[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem przesuwa po tym czymś lekko palcami,jakby strzepywał kurz, i wtedy widzę już, że to małe,niebieskie, aksamitne pudełeczko.John otwiera je.Jednocześnie mówi po prostu:- Wyjdź za mnie.27262Zaniemówiłam z wrażenia.Nie mogę oderwać oczu odpięknego, kwadratowego brylantu osadzonego na cienkiejplatynowej obrączce.Szumi mi w głowie.Pierwszazrozumiała myśl, jaka się w niej pojawia, to ta, żeoświadczyny Johna niezwykle mi schlebiają.Onnaprawdę chce się ze mną ożenić?John i ja rzadko rozmawialiśmy o małżeństwie i tylkobardzo ogólnie.Mówił, że chciałby się kiedyś ożenić, alejeszcze nie teraz.Zgadzałam się z nim, zapewniając, żenie jest moim celem przywdzianie ślubnej sukni,przynajmniej do czasu osiągnięcia odpowiedniej pozycjizawodowej, która zagwarantuje mi niezależnośćfinansową.Rozmawiając na ten temat, nigdy niemówiliśmy o sobie jako o przyszłej parze małżeńskiej.Ioto proszę, John oświadcza mi się z nadzieją w oczach.- John - odzywam się w końcu, wracając doteraźniejszości, w której mój partner ofiarowuje migałązkę oliwną w postaci pierścionka z brylantem.-Mamy swoje problemy.Nie wiem, czy to jest jakieśrozwiązanie.Ogniki nadziei w jego oczach to rozbłyskają, toprzygasają.Mimo to wyprostowuje się i mówi:RS- Zrobię dla ciebie wszystko.Będę z tobą rozmawiał,kiedy tylko zechcesz.Będę ci podporą w okresie rozwodutwoich rodziców.Nie mam absolutnie nic przeciwko temu,żebyś jak najczęściej spotykała się ze swoimiprzyjaciółkami.Nawet pójdę z tobą do poradni, jeśliuważasz, że tego potrzebujemy.- Nie wiem.- zaczynam mówić, ale John kładzie palecna moich ustach, a potem ciągnie mnie za ręce i obracatak, że po chwili siedzimy po turecku naprzeciwko siebie.Nasuwa mi się refleksja, że ilekroć myślałam omałżeństwie, czyli kilka razy, nie tak wyobrażałam sobiemoje zaręczyny – pocę się w słońcu, jestem bez makijażu ioboje siedzimy jak dzieciaki na letnim obozie.- Kocham cię ponad wszystko w świecie - mówi John izaciska mocno palce na jednej z moich rąk.- W pełni263zdałem sobie z tego sprawę po twoim wyjeździe.Zrobięwszystko, żebyś była szczęśliwa.Pragnę, byś została mojążoną.Słowa „moją żoną" sprawiają, że przebiega mi po cieledreszcz.Brzmią raczej zaborczo niż kojąco.Ale może toprzełom, na który czekałam.Może teraz namiętnośćJohna weźmie górę nad jego pogonią za karierą.Może tozobowiązanie będzie oznaczać czułe spojrzenia i długierozmowy do późnej nocy.Może to jednak jest jakieśrozwiązanie.Może to znak tego, że John potrafi sięzmienić.- Przymierz - mówi, wyciągając ku mnie dłoń zotwartym, niebieskim pudełeczkiem.Uśmiecha się przytym lekko, jak dziecko, które wie, że zaraz dostanieprezent urodzinowy, na który czekało przez cały rok.Wyjmuję pierścionek z pudełeczka i rozbłyskuje on wsłońcu, przywodząc mi na myśl połyskujące morze,widziane wcześniej z autobusu.Wsuwam pierścionek naserdeczny palec lewej ręki.Pasuje doskonale.Podnoszędłoń i oglądam pierścionek z różnych stron, ledwie zdającsobie sprawę z coraz szerszego