[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szybko zrzuciłam buty i krzyknęłam do McGratha i Pinkhama:- Będzie dobrze! Nie martwcie się! - Choć w rzeczywistości miałamnajczarniejsze przeczucia.- Wyglądają całkiem dobrze.Tylko McGrath ma paskudnie rozciętąnogę - relacjonował J.D.- Jasne, ale trzeba znalezć Bena! - krzyknęłam do J.D.i skoczyłamdo wody, zanim zdążył mnie powstrzymać.Na szczęście było głęboko i nic sobie nie zrobiłam, tylko pierwszechwile w zimnej wodzie nie należały do najprzyjemniejszych.Wokółdopalających się resztek łodzi pływały kawałki rozszarpanego wybuchemposzycia.Gdy zanurkowałam, okazało się, że woda jest zbyt mętna, abycoś zobaczyć.Wtedy zawahałam się i pomyślałam, że powinni tupracować zawodowi ratownicy.Miałam jednak nadzieję, że Ben jest tylkonieprzytomny i wiedziałam, że jeżeli ma żyć, to muszę go natychmiastwyciągnąć, i zanurkowałam raz jeszcze.Niestety, na próżno.W chwilępózniej usłyszałam głos J.D.:- Betts! Opamiętaj się! - krzyczał, płynąc do mnie.- Sama nic nie zdziałasz! Tu potrzebni są zawodowcy ze sprzętem!Wiem, że już jadą! Wracaj na prom! Musimy zawiezć McGratha iPinkhama do szpitala!340RS Przez chwilę się wahałam.Choć byłam przerażona tym, co się stało,uczepiłam się myśli, że Ben jednak żyje, a to oznaczało, że nie mogęzostawić go na pastwę losu.- Nic z tego! Nigdzie nie płynę! Muszę odnalezć Bena! - zawołałam.J.D.nie słuchał.Obejmując mnie mocno, skierował się w stronępromu.- Betts, Ben i Smitty nie żyją.Musisz się z tym pogodzić.Zrobiło mi się słabo.Potem już tylko beczałam - i na promie, i naprzystani, gdzie zebrały się tłumy gapiów.Było też pogotowie, no ioczywiście zjawili się reporterzy.Od ratowników dowiedziałam się, że zabierają rannych do szpitalaEast Cooper, i zwróciłam się do J.D.:- Muszę zadzwonić do Seli.- Wyciągnęłam telefon z kieszeni, aleokazało się, że nie działał.- No to miałaś komórkę.Po takiej kąpieli już sobie z niej niepogadasz.Jutro kupimy nową.Nic się nie martw - pocieszał mnie J.D.- Czy wszystko w porządku? - chyba retorycznie spytała Sandi,podając mi telefon J.D.- Jeszcze nie za bardzo.Czy wiesz, jak dojechać do szpitala, doktórego zabierają naszych?- Nie, ale pojadę za karetką - odparła Sandi.- Dobrze.Ja przyjadę za jakieś dziesięć minut - dodałam, odchodzącna bok.- Betts nie uwierzysz, kto tu jest.- Usłyszałam głos Seli.- Kto taki?341RS - Valerie.- Dlaczego mnie to nie dziwi?- Ale słuchaj, jak się tylko dowiedziała, że na łodzi byli tylkomężczyzni, od razu trafił ją szlag! Nie pytała nawet o J.D.i wrzeszczała,że to ty miałaś płynąć tą motorówką.Czy wiesz, co to oznacza?- Nie mam pojęcia - rzuciłam, bo jeszcze nie doszłam do siebie i niemogłam myśleć logicznie.- To proste.Jeżeli policja znajdzie ślady materiałów wybuchowych,Valerie już się z tego nie wywinie, bo wtedy będzie to próba zabójstwa.342RS Rozdział 18Czas próbyNigdy w życiu nie pogodzę się z tym, że nie ma już wśród nas BenaBrutona.Nieugięty i błyskotliwy był dla mnie wzorem do naśladowania.Nie ma ani krzty przesady w stwierdzeniu, że straciliśmy wielkiegoczłowieka.W świecie finansjery, gdzie chciwość narzuca jedynie większąprzebiegłość, przestrzeganie zasad etycznych można wymusić jedynie zapomocą aparatu państwowego.Najskuteczniejsze z metod to konfiskatamajątku, podanie do wiadomości publicznej przestępstwa czy perspektywaspędzenia reszty życia na państwowym wikcie w więzieniu.Ben, chociażnieustannie obracał się wśród rodzących pokusę