[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zastanawiał się, czy on albo Ben kiedykolwiek zdołająpokonać tę odległość.Jej odpowiedz brzmiała jednak zadziwiająco dojrzale.- Nie próbuj mnie za to krytykować, Mistrzu Skywalkerze.Nie mogę zniszczyć Abeloth.Tymożesz, więc musisz przeżyć.Byliśmy o włos od śmierci i Abeloth na pewno by zwyciężyła.Musisz zrobić to, co konieczne do zwycięstwa.- Gdyby ten atak nie powalił wszystkich wrażliwych na Moc w okolicy, czy Sithowieatakujący Abeloth zdołaliby ją pokonać? Tak czy nie? Może właśnie uniemożliwiłaś dokonanietego, co powinniśmy zrobić.Ale Luke nie był tego pewien.Przyszłość zawsze jest niepewna, a przyszłość, której właśniezapobiegła Vestara, mogła być fatalna.Zwłaszcza że jego wrażliwość na Moc była w tej chwilizmniejszona przez śmierć tsila.Vestara pokręciła głową.- Nie wiem tego.Czuję tylko, że masz więcej Mocy niż ktokolwiek inny, o kim wiem.Byłeśdość twardy, aby skłonić mnie, bym ściągnęła tu własnych ludzi, wiedząc, że prawdopodobnie dlaniektórych oznaczać to będzie śmierć.a może nawet dla mnie.Jak możesz mieć mi za złe, żezdobyłam się na to, aby poświęcić jednego tsila dla ratowania całej galaktyki?- Vestaro - odezwał się Ben, oddychając z trudem.- Dość.Tato, dość.Ona też ma trochęracji.Luke gniewnie zacisnął zęby.Dotarli do włazu wyjściowego.Vestara poszła pierwsza i podtrzymała klapę dlaSkywalkerów.Ben, z niewielką pomocą Luke a, zaniósł Valina w górę po drabince i znalezli się nazimnym, pogrążonym w półmroku świecie Nam Chorios.W strefie wojny.Pierwszym obrazem, jaki ukazał się ich oczom, był przemykający nad ich głowamiwahadłowiec, ciągnący za sobą smugę dymu.Spadał po łuku, aż znikł za odległą chmurą kurzu zdala od Kryształowej Doliny.Usłyszeli huk, kiedy uderzył o ziemię, a potem patrzyli na ognistąchmurę jego konania, wznoszącą się ponad burzę piaskową.Nad ich głowami śmignął stealthX, strzelając z poczwórnych laserów do odległego celu -niewielkiej, ale zwinnej kanonierki.Pojawiły się kolejne czerwone błyski na mrocznym niebie -oznaki bitwy rozgrywającej się wiele kilometrów nad nimi.Ben, dysząc ciężko ze zmęczenia, objął wzrokiem tę scenę.- Cały dywizjon stealthX-ów - mruknął.- Można powiedzieć, że przybyli w odpowiedniejchwili.- Niezupełnie.- Vestara zatrzasnęła właz, przekręciła koło, a potem zapaliła swój mieczświetlny i zanurzyła jego klingę w klawiaturze zabezpieczającej.- Jak długo byli w systemie,Mistrzu Skywalkerze?Luke wytrzymał jej wzrok.- Wiele dni.- A więc kazałeś mi wezwać moich ludzi, a ty wezwałeś swoich i poleciłeś im czekać wukryciu.Dopiero kiedy Abeloth i Sithowie się ujawnili, wezwałeś ich.- Tak.Wyłączyła broń i zawiesiła ją przy pasie.Poklepała Luke a po policzku - nieodpowiedni izbyt poufały, ale dziwnie znajomy gest.- Jesteś bardziej Sithem, niż sądziłam.Pewnie też bardziej, niż sam chciałbyś to przyznać.Skwitował to lekkim wzruszeniem ramion i podniósł do ust komunikator.- Owen Lars do Kandry Nilitz - powiedział.Nie słychać było charakterystycznego syku blokady, ale Kandra nie odpowiedziała.- Mam nadzieję, że w tej chwili jest w połowie drogi do Hweg Shul.- A potem sięzdecydował.Jedi powinni dystansować się od egoistycznych emocji i myśli, ale, do licha, jakdobrze było powiedzieć to po tylu miesiącach! - Wielki Mistrz Skywalker do dywizjonu stealthX-ów.Wchodzcie.- Szary Jeden do Wielkiego Mistrza, rozumiem - usłyszał głos kobiety.Jainy.Luke nie mógł powstrzymać uśmiechu.- Musicie natychmiast zabrać czwórkę Jedi, w tym jednego nieprzytomnego.- Załatwione, wujku Luke.Teraz Ben też się uśmiechnął.- Wreszcie.Tato znowu rządzi.Wracamy wszyscy do biznesu, jak zwykle.ROZDZIAA 44Dei z rosnącą satysfakcją obserwował na ekranie datapada transmisję od C-3PO.Główniewidział plecy wyższych, potężniejszych istot, w tym wielu Klatooinian, ale chwilami robotprotokolarny przechwytywał obraz podium i stojących na nim osób - mała klatooiniańska Jedi,klatooiniańska kobieta, która z nią rozmawiała, a o kilka kroków od nich - Tenel Ka.Operacja miała być szybka i skuteczna.Złapać robota protokolarnego, spowodować, żebysię wyłączył, ulokować gdzie trzeba ogranicznik, schować robota w namiocie wynajętym odsprzedawcy broni, który gotów był zarabiać kredyty w każdy możliwy sposób.Potem trochęmechaniki, żeby zainstalować ładunek wybuchowy i przekazniki, które będą przesyłać dane zczujników robota do datapada Deia.I jeszcze wpuścić do komunikatora robota fałszywąwiadomość, a na koniec przekazać robota dobrze opłaconemu przedstawicielowi MilicjiWyzwolonych Robotów.A potem trzeba już było tylko czekać na właściwy moment.Na szczęściemała Solo znalazła robota niecałe dwie minuty wcześniej, zanim Dei przekazał polecenie, aby i takgo uwolnić.Mała Solo.W tym momencie datapad przesłał zbliżenie twarzy Tenel Ka.Kobieta uśmiechała sięgładkim politycznym uśmiechem, jawnie okazując poparcie dla wydarzeń rozgrywających siępośrodku placu, ale w jej wyrazie twarzy było lekkie napięcie, które wydało się Deiowi znajome.Sith ukląkł na piasku na wschodniej skarpie i ustawił detonator obok siebie.Wziął do rękidatapad.Ignorując na razie transmisję na żywo, rozgrywającą się na ekranie - See-Threepio będziepotrzebował jeszcze co najmniej dwóch minut, aby dojść do podium - Dei cofnął nagrania z robotao kilka godzin wstecz.Oto i ona, dziewczynka uchwycona w momencie, kiedy C-3PO po raz ostatni spojrzał w jejtwarz.Miała włosy znajomej rudawej barwy, znajome szare oczy.A jej wyraz twarzy miał w sobierównie znajomą powagę.Dei przeskakiwał przez chwilę pomiędzy obrazami Tenel Ka i Amelii Solo.Nagłeoświecenie spłynęło na niego jak fala zimnej wody.Królowa Jedi.Może Tenel Ka miała drugą córkę? A może to dziecko, które wiele lat temuuznano za zmarłe? Miałoby to sens.Związek Tenel Ka z Jacenem Solo, konieczność, aby hapańskakrólowa ukryła dziedziczkę przed morderczymi rywalami.A więc trzeba będzie po prostu zabić obie.Na razie jednak kolej na Tenel Ka.Przełączył sięznów na transmisję na żywo.Ekran ukazywał zawoalowaną hapańską kobietę, rozmawiającą z C-3PO.Pokiwała głową, apotem odstąpiła, aby pozwolić mu przejść.Kolejną osobą, w odległości niecałych pięciu metrów,była Tenel Ka.Dei sięgnął po pilota.Tymczasem jego palce napotkały piasek.Zaskoczony, przez chwilę macał wokół siebie.Zwykle był pedantycznie dokładny, co do milimetra, wiedział bezbłędnie, gdzie co kładzie.Ajednak natrafił jedynie na piach.Spojrzał w dół.Pilot znikł.Allana dotarła do końca ścieżki wiodącej w górę wschodniego garbu.Przełknęła ślinę ispojrzała w dół, na obozowisko.Kiedy tam była, wydawało się ogromne, a teraz takie małe. SokółMillenium , ustawiony na krawędzi, cały skąpany w światłach ustawionych przez strażnikówSojuszu, dawał jej pojęcie skali.Nawet z tej odległości słyszała od czasu do czasu krzykidobiegające z centralnej sceny.Słyszała także cichy szum z najbliższego generatora pola,oddalonego o setki metrów.Ale obozowisko jej teraz nie interesowało.Odwróciła się, żeby spojrzeć na ciemną pustynię.O wiele za pózno przyszło jej do głowy, że tak blisko krawędzi nierównego nawisu każdy fałszywykrok może spowodować upadek z wysokości kilkudziesięciu metrów - kończący się poważnymiobrażeniami lub śmiercią.Cóż, nic nie może zrobić, poza zachowaniem ostrożności.Jeśli tylko czas na to pozwoli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]