uśmiechu, wykwitającegona twarzy Johna.Nagle jednak odnoszę irracjonalneRSwrażenie, że pierścionek zaczął się kurczyć i zaciska sięcoraz mocniej na moim palcu.Jednocześnie odczuwamucisk w piersiach.Widzę siebie za ileś tam lat, wciąż niezadowoloną,skarżącą się przyjaciółkom, z którymi już się prawie niewiduję, albo jakimś obcym ludziom na spotkaniu bliżejnieokreślonej grupy wzajemnego wsparcia, cokolwiek toznaczy.Wiem, że John jest gotów dać mi wszystko.Poradę psychologa, czas z przyjaciółmi, rozmowy.Jednakto „jego wszystko" nigdy mnie nie zadowoli.On po prostu nie jest tym jedynym, o którym mówiła Jenny.O ilewcześniej miałam tylko wątpliwości, teraz stało się to dlamnie całkowicie jasne.Zdejmuję pierścionek z palca i chowam go do pudełka.- Nie mogę, John.To nie ma sensu.264Nagle uświadamiam sobie, że jeszcze parę tygodni temugest Johna mógł odnieść zamierzony skutek, mógłwystarczyć.Teraz jednak patrzę na to wszystko inaczej.Jak brzmi to stare powiedzenie? Nie poślubiasz osoby,która jest dla ciebie odpowiednia, ale tę, która jest dlaciebie odpowiednia w danym momencie.No cóż, ja chcęwyjść za faceta, który naprawdę jest dla mnie odpowiedni,nawet gdybym miała czekać całe życie.- Casey, proszę - mówi John.Uśmiech znika z jegotwarzy, w oczach pojawia się ból.Nienawidzę siebie za to, że sprawiam mu takąprzykrość, ale nie mam innego wyjścia.- Proszę - powtarza John.- Zrobię, co tylko zechcesz.- Wiem, ale.- Szukam przez chwilę właściwych słów.Odwracam głowę i dostrzegam statek wypływający zportu.- Nie jesteśmy sobie przeznaczeni - mówię wkońcu.- Nie jestem odpowiednią dziewczyną dla ciebie.- Bzdura.Ty jedna jesteś dla mnie odpowiednia.- A to wszystko, o czym ci powiedziałam? Przecież niebyłam ci wierna.Wyraz cierpienia na twarzy Johna ustępuje miejscagniewowi, ale tylko na chwilę.RS- Jestem gotów o tym zapomnieć.Ja nie, odpowiadamw myślach.Moje oczy zachodzą łzami.Jak mogło do tego dojść?Czemu go tak ranię?- Nie rób tego, Casey - prosi John.- Nie rób tego.Dajsobie trochę czasu.- Czas nie pomoże.- Potem wypowiadam wreszcie tesłowa: - To już koniec.- Nie, nie - protestuje.- Pójdziemy do poradni.Niebędę nalegał na ślub.Dam ci tyle czasu, ile potrzebujesz.Pragnienie, by zgodzić się na tę propozycję, jestprzemożne.Byłby to balsam na skołatane serce Johna,ale wiem, że gra na zwłokę niepotrzebnie tylko odsunie wczasie to, co nieuniknione.265- Przykro mi.- Przyciągam go do siebie.Jego ciałospoczywa bezwładnie na moich piersiach.John nieodwzajemnia uścisku.Patrzę bezradnie, kiedy John wkłada swoje T-shirty,kąpielówki i białą koszulę do sztywnej, jasnobrązowejwalizki.Zazwyczaj pakuje się bardzo starannie, zwija T-shirty w małe, niepomarsz-czone ruloniki, umieszczaosobno bieliznę i przybory toaletowe.Teraz jednak wrzuca niedbale szorty, a potemtenisówki i tubkę kremu do golenia.Przez chwilę panikuję i mam ochotę powiedzieć, bywyjął pierścionek i oświadczył mi się jeszcze raz, ale niepotrafię się na to zdobyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • sp2wlawowo.keep.pl