[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jegofotoreceptory nieustannie szukały kolejnych holokamer, ale nie zoba-czył ani jednej, poza tymi, o których mówił Artoo.Wetknął kabel w port danych obok drzwi.Teraz R2-D2 teoretycz-nie powinien zrobić swoje czary-mary z komputerem obsługującymdostęp do i z doku.Threepio rozćwierkał się melodyjnie, ogłaszając zwycięstwo. Doskonale, Artoo! A teraz.Co? Co mam zrobić? Musimy wiedzieć mówił mężczyzna po drugiej stronie stołu po co tu przyjechaliście i co zamierzacie robić.Był średniego wzrostu, miał małą ciemną bródkę i mały ciemnywąsik.I małe, ciemne, paciorkowate oczka, pomyślał Han.Mężczyzna był ubrany w mundur Wojskowych Sił Bezpieczeń-stwa Aphran, ale akcent miał obcy.Mówił wspólnym, jakby pochodziłz Sektora Korporacyjnego.138 Jesteśmy tu po to, aby przetestować skuteczność kostiumówkosmicznych piratów produkowanych na Commenorze odparł Han. Muszę wiedzieć, jak nas zdemaskowaliście? Nasi sponsorzy będąchcieli coś zrobić, żeby następnym razem kostiumy były lepsze. To nie jest zabawne odparł mężczyzna. Jak się nazywasz, kolego? Jestem Mudlath, kapitan Mudlath, z Zewnętrznych Sił Bezpie-czeństwa Planety Aphran. No, to przynajmniej jest zabawne.Hej, widzę, że nie brak cipoczucia humoruLeia zgromiła męża wzrokiem.To, co w tej chwili wyprawiał,mogło tylko pogorszyć sytuację; żadne wygłupy z pewnością jej niepoprawią.Siedzieli wokół stołu w pomieszczeniu wyłożonym durabetonem,gdzieś w podziemiach portu kosmicznego.Han i Leia mieli ręce skuteza plecami, a kostki związane odpornym na przecinanie sznurem pół-metrowej długości.Mudlath siedział naprzeciwko nich, a dwóch jegoludzi o wyjątkowo nieprzyjaznych obliczach strzegło wyjścia z pokoju. Cieszę się, że tak doskonale się czujecie w tych okolicznościachi nie tracicie dobrego humoru odparł Mudlath. Musicie się jednakprzyznać, że jesteście zaangażowani w działania militarne przeciwkoYuuzhanom, choć wiecie doskonale, że wszelkie czynności, które po-dejmiecie, mogą narazić na niebezpieczeństwo ludność tego spokoj-nego świata, wciągając go w niszczycielską wojnę.Han się zamyślił. Czy niszczycielska wojna to przypadkiem nie o jedno słowoza dużo? Będę tak uważał, dopóki nie usłyszę o konstruktywnej woj-nie, a może nawet zabawnej wojnie.Mudlath, wyraznie zdesperowany, zwrócił się teraz do Leii. Chyba zechcesz poprawić waszą sytuację, okazując większą chęćdo współpracy niż twój mąż. Cóż, jest wściekły wyjaśniła Leia. I ma rację.Użyliśmy prze-brań właśnie po to, aby zaoszczędzić waszym ludziom kłopotów.GdybyYuuzhanie wiedzieli, że tu jesteśmy, mogliby za nami przylecieć.Jeślisię nie dowiedzą, nie przylecą.Myśleliśmy o was, o waszych potrze-bach i uczuciach, a wy nas wynagradzacie wrogością.Ma prawo byćwściekły. Ciekawa uwaga przyznał Mudlath. Ale wciąż nie wyjaśniawaszej misji.Chcę znać nazwiska wszystkich osób, z którymi rozma-wialiście od chwili przybycia.139 Och, no cóż. Leia zastanowiła się przez chwilę. No tak,najpierw był ten oficer, który się z nami skontaktował.Ten z władzportu kosmicznego.Przesłałam mu nasze dokumenty i dostaliśmy odniego promień naprowadzający. To prawda skinął głową Han. Zachował się bardzo przyjaz-nie.Nie tak jak pan, kapitanie.Potem była kierowniczka doku, któraprzywitała nas przed wejściem.Rulacamp, prawda? Taka starsza kobieta uzupełniła Leia. Niezbyt rozmowna. I jeszcze jej pomocnik, ten, któremu spodobała się moja blizna.Kapitan Mudlath westchnął i oparł podbródek na pięści. Czyżbyście chcieli mnie zmusić do użycia bardziej radykalnychmetod? Ma pan na myśli tortury? ożywił się Han. No cóż.jak mus,to mus.Ale musi pan wymyślić coś naprawdę ekstra.Coś, czego nieznam.Byłem torturowany przez Dartha Vadera. Ja też dodała Leia. Wtedy jeszcze cię nie znałam. Będzie się pan musiał natrudzić, żeby go przebić. Zabrać ich stąd. Mudlath nagle zaczął sprawiać wrażenie bar-dzo znużonego. Pózniej dowiemy się od was wszystkiego i to w bar-dzo nieprzyjemny sposób.Threepio wyszedł z doku, w którym przetrzymywano SokołaMillenium.Jeszcze nie zaczęło świtać, więc nie był widoczny, jaknormalny złocisty robot w pełnym blasku słońca, czuł się jednak ni-czym dwumetrowy pręt żarowy.Na szyi miał zawieszony pakunek, który R2-D2 spakował, a na-stępnie spuścił mu na linie.Były w nim rzeczy, które zdaniem Artoomogły mu się przydać w drodze.Wyjął teraz jeden z tych przedmio-tów notatnik elektroniczny i otworzył go.Wstukał kod interfejsugłosowego. Artoo, słyszysz mnie?Na ekranie pojawiły się litery: Tak. Och, co za ulga.To znaczy, że już nie zakłócają częstotliwościkomunikatorów? Wciąż blokują częstotliwości w granicach doku.Ale ty włączy-łeś mnie bezpośrednio do komputera i teraz mogę się komunikowaćz komunikatorami poza polem zakłócającym. Nie muszę znać tych szczegółów.Wystarczyłoby tak albo nie.140 Nieprawda.Właściwa odpowiedz brzmiałaby: Nie, wciąż za-kłócają częstotliwości komunikatorów, a ty wtedy zachodziłbyś w gło-wę, jak ja się z tobą komunikuję. Ta twoja piekielna skłonność pogrążania się w najdrobniejszychszczegółach zaczyna mi przeciążać obwody logiczne.A teraz skup sięi odpowiedz jak najprościej.Co mam teraz robić? Gdzie jesteś?Threepio rozejrzał się i wczytał informacje.Znajdował się na rogudwóch uliczek w dokach, które z każdą chwilą stawały się coraz bar-dziej zatłoczone zarówno pieszymi, jak i śmigaczami.Widział ludzi,nieludzi, roboty, samojezdne ładowarki, poduszkowce, transporterytowarów.Nazwy uliczek lśniły na słupach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]