fortun, zachowałnieskazitelną reputację.Smitty, zawsze skromny i uprzejmy, był doskonałym menedżerem.Jego śmierć szczególnie boleśnie odczuł J.D., który przez długie latabardzo się z nim przyjaznił.Jak mawiał, Smitty był prostodusznymczłowiekiem o niezwykłej cierpliwości.I w najlepszej wierze działał narzecz Langleyów.Chociaż miał skrajnie różne poglądy na wiele spraw niżJ.D., był dżentelmenem z Południa, za co wszyscy go podziwialiśmy.Nie wiedziałam, ile prawdy jest w twierdzeniu Seli, że to był zamachna moje życie.A jaką rolę odegrała w tym wszystkim Valerie? Aby nierozsiewać zbędnych plotek i nie dolewać oliwy do ognia, zdecydowałam,że nie powtórzę J.D.tych rewelacji.Prawda i tak wyjdzie na jaw.W tej343RS chwili chciałam jedynie zrobić dwie rzeczy: upewnić się, że Pinkhamowi iMcGrathowi nic się nie stało, i odnalezć ciała Bena oraz Smitty'ego.Namiejsce katastrofy zaczęli napływać lokalni reporterzy.Dwoili się i troili,aby to ich relacja trafiła do ogólnokrajowych wiadomości.Wsiedliśmy do auta J.D.i ruszyliśmy do szpitala.Słyszeliśmy wyciesyren alarmowych samochodu ratowników i policji.Z drogi! Z drogi! -wrzeszczałam w myślach.Na szpitalnym korytarzu spotkaliśmy Sandi, która od razu zapewniłanas, że McGrathowi i Pinkhamowi nic nie grozi i po badaniach zjawią sięniebawem na dole.- Może powinniśmy do nich iść? - zaproponowałam.Choć byliśmy całkowicie przemoczeni, lekarz pozwolił nam ichzobaczyć.Jednak zanim do tego doszło, troskliwa pielęgniarka okryłamnie dwoma kocami, bo aż szczękałam zębami z zimna.Na szczęście aniPinkham, ani McGrath nie odnieśli większych obrażeń.Gorzej było z ichstanem psychicznym.Właściwie to wszyscy znajdowaliśmy się jeszcze wszoku.Pinkham poinformował już Douga Trauma, szefa ARC Partners, otym, co się stało.I to on wziął na siebie trudny obowiązek zawiadomieniażony Brutona o śmierci męża.- Przylecą tu z Carol mniej więcej za godzinę.Wdowa chce zabraćciało, jeśli zostanie odnalezione - poinformował McGrath.- A tak właściwie, co to było? - zapytał Pinkham.- Jeszcze nie wiadomo, ale nasz przyjaciel Ed O'Farrell, komendantpolicji w Charlestonie, wraz ze swoimi ludzmi przesłuchuje już świadków,aby sporządzić listę podejrzanych.Nurkowie też są już na miejscu.Jestem344RS pewien, że wydobędą na powierzchnię resztki łodzi i dokładnie wszystkozbadają - odrzekł J.D.Właśnie dotarło do mnie, że w dobie zaciętej walki o widza żadnastacja telewizyjna nie przepuści takiej okazji.Musiałam natychmiastskontaktować się z synem.- J.D., czy mogę zadzwonić z twojego telefonu?- Jasne! - odpowiedział, podając komórkę.Wyszłam na szpitalnyparking i zadzwoniłam do Adriana.Oczywiście zgłosiła się poczta.- Cześć! Mówi mama! - Usiłowałam zapanować nad emocjami.- Wzatoce był straszliwy wypadek.Jedna z łodzi wyleciała w powietrze.Pewnie będzie o tym mowa w Wiadomościach, ale nie martw się, jestemcała i zdrowa.Niestety, zepsuł mi się telefon.Kocham cię i o nic się niemartw! Zadzwonię jeszcze raz, jak tylko naprawię komórkę.Próbowałam jeszcze porozmawiać z Selą, ale nie podnosiłasłuchawki.Pomyślałam, że właśnie się pakuje, aby jak najszybciej opuścićwyspę.W ten oto sposób nasz ekologiczny piknik stał się elementemzbrodni.Gdy wchodziłam do budynku, telefon zadzwonił.To był EdO'Farrell.- Cześć! Czy jest tam J.D.? - zapytał.- Oczywiście.Zaraz oddam mu komórkę.- Nic ci się nie stało? A co z resztą? - pytał, nie czekając naodpowiedz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl