[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zamknął oczy, spróbował zasnąć i nie myśleć okochance.Nie udało mu się ani jedno, ani drugie.Nazajutrz, siedząc na wzgórzu, z którego roztaczał się widok na krętą drogę biegnącąprzez Lasy Eilavańskie, Hanish zobaczył zbliżającą się karawanę.Na jej przedzie i po bokachjechała kawaleria.Potem w zwartym szyku, ściśniętym przez wąską drogę, maszerowałyoddziały Punisarich.Za nimi posuwał się wąż wozów, robotników i kapłanów oraz ciągnięteprzez woły platformy wyładowane setkami sarkofagów.Hanish wiedział, że w każdym z nichspoczywa jeden z jego przodków.Wiatr przynosił trzask batów wozniców.To się naprawdędzieje, pomyślał.To się naprawdę stanie.Zbliżając się do procesji, nie potrafił sobie wyobrazić, jak im się udało przebyć zrytąkoleinami i nasiąkniętą wodą tundrę Płaskowyżu Mein.Nawet latem była to pełna wstrząsówpodróż przez śmierdzące, płytkie trzęsawiska, gdzie platformy mogły łatwo przechylić się izgubić ładunek albo ugrzęznąć w błocie.Może w ogóle nie byliby w stanie tego zrobić bezpomocy numreckiej techniki.To oni nauczyli Meinów budować wozy takich rozmiarów, zogromnymi kołami i giętkimi podwoziami, które nie pękały pod naciskiem.Ale i tak na myślo wielkich platformach powoli zjeżdżających z Krawędzi stromym, wijącym się szlakiemHanisha przebiegały ciarki.Będzie musiał zapytać o to Haleevena pózniej, popodziękowaniach i gratulacjach.To był wyczyn, o którym każe jakiemuś poecie napisaćballadę.Kiedy Haleeven ujrzał bratanka, uśmiechnął się od ucha do ucha.Przywitali się,zderzając się czołami, a następnie przycisnęli głowy do siebie, obejmując je rękami.Było totradycyjne powitanie, praktykowane tylko między bliskimi krewnymi, i to powodowanymipotężnymi emocjami.Miało boleć.Lecz ból ten był niczym w porównaniu z wrażeniem, jakirobił widok Haleevena.Poza żebrakami krążącymi po zaułkach Alesji, Hanish nigdy niewidział tak wymizerowanego człowieka: Haleeven miał podarte, ubłocone ubranie, wargispierzchnięte, a oczy znikały mu pod nawisłymi brwiami.Skóra na twarzy zwiotczała, jakbysama tkanka była zmęczona tą wielotygodniową pracą.Włosy miał zupełnie siwe.Hanishusiłował sobie przypomnieć, czy były takie wcześniej.Chyba nie.Sterczały na wszystkiestrony, jak srebrne nitki zamrożone przez lodowaty wiatr. Dobrze wyglądasz powiedział Hanish, odsuwając się od wuja.Kłamstwo wyrwało mu się, zanim zdał sobie z tego sprawę.Haleeven pokazał muzmarszczeniem brwi, co o tym sądzi, lecz w następnej chwili znów poweselał. Nie, to ty wyglądasz dobrze.Ja.nie czuję się najlepiej.Ależ mi zleciłeś misję,bratanku.Co za zadanie. Ale je wykonałeś.Haleeven przyglądał mu się przez chwilę, a potem skinął głową. Chodz, wszystko ci pokażę.U boku Haleevena Hanish odwiedził wszystkich przodków.Wchodził na wielkiewozy, dotykał sarkofagów dłońmi, szeptał pozdrowienia i stare modlitwy pochwalne.Czułich życie.Sarkofagi pulsowały niezaprzeczalną, gwałtowną energią.Biła w świat wmilczeniu, jakby każdy z przodków wrzeszczał na całe gardło w dzwiękoszczelnympomieszczeniu.Hanish zauważył zmęczenie i niepokój w ruchach robotników.Oczy mielipełne strachu i byli wyczerpani bardziej emocjonalnym ciężarem swoich obowiązków niżpracą fizyczną.Nawet woły, zwykle spokojne stworzenia, zrobiły się narowiste i trzeba byłoje krótko trzymać.Przez całe popołudnie oraz wieczorem przy kolacji w obozie Haleeven opowiadał opodróży, która była jednym ciągiem trudów i komplikacji.Kiedy skończył, siedzieli dalej, wmilczeniu, a wokół nich zapadała noc.Hanish nie widział gwiazd, bo zasłaniały je drzewa oliściach podświetlonych od dołu blaskiem ognia.Haleeven zapalił fajkę napełnioną liśćmikonopi i zaciągnął się dymem.Hanish nie wiedział, że wuj nabrał tego zwyczaju.Niemalpowiedział coś pogardliwego.Ale Haleeven nie palił przecież mgły.Może zasłużył sobie napobłażliwość.Hanish właśnie zaczął znów myśleć o Corinn, kiedy wuj przerwał milczenie. Są tacy niecierpliwi powiedział.Hanish nie musiał pytać, o kim mówi. Wiem. Są rozgniewani. Wiem.Zrobiłem.Wuj usiadł gwałtownie z półleżącej pozycji i chwycił Hanisha na nadgarstek.Zaczekał, aż bratanek spojrzy mu w oczy, i przygwozdził go płonącym spojrzeniem. Nie wiesz! Nie czułeś ich tak, jak ja przez te wszystkie dni.Są już w pełnirozbudzeni.Kipią niechęcią.Tak bardzo pragną zemsty, że aż drżą na myśl o jej bliskości.Boję się ich, Hanishu.Boję się ich tak, jak jeszcze nigdy niczego się nie bałem na ziemi.Hanish odsunął rękę, powoli przekręcając ją tak, że wuj musiał puścić. Ich gniew nie jest skierowany przeciwko tobie, wuju rzekł z przekonaniem, którepowinien chyba czuć, starając się uwierzyć we własne słowa. Nie mamy się czego bać zestrony swoich. Tak nam zawsze mówiono odparł Haleeven. Co powiedziałeś królewnie? O tym, co się stanie z Tunishnevre? Powiedziałem jej, że może mi pomóc ichuwolnić.%7łe do zdjęcia klątwy potrzebujemy tylko kropli jej krwi oraz błogosławieństwa.Niezaproponowała jednak, że mi je da.A ja nie naciskałem.Myśli, że mogę to zrobić bez jejbłogosławieństwa. Możesz stwierdził Haleeven. A powiedziałeś jej, co oznacza zdjęcie klątwy?Albo że są na to dwa różne sposoby, z których każdy przyniesie inny rezultat? Powiedziałem, że chcę uwolnić przodków, by mogli uciec w prawdziwą śmierć i wkońcu odpocząć.Powiedziałem, że chcą tylko spokoju i uwolnienia. I to wszystko?Hanish skinął głową.Haleeven przez chwilę milczał, a potem rzekł: A zatem okłamałeś ją przez niedopowiedzenie. Owszem.Wierzy, że przodkowie pragną spokoju, kiedy tak naprawdę pragną znówchodzić po ziemi. Z dobytymi szablami. Krwawo się mszcząc.Przez jakiś czas siedzieli w milczeniu, nie mając już nic do powiedzenia po tym, jakpodzielili się swoimi przemyśleniami.Hanish wyciągnął rękę i gestem poprosił o fajkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]