.Peter zmarszczył brwi.- Chyba nie rozumiem.- Czysta logika, Peterze, czysta logika.- Przeszła niezgrabnieprzez płot.- Wszystko jest ze sobą powiązane, muszę tylkoodkryć, jak.- Po śmierci ciotki Sylvii wataha ruszyła zapolować namordercę, ale nie mogliśmy wyczuć w lesie żadnych zapachów,które tam nie przynależały.- Co masz na myśli, mówiąc przynależały"?- No, tam jest wiele zapachów.Szukaliśmy jakiegoś dziwnego.-Zachichotał, widząc minę Vicki, i ciągnął o wiele mniejprotekcjonalnym tonem: -W każdym razie po tym, jak zastrzelono wuja Jaso-na, wujStuart nie pozwolił nikomu chodzić do lasu.Tylko Colinowi. Dobry sposób na pozbycie się Colina", pomyślała Vicki,zdziwiona, jak głupie rzeczy potrafili robić ludzie inteligentni,ale głośno powiedziała tylko:- I co odkrył Colin?- Nie odkrył zapachu Barry'ego, a chyba tego przede wszystkimszukał.Chmura krążyła po spirali, z nosem przy ziemi, niemal wśrodku pola.- To tu?- Mhm.Zacisnąwszy zęby, Vicki czekała na wycie.Nie nadeszło.Kiedyzapytała o to Petera, ten wzruszyłramionami.- To stało się tygodnie temu.- Nie tęsknicie za nią?- Oczywiście, że tak, ale.- Znowu wzruszył ra-mionami.Nieumiał tego wytłumaczyć.Wszyscy poza ciotką Nadineskończyli już opłakiwać Srebrną.Zanim doszli do Chmury, już znalazła pocisk i wykopywała gobardziej entuzjastycznie niż efektywnie.Pysk i łapy miałabrązowe od ziemi, podobnie jak sierść.- Dobry nos! - wykrzyknęła Vicki i pochyliła się, żeby podnieśćpocisk. Dobrze, że nie mieliśmy tu niczego więcej szukać"dodała w myślach, spoglądając na rozkopaną ziemię.Wytarłazdobycz o szorty i podniosła ją do światła.Z całą pewnością niebył to ołów.Peter wbił spojrzenie w metal.- Więc to jedna osoba?Vicki skinęła głową, wrzucając znalezisko do tor-by.- Prawdopodobnie strzelec wyborowy.Zabijający nocąpojedynczym strzałem w głowę.Jednoosobowy plutonegzekucyjny.- I teraz go pani znajdzie?- Zacznę szukać.- Powinniśmy wytropić tego bydlaka - warknął Peter,wyrywając garść trawy.- W końcu jesteśmy łowcami!- Aowy na ludzi wymagają szczególnych umiejętności -zauważyła chłodno Vicki.Nie potrzebowa-ła porywów bohaterstwa.- Trzeba się tego nauczyć, tak jakinnych rzeczy.A teraz - spojrzała w stronę lasu, a potem na dwamłode łaki - chcę, żebyście wrócili do domu.Ja rozejrzę się polesie.- Hmmm.Pani Nelson, pani nie ma zbyt dużegodoświadczenia w chodzeniu po lesie, prawda? -zapytałaostrożnie Rose.- Nie, niespecjalnie - przyznała Vicki.- Ale.Rose, co ty, udiabła, robisz?- Chodzi o to, że jest pani z miasta i.- Nie to miałam na myśli.- Stanęła między lasem i dziewczyną.- Wiesz, że ktoś obserwuje twoją rodzinę zza tych drzew.Czemu się przemieniasz? Po co tak głupio ryzykujesz?Rose otarła ziemię z twarzy.- Ale teraz nikogo tam nie ma.- Tego nie wiesz! - Vicki nie miała pojęcia, jakim cudem całecholerne hrabstwo jeszcze nie poznało ich rodzinnej tajemnicy.- Wiem.- Skąd?- Stamtąd wieje wiatr.- Wiatr? Las jest po zawietrznej? Możesz wywęszyć, że nikogotam nie ma?- Tak.Kolejny raz przypomniała sobie, że nie powinna ich oceniaćwedług ludzkich norm, i postanowiła odpuścić.- Myślę, że powinniście iść do domu.- Może jednak zostaniemy z panią?- Nie.- Vicki pokręciła głową.- Wpłyniecie na to, co zobaczę.-Uniosła rękę, uciszając Petera, który już chciał zaprotestować.-Nawet jeśli nie będziecie chcieli tego zrobić.Zresztą to zbytniebezpieczne.Peter wzruszył ramionami.- Od śmierci Hebana było bezpiecznie.Potrwało chwilę, zanimzrozumiała.- Chcesz powiedzieć, że zastrzelono tu dwóch członków waszejrodziny, a wy dalej przychodzicie pod las, w zasięg strzału? Wnocy?- Chodziliśmy parami, tak jak kazał Henry - zaprotestował.- Iwęszyliśmy. Cholera, nie wierzę."- Od tej chwili macie tu w ogóle nie przychodzić, dopóki niewyjaśnimy sprawy.- Ale musimy pilnować owiec- Czemu? - powiedziała ostro Vicki, machając ręką w kierunkustada.- Czy one coś robią?- Poza jedzeniem i spaniem? Raczej nie.Ale z powodudrapieżników w Kanadzie jest niewiele komercyjnych hodowliowiec.- Peter odsłonił zęby, a ukryte pod włosami uszy położyłpo sobie.- My tego problemu nie mamy.- Ale trzeba ich ciągle pilnować - ciągnęła Rose.-Więc ktoś tumusi przychodzić.- Nie możecie trzymać owiec bliżej domu?- Nie.Na przemian zmieniamy pastwiska - wyjaśnił Peter
[ Pobierz całość w formacie PDF ]