[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tylko dlaczego nie było z nimi Romka i Leny.Powinni wyjechać wszyscy razem.Nagle rozległo się pukanie do drzwi.Wzdrygnęła się, przyzwyczajona, że w getciezwykle zwiastowało to kolejną katastrofę.W drzwiach stał uśmiechnięty mężczyzna w garniturze, którego widziała wcześniejpodczas rejestracji.Musiał to być ktoś ważny, bo esesmani odnosili się do niego z szacunkiem. Bardzo przepraszam.Jestem Holtz, nadzoruję tę akcję imigracyjną z ramieniaGłównego Urzędu Rasy i Osadnictwa.Chciałem tylko sprawdzić, czy państwo są zadowoleni?Sabina zawahała się zaskoczona. O, tak.Bardzo. Doskonale.W takim razie mam do państwa prośbę.Chodzi o to, że wielu ludzi ciąglenie wierzy w możliwość legalnego wyjazdu.Prosimy więc naszych gości, żeby każdy wysłałpocztówkę do swoich bliskich.Podał jej widokówkę z Palestyny identyczną jak ta, którą pokazywał im niedawnoStaszek. Oczywiście.Jak tylko przyjedziemy, od razu wyślę. A, nie, nie zaprotestował Holtz. Nie musicie państwo za to dodatkowo płacić.Mywyślemy.Proszę tylko napisać tu pozdrowienia z Palestyny i swój adres na miejscu. Ależ ja jeszcze nie wiem, jaki będziemy mieli tam adres. Na początku wszyscy ten sam, proszę bardzo.Tu jest hotel, w którym zostaną państwozakwaterowani przez pierwszy miesiąc.Podał jej karteczkę z palestyńskim adresem. To znaczy teraz mam to napisać? Jeśli nie sprawi to pani kłopotu.Podał jej długopis.Sabina się zawahała. Dobrze.Szybko napisała kilka słów na widokówce, przepisując adres podany jej przez Holtza. Proszę. Bardzo jestem wdzięczny.Gdyby państwo czegoś potrzebowali, proszę zgłosićna recepcji podziękował Holtz i wyszedł z pokoju. Miły człowiek powiedziała na głos Sabina. Miły człowiek powtórzył głucho Leon.Sabina odwróciła się gwałtownie do męża.Zaszła w nim wyrazna zmiana.Nie perorowałjuż ani nie deklamował na cały głos.Wpatrywał się tylko w jakiś punkt przed sobą i od czasudo czasu powtarzał jakieś zasłyszane słowa, które odbijały się od niego, kompletnie zmieniającswoje znaczenie.Wszelkie wątpliwości, jakie wizyta Holtza zasiała w Sabinie, rozwiały się jednak w dzieńwyjazdu.Mieli jechać sypialnym! Specjalny pociąg do Zurychu, z miejscami do spania, czekałjuż na nich na Dworcu Wschodnim.Kiedy ogłoszono tę wiadomość, w sali bankietowejzapanował taki entuzjazm, jakby właśnie skończyła się wojna.Nic nie mogło przemówićdo wyobrazni uciekinierów bardziej niż kuszetka.Dla wszystkich był to ostateczny dowód,że Niemcy w końcu zrozumieli, że popełnili w tej wojnie straszne błędy i próbowali się terazzrehabilitować w oczach opinii światowej.Cały wyjazd przebiegał w atmosferze zagranicznej wycieczki z Orbisem.Dzieci biegały,dorośli rozmawiali z ożywieniem.Nikt się nie spieszył.Nie było żadnego równego szeregu,wrzasków czy popychania kolbami do ciężarówek.Co dziwniejsze, nie było nawet ciężarówek.Do Dworca Wschodniego mieli zostać zawiezieni autobusami, które podstawiono pod hotel.Byłto kolejny niezwykły widok.Autobusy zniknęły z warszawskich ulic wraz z początkiem wojny,zarekwirowane przez Wehrmacht.Nikt nie miał pojęcia, skąd je wytrzaśnięto.Był środek nocy, kiedy Sabina i Leon zajęli swoje miejsca.Ciągle trwały jakieśformalności, więc autobus nadal stał przed hotelem, czekając na sygnał do odjazdu.Sabina oparłagłowę o szybę, spoglądając w stronę miasta.Tam, w ciemnej głębi, obowiązywała godzinapolicyjna i zaciemnienie.Tutaj rozlegały się wciąż głośne śmiechy.Jakaś dziewczynka goniła sięz piskiem ze swoim młodszym bratem dokoła autobusu.Sabina się uśmiechnęła.Lena i Romekteż nigdy nie potrafili ustać spokojnie w miejscu.Może jednak nie powinna zgadzać się na tenwyjazd.Romek mógł przecież wrócić w każdej chwili.Kto zrobi mu pierogi z jagodami, kiedywróci? Jagody powinny niedługo pojawić się w lasach.A potem kurki.Nie ma nic lepszego niżkurki w śmietanie.Lena też je uwielbiała.Sabina ocknęła się gwałtownie.Błogi spokój zniknął bez śladu.Ktoś wrzeszczał jejpo niemiecku nad uchem.Autobus nie stał już pod jasno oświetlonym hotelem, lecz w środkuciemnego lasu.Ludzie wysypywali się na zewnątrz w popłochu.Dzieci płakały. Aussteigen! Raus! wrzeszczał do niej esesman, chwytając ją za kołnierz.Upadła na twardą leśną ścieżkę.Wszyscy pasażerowie stali tu zbici w przerażonągromadę, nie rozumiejąc, co się dzieje